39747.fb2
– To bzdura – odparła babcia z tłumionym płaczem. – Tak naprawdę tata ma rację. To średniowieczny przesąd. A to, że ja akurat wierzę w Anioły, to inna sprawa… bo w ogóle to wiesz… Przecież nikt ich nigdy nie widział! No i… I dajmy sobie z tym spokój.
– Ale powtórz to, co powiedziałaś! Powtórz! Może to ważne! – zawołała Ewa.
– O Boże! Po prostu tak mi się powiedziało!
– Musisz mi powiedzieć – naciskała dziewczynka.
– …no, że to wygląda tak, jakbyś w ogóle nie miała swego Anioła Stróża! – wypowiedziała babcia i rozpłakała się, tym razem głośno.
Babcia płakała i wycierała łzy, a dziewczynka wpatrywała się w nią intensywnie, próbując coś sobie przypomnieć. Wsłuchiwała się w rytmiczny szum skrzydeł wielkiego wentylatora.
– Nie płacz, babciu – powiedziała machinalnie, błądząc myślami gdzieś bardzo daleko.
– Ja nie płaczę, dziecino. Przecież wszystko będzie dobrze – powiedziała starsza pani, szlochając coraz głośniej.
Wtedy właśnie Anna, nie wytrzymując dłużej napięcia, rozpłakała się również, a zaraz po niej i Jan zaczął pociągać nosem. Drobna trzynastolatka stała boso na środku pokoju, patrząc bezradnie na troje szlochających dorosłych.
– Przestańcie! – powiedziała. – Nie możecie tracić czasu. Musicie mi pomóc.
– Jak możemy ci pomóc? – spytał Jan rozedrganym głosem. – Powiedz tylko, a zrobimy, co chcesz. Wszystko, czego zapragniesz.
– Babciu, czy każdy człowiek ma swojego Anioła Stróża? – pytała dziewczynka.
– Nie wiem… chyba tak… podobno. Skąd mam wiedzieć?
– Nie pytam, skąd to wiesz, ale czy w to wierzysz? Babcia, wciąż płacząc, zastanawiała się nad słowami wnuczki. “Wiem o istnieniu Aniołów Stróżów, bo mówiła mi o nich moja matka, mówił mi ksiądz na religii, ale czy wierzę w nie? Jak to właściwie jest? Wierzę, czy też…”
– Wierzę – powiedziała nagle mocnym głosem, a Jan wpatrzył się w nią ze zdziwieniem. Wiedział, że jego teściowa jest osobą starej daty, ale nie sądził, że do tego stopnia kieruje się w życiu przesądami.
– W takim razie chcę, żeby babcia odnalazła tamto pióro – powiedziała dziewczynka.
– Jakie pióro? – zdziwiła się babcia w pierwszej chwili.
– Osiem lat temu, gdy wpadłam do wilczego dołu, leżało koło mnie pióro. Podniosłaś je i schowałaś, pamiętasz? Tak przynajmniej potem mówiłaś. I miałaś mi je dać, ale obie o tym zapomniałyśmy.
– Pióro? – zdziwiła się starsza pani. – Poczekaj… Niech sobie przypomnę… Taaaak, pióro!
– Było pióro – przytaknęła nerwowo Anna. Nie wiedziała, ku czemu zmierza ta rozmowa, lecz każda rozmowa, nawet bezsensowna, była ratunkiem przed myślami o stanie zdrowia Ewy. – Staliśmy we trójkę nad tym okropnym dołem, Ewa leżała w nim, nieprzytomna, a obok niej jaśniało ptasie pióro. Nawet zalśniło w świetle latarki.
– Tak, pamiętam, jak rozbłysło w świetle latarki. Ptasie pióra wydzielają specjalny tłuszcz, dzięki czemu ptaki nie mokną nawet podczas dużego deszczu. Taka odrobina tłuszczu daje połysk – przytaknął gorliwie Jan. – Babcia się wówczas uparła, że to pióro pewnie należy do Ewy, i…
– …i prosiłam, żebyś mi je podał, gdy już wlazłeś do tego dołu – zakończyła babcia. – Pamiętam. Teraz już pamiętam. I ty mi je dałeś, Janie. A nazajutrz w szpitalu powiedziałam Ewuni, że je schowałam i że jej oddam, gdy wróci do domu…
– …ale ja nic nie pamiętałam. Żadnego pióra, żadnego dołu, tylko ciemność – uzupełniła dziewczynka. – Lecz teraz sobie przypomniałam. Gdy powiedziałaś to zdanie o moim Aniele Stróżu, już wszystko wiem. Wszystko. Więc gdzie to pióro, babciu?
– Czy ty myślisz, że znajdę je po ośmiu latach? Zwykłe białe ptasie pióro? – spytała zdumiona starsza pani. – Na pewno je wyrzuciłam!
– Babciu, ty niczego nie wyrzucasz! – odparła Ewa z przekonaniem.
To była prawda. Strych w babcinym domku był gigantyczną graciarnią, pełną “bardzo potrzebnych rzeczy”, takich jak stare słoiki i zakrętki, buty sprzed trzydziestu lat, niemodne czapki i płaszcze, zniszczone zabawki Ewy, przedpotopowe suknie, rozlatujące się meble. Babcia nie pozwalała niczego wyrzucić, twierdząc, że na pewno “kiedyś się przyda”. I czasem rzeczywiście coś się przydawało. Ewa pokładała teraz całą nadzieję w przekonaniu, że także pióro zostało schowane przez babcię i leży sobie gdzieś spokojnie od ośmiu długich lat. Gdyby miało się okazać, że to pióro… A właściwie czemu nie?! Czemu nie miałoby to być takie pióro! Skoro babcia wierzy w istnienie Aniołów Stróżów, to ona, Ewa, może wierzyć, że pióro, które leżało koło niej w wykopanym przez kłusowników dole… że to PIÓRO… no więc, że ono…
Ewę bardziej niż badania w szpitalu zmęczył strach, który narastał od dnia, gdy Czarny Ptak zasiadł na konarze wiśniowego drzewa. Do tego strachu dziewczynka nikomu nie chciała się przyznać. Ten strach, po kilkunastu dniach oglądania stale tej samej, nieruchomej, złowieszczej sylwetki, powoli przerodził się w pełną lęku pewność: “UMRĘ. Wiem, że wkrótce umrę…”
To nie był strach przed umieraniem, gdyż Ewa nie wiedziała, co ono znaczy, jakie jest, w jaki sposób się je odczuwa. Czuła natomiast lęk przed dniem, w którym już nie ujrzy zachodu słońca, nie ujrzy świtu i rozkwitających barw świata, nie przeżyje wieczoru, kiedy brała do ręki kolejną ciekawą książkę. I był także strach o rodziców. “Co oni beze mnie zrobią? Niby wciąż są zajęci, nie mają dla mnie czasu, ale wiem, że mnie kochają…”
Ten strach obudził ją przed chwilą i wtedy usłyszała ostatnie słowa rozmowy dorosłych. Ale i bez tego wiedziała, że wszystkie większe i mniejsze przypadłości, jakich nie szczędził jej los, prowadziły w gruncie rzeczy właśnie do tego: do śmiertelnej choroby, która miała przedwcześnie skrócić jej życie.
Dziwne słowa babci o Aniele Stróżu, wypowiedziane na tle szumu skrzydeł wentylatora, w rozbłysku wydobyły z jej pamięci wydarzenia sprzed ośmiu lat. I nagle stanęły jej przed oczami jak żywe: Anioły frunące po niebie. Na moment ogarnął ją tamten dziecięcy zachwyt, który usiłowała wtedy przekazać mamie. Wzruszenie nad pięknem dźwięku, jaki wydawały ich ogromne, puszyste, złotobiałe skrzydła w starciu z powietrzem. Ten dźwięk brzmiał jak muzyka, jak gigantyczne niebieskie organy. Jasny, świetlisty wizerunek złotobiałej Istoty, która zajrzała jej w oczy… Czarne Anioły walczące z Białymi… Czarny, który pochwycił Białego w swoje szpony i zaczął wyrywać mu pióra ze skrzydeł. Anielskie pióra spływające z wiatrem ku ziemi… Czy jedno z nich nie mogło w naturalny sposób upaść koło niej? Mogło?! Nie mogło?! Mogło.
– Znaleźliście mnie wtedy w tym wilczym dole i nie wiecie, skąd się w nim wzięłam. A tymczasem ja… – zaczęła wolno i z namysłem, a troje dorosłych przyglądało się jej z napięciem. Ewa czuła w sobie to samo napięcie, przypuszczała, że jej nie uwierzą. Jeśli nie uwierzą, to nie pomogą. Miała tę jedną, jedyną szansę, choć nie wiedziała, co z tego wyniknie.
– Przypomnij sobie, jak wpadłaś do tego dołu? Co cię wówczas pognało na łąkę? – spytała ponaglająco Anna.
– …pobiegłam na łąkę, bo po niebie leciały Anioły! – wyrzuciła z siebie Ewa jednym tchem, gdyż chciała to zdanie mieć już za sobą. Wyobrażała sobie, co teraz myśli jej mądry tato i jej rozsądna mama. Tak jak się spodziewała – wszyscy zamilkli i patrzyli na nią tak, jakby byli pewni, że straszna choroba zaatakowała jej mózg. Tata nie wiedział, co na to powiedzieć, dla niego Anioły frunące po niebie podobne były do dinozaurów, które wyginęły sześćdziesiąt pięć milionów lat temu. Ludzie i dinozaury wyminęli się w wielusetmilionowej historii Ziemi. Anioły zaś i ludzie…
– Ewuniu… – zaczął tato, westchnął głęboko i urwał. Babcia, która deklarowała przed chwilą wiarę w Anioły, słysząc teraz słowa swojej wnuczki, patrzyła na dziewczynkę, popłakując, jakby dawała do zrozumienia, że wnuczka majaczy.
A mama?… Ewa wpatrzyła się w mamę i wstąpił w nią cień nadziei: rozsądna, chłodna intelektualistka, która do oceny swej sztuki używała centymetra i wagi zamiast uczuć – stała na środku pokoju z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. W jej oczach odbijało się jakieś wspomnienie, tak szokujące, że nie dowierzając samej sobie i swojej pamięci, schwyciła się rękami za głowę.
– Boże drogi… – zaczęła nerwowym szeptem, spacerując szybkim krokiem po pokoju. – Przecież wtedy gdy Ewa wbiegła do mojej pracowni… pamiętacie? Gdy zastanawialiśmy się, gdzie ona jest, próbowałam odtworzyć rozmowę z nią! Powiedziałam wam wówczas, że ona prosiła, abym wyszła obejrzeć ptaki, które fruną po niebie…
– …od łąki w stronę lasu – przytaknął Jan.
– Wędrowne ptaki. A ja mówiłam, że na nie za wcześnie – wtrąciła babcia.
– Bo było za wcześnie! Jeszcze nie przyleciały! – krzyknęła Anna w gwałtownym pomieszaniu. – Teraz, gdy odtwarzam to w pamięci, słyszę wyraźny głos Ewy. Ona wtedy krzyczała: “MAMO! MAMUSIU! ANIOŁY FRUNĄ PO NIEBIE!”
– Tak! Tak, właśnie tak krzyczałam! – zawołała Ewa, szczęśliwa, że wreszcie znalazła wiarygodnego świadka.
– I co z tego? – spytał ponuro Jan, a w pokoju znowu zapadła cisza.
Pytanie Jana, choć nie wypowiedziane do końca, miało znaczyć: “Co z tego, że małej dziewczynce roiły się osiem lat temu Anioły? Co z tego, że babcia przechowała jakieś pióro? Co ta cała historia ma wspólnego z chorobą naszej córki?”
Milczenie, które zapanowało teraz w pokoju, dowodziło, że wszyscy troje myśleli podobnie. Bezsensowna rozmowa o Aniołach była pretekstem, by uniknąć rozmowy o wiele trudniejszej.
– Tatusiu, ty nic nie rozumiesz – zaczęła dziewczynka czystym, dźwięcznym głosem. – Babcia ma rację. Ja naprawdę straciłam mojego Anioła Stróża. Pokonał go Czarny Anioł. Może nawet zabił. A może nie zabił? Może on gdzieś jest, błąka się i wystarczy go odnaleźć, a ja wtedy wyzdrowieje?
Wśród milczenia, które kolejny raz zapadło w pokoju, rozległo się nagle gwałtowne, niepohamowane łkanie babci. Babcia nie mogła się powstrzymać, widząc beznadziejność całej sytuacji. Płakała nad złudną nadzieją, jaką ma ta mała, śmiertelnie chora dziewczynka. Wiara wiarą, ale Anioły, frunące po niebie? Jakiś czarny, który zabija białego? Co za bajki! Wspaniała wyobraźnia, lecz, niestety, to kolejny dowód na to, że chore dzieci cechuje wyjątkowo bujna fantazja. Tak, to babcia powiesiła obrazek z Aniołem Stróżem nad łóżeczkiem Ewy, lecz przecież wszystko ma swoje granice: Anioły bywają na obrazkach, ale nikt nigdy nie oglądał Aniołów na Niebie!
– Ewa… Ewuniu… – zaczął bezradnie Jan i spojrzał z wyrzutem na Annę. Po co ciągnęła ten anielski wątek?! Oczekiwał od niej wsparcia, lecz Anna stała zamyślona tak głęboko, że nie docierało do niej nic, nawet pochlipywanie jej matki. Jan westchnął i doszedł do wniosku, że zatem na nim, jako na ojcu, spocznie obowiązek ściągnięcia wszystkich na ziemię. Podszedł do komputera, którego ekran drzemał, migocząc usianą gwiazdami czernią.
– Ewuniu, to jest komputer, prawda? A pudełko obok to modem. Dzięki niemu łączę się z całym światem, tak? – mówił do córki, a zarazem do wszystkich w pokoju. – Spójrz, Ewuniu… W każdej chwili mam dostęp do zasobów ludzkiej wiedzy, prawda? Mogę się połączyć z największą biblioteką świata i dotrzeć do najwybitniejszego specjalisty z każdej dziedziny. Spójrz… łączę się… O, teraz jesteśmy w jednej z lepiej wyposażonych bibliotek, w Waszyngtonie. Wystukujemy hasło Anioł i zobaczymy, co pojawi się nam… hm… na przykład “Michał Anioł, malarz i rzeźbiarz” albo “Anioły w malarstwie i literaturze”… oo, widzisz? Są… A tu jest dział zwany angelologią, czyli nauką o Aniołach… Angel to Anioł, logos to nauka. Angelologią rozwijała się głównie w średniowieczu, najmodniejsza była w trzynastym i czternastym wieku, Ewuniu, ale dziś mamy prawie dwudziesty pierwszy wiek! Co jeszcze mamy tu o Aniołach… Szukajmy dalej… Zaraz… chwileczkę… Znowu jakieś cyberśmieci! W tym przeklętym Internecie różni szaleńcy… no nie, to niemożliwe… niemożliwe! co jest? chyba ktoś mi robi głupi kawał?!!! Tu są megabajty… nie, gigabajty informacji o Aniołach, poświęconych głównie Aniołom Stróżom!!! Na litość boską, nie wiedziałem, że Anioły zajmują w Internecie tak dużo miejsca!
– Widzisz, tatusiu – powiedziała Ewa, podczas gdy rodzina stała milcząco, skupiona za plecami Jana. – Tylko ty nie wierzysz w Anioły. A one są. I, jak widzisz, nie tylko ja w nie wierzę, nie tylko ja je widziałam.
Jan, pokonany, obejrzał się bezradnie na Annę, szukając w niej oparcia. Lecz go nie znalazł.