39747.fb2 Tam, gdzie spadaj? anio?y - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

Tam, gdzie spadaj? anio?y - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

– On mnie wyśmieje…

– Nie zamierzam śmiać się z tego, co powie mama! – zapewnił Jan. – Chcę wyjaśnić, jakim cudem drukarka włączyła się sama i wydrukowała akurat to słowo w siedemnastu wersjach!

– No więc… Dziadek umarł siedemnastego marca… Zebrani w pokoju milczeli, patrząc to na nią, to na zadrukowaną kartkę papieru.

– No to już powiem resztę – zdecydowała się babcia. – Dziadek zawsze interesował się duchami. Wierzył w duchy. Nie wierzył w nie jakoś głupio czy histerycznie. No, wiecie, o czym mówię? Na przykład nie siadał do spirytystycznych seansów, nie uprawiał żadnej magii, nic takiego. On po prostu wierzył w życie pozagrobowe i w to, że duchy nawiedzają ziemię. Opowiadał mi kiedyś, że gdy umierał jego ojciec, twój pradziadek, Ewuniu, ktoś trzykrotnie zastukał w okno, choć mieszkali na trzecim piętrze. Równocześnie w domu dziadka i jego siostry stanęły wszystkie zegary. Zatrzymały się dokładnie na godzinie 18.23. Twoja prababcia potwierdziła, że o tej porze, co do minuty, zmarł pradziadek. Więc jeśli ten Swedenborg pisał o duchach, to teraz rozumiem, skąd w moim domu są jego książki. Dziadek widocznie uznał Swedenborga za autorytet w kwestii duchów i go czytywał.

Jan milczał. Jego ścisła, naukowa wiedza wystawiana była na coraz trudniejsze próby. Nie wierzył w duchy. A jednak drukarka sama włączyła się nocną porą – i to był fakt nie do podważenia. Zerknął na żonę, ale ona – nie po raz pierwszy od dnia, gdy zaczęli mówić o Aniołach – nie wspierała jego poglądów. Stała zamyślona i wpatrywała się w kartkę, zadrukowaną kaligraficznym pismem na siedemnaście różnych sposobów.

– Co ci jest? – spytał Jan.

– Nic – powiedziała niepewnie Anna i zamilkła. “Komputer i duchy?”, pomyślał nerwowo Jan, lecz nie wyrzekł ani słowa. Bo nagle wszystko zaczęło wydawać się możliwe.

Zdecydowali, że zjedzą, śniadanie i pójdą do domu babci, gdzie Anna z Ewą i babcią nadal będą szukać tajemniczego pióra, Jan zaś weźmie książki Swedenborga i wyszuka w nich wszystko, co może się przydać.

“Przydać w czym? Co my właściwie robimy? Szukamy tu, na Ziemi, zagubionego Anioła?”, zamyślił się Jan. “Gdyby którykolwiek z moich uniwersyteckich kolegów o tym usłyszał, pewnie uznałby mnie za wariata…”

Wzięli parasole, gdyż dzień zaczął się pochmurno i dżdżysto.

W drodze wyminęli Panią Samą – szła bez parasola. Poruszała się drobnymi kroczkami, mokre włosy oblepiały jej twarz i, jak zwykle, patrzyła pod nogi.

– Bez tego psa jeszcze bardziej spsiała – mruknęła babcia, lecz tylko Ewa dosłyszała jej słowa, gdyż Jan pędził, nie zwracając uwagi na przechodniów, Anna zaś z zasady nie interesowała się sąsiadami. “Pani Sama jest biedniejsza niż ja, choć to ja jestem chora”, pomyślała bezwiednie dziewczynka.

Książki dziadka, zakurzone, nieco pożółkłe, wciąż legały tam, gdzie je pozostawił trzynaście lat temu: na półeczce koło metalowego łóżka z mosiężnymi gałkami, w pokoju, który nazywał “gabinetem”, choć naprawdę, jak mówiła babcia, pod koniec życia niewiele pracował, a najczęściej czytał. Na półeczce leżały różne wydania Biblii, gdyż ojciec Anny uwielbiał porównywać Świętą Księgę katolików i protestantów, luteranów i prawosławnych, zielonoświątkowców i świadków Jehowy. Twierdził, że Prawda kryje się w różnicach.

Na półeczce leżały dwie różne książki Swedenborga: O Niebie i jego cudach, również o Piekle, według tego, co słyszano i widziano oraz Anielska Mądrość Bożej Opatrzności. Choć wszyscy chcieli je obejrzeć i przekartkować parę zdań, Jan od razu je porwał i spiesząc się, uniósł ze sobą do domu. Widać było, że spieszno mu do lektury przemyśleń tajemniczego wizjonera, kontaktującego się z Aniołami.

Swedenborg wydał mu się bliższy, niż wyjawił to rodzinie. Pierwsza część życia tego niezwykłego człowieka przypominała mu własną drogę: wybitnie uzdolniony miłośnik nauk ścisłych, takich jak matematyka i astronomia, pięćdziesięciosiedmioletni, poważny i zrównoważony asesor Ministerstwa Górnictwa w Sztokholmie, pewnego kwietniowego dnia 1745 roku doznał swej pierwszej wizji. Jako człowiek o chłodnym, racjonalnym i logicznym umyśle, wcale nie stracił rozumu; nie stał się szaleńcem czy nawiedzonym mistykiem; unikał zbędnego rozgłosu i nie starał się nikogo na siłę przekonywać o prawdziwości swych rozmów z Aniołami.

“Świadectwa jego przyjaciół dowodzą, że można mu ufać”, rozmyślał Jan, idąc długim krokiem do domu. “Czy taki człowiek, poważny i godny zaufania, mógłby kłamać w sprawie tak fundamentalnej jak wiara?! Chyba nie. Zatem można mniemać, że wszystko, co Swedenborg pisze o Aniołach, warte jest uwagi”.

Jeśli w Janie zrodziła się nowa nadzieja, to w Annie, babci i Ewie było jej coraz mniej. Piwnice przeszukały przedwczoraj, strych był już prawie przekopany, a mieszkanie było nieduże i nie miało schowków czy skrytek. Po piórze jednak nie było śladu.

– Musiałaś je wyrzucić! – stwierdziła Anna z rozpaczą. – Potrafisz przez kilkanaście lat przechowywać podarte skarpetki nie do pary, a wyrzuciłaś pióro Anioła Stróża!

– Przestań! – zaczęta, bronić się babcia. – Skąd wiesz, czyje ono było?

– Położę się na chwilę… – powiedziała nagle Ewa. Była blada i zmęczona, z trudem oddychała. Babcia z Anną przestały się spierać i spojrzały na nią niespokojnie. Miały świadomość, że dziewczynka zmobilizowała do poszukiwań wszystkie siły, że trzyma ją na nogach tylko nadzieja. A jeśli ona zniknie? Jeśli poszukiwany Anioł Stróż okaże się tylko fantazją, pięknym złudzeniem – co stanie się wówczas z Ewą? Annie przypomniały się słowa lekarza: W gruncie rzeczy nie wiemy aż tak wiele o tej chorobie. Przebieg białaczki jest za każdym razem inny. Ta jej odmiana bywa bardzo złośliwa, lecz lubi sprawiać niespodzianki. Atakuje natychmiast lub gdzieś się przyczaja. I znów atakuje. Za… za pół roku? Za trzy miesiące?

“…lub za kilka dni”, pomyślała zrozpaczona Anna.

– Idźcie jeszcze raz na strych – powiedziała dziewczynka, przymykając oczy, gdy już ułożyła się na tapczanie babci. – Wszystko, co może się przydać, babcia zawsze chowa na strychu. Idźcie tam.

Wyglądało na to, że Ewa zasypia, więc Anna z babcią cichutko wyszły.

Na górze Anna jeszcze raz zaczęła przeglądać szpargały zapełniające ogromny, drewniany kufer, a babcia otwierała kolejne szuflady i szufladki starych mebli. Nie rozmawiały ze sobą, bojąc się, że znów będą mówić o chorobie Ewy. Nie chciały teraz poruszać tego tematu.

Jan nie miał cierpliwości ani czasu, by czytać po kolei dzieła Swedenborga. Przerzucał stronice obu książek i szukał miejsc, które dotyczyły Aniołów.

“Ponieważ Boża Prawda jest Światłością w Niebiosach, dlatego wszystkie prawdy Anioła są Światłem, gdziekolwiek się znajdują, czy wewnątrz Anioła, czy na zewnątrz niego, potem: czy wewnątrz Niebios, czy poza nimi…Ciepło niebieskie jest miłością. Gdy Światło oddzielimy od Ciepła, nic się nie ożywia ani nie kwitnie, wszystko drętwieje i przymiera. Ze względu na zgodność Światła i Ciepła, Niebo nazywa się Rajem…”

Język Swedenborga nie był łatwy dla współczesnego człowieka, a zwłaszcza dla pojęć Jana. A jednak ojciec Ewy zrozumiał jedno: szukając Anioła Stróża, trzeba szukać Światła i Ciepła, przy czym nie chodzi tu o blask słońca czy ciepło ognia.

“Anioły nie przebywają razem, w jednym miejscu, lecz podzielone są na większe i mniejsze społeczeństwa, stosownie do różnic Dobra, należącego do miłości i wiary, w których trwają… Doskonalsze Anioły są te, które wyróżniają się Dobrem, a zatem miłością, mądrością i rozumem. One znajdują się w środku; te które mniej się wyróżniają, stoją naokoło, w większej odległości, im bardziej zmniejsza się ich doskonałość…”

Tu Jan trochę się zdziwił, gdyż okazało się, że to Anna miała rację. Rozmyślając przez tygodnie o istnieniu Aniołów, uznał, że wszystkie powinny być doskonałe. Tymczasem Swedenborg twierdził coś innego. I coś jednak w tym było: gdyby te wszystkie cudowne, skrzydlate Istoty były doskonałe, Anioł Stróż małej Ewy nie wojowałby z nikim w Niebiosach i nie mógłby zaginąć. A przecież jego córeczka upierała się, że osiem lat temu Anioły ze sobą walczyły! Jeśli jej Anioł przegrał tę walkę – nie był Aniołem doskonałym; był Istotą słabą, która, kto wie!, może rzeczywiście oczekuje teraz pomocy!

“Może KTOŚ przydziela ludziom Anioły. Niekiedy są one mądre, doświadczone, a czasem młode i… hm… trochę lekkomyślne? Może te młode dopiero uczą się swej roli i na początku popełniają błędy?”, zamyślił się Jan z pewnym rozczarowaniem.

Jeśli miał się pogodzić z istnieniem ponadludzkich bytów, to wolałby, żeby były ucieleśnieniem doskonałości.

Na strychu było ciemno i ponuro, gdyż przez wąskie okienka, zamiast blasku słońca, wpadała szarość deszczowych chmur. Anna odkryła w wielkim kufrze swoje stare zabawki i z zadumą wpatrywała się teraz w połamanego konika na biegunach i drewniany domek dla lalek.

– Czemu to przechowujesz, mamo? – spytała.

– Nie wiem. Może jako dowód, że miałam kiedyś malutkie dziecko i byłam bardzo młoda? Bo Ewa, jak wszystkie dzieci, sądzi najpewniej, że urodziłam się stara – uśmiechnęła się babcia.

– Ewa już nie jest dzieckiem. Skończyła trzynaście lat – odparła Anna.

– Dla rodziców i dziadków dzieci są zawsze dziećmi, nawet gdy skończą trzydziestkę. Ty też jesteś dzieckiem – odparła jej matka.

Znów pogrążyły się w milczeniu. W jednej z szuflad babcia znalazła skórzaną rękawiczkę, której nadaremnie poszukiwała pół roku temu, Anna zaś swój stary pamiętnik z liceum.

– Nie chcę być sama, wolę poleżeć sobie tutaj, blisko was – usłyszały głos Ewy. – Babciu, czy nie mogłabym położyć się na tej wielkiej, pluszowej kanapie?

– Jest strasznie zakurzona.

– Potem się wykąpie. Mnie też kusiła ta kanapa. Wygląda jak z królewskiej sypialni sprzed rewolucji francuskiej – roześmiała się Anna.

Dziewczynka zniknęła za występem komina. Po chwili usłyszały jej głos:

– Dobrze, że wyszło słońce. Od razu mi lepiej.

– Wyszło słońce? gdzie? – zdziwiła się babcia, podchodząc do małego okienka. – Od rana pada deszcz, a chmury suną tak nisko, że mam uczucie, jakby dotykały dachu.

– Ale tu, gdzie jestem, świeci słońce – uparła się Ewa.

Starsza pani podreptała za komin. Stara, wielka, pluszowa kanapa stała, jak przedtem, w najciemniejszym kącie strychu, ale spowijał ją teraz delikatny, ciepły blask.

– Skąd to światło? – zdziwiła się babcia.

Anna podeszła ku nim ze swym pamiętnikiem w ręce. Odruchowo podniosła głowę, szukając dziury w dachu. Ale nawet gdyby było tu okno, to i tak sączyłaby się przez nie szarówka deszczowego dnia. A jednak jakiś słoneczny promień musiał zawędrować na kanapę, gdyż rozświetlał starą poduszkę z falbanami.

– Miałaś wziąć ją na dół i odświeżyć – przypomniała sobie Anna, lecz zaraz umilkła. Nagle odczuła gwałtowną i ogromną potrzebę ciszy i skupienia. Doznała dziwnej lekkości, która ogarnęła jej całe ciało i umysł.

Ewa zsunęła się z kanapy i bez słowa stanęła obok niej. W ciszy dołączyła do nich babcia. Wszystkie trzy stały teraz w smudze słabego, ciepłego blasku, który brał się nie wiadomo skąd, lecz sprawiał, że czuły się lekkie i zarazem bezpieczne. Szczęśliwe. Wzięły się za ręce jak małe dziewczynki i wpatrywały się w starą, przedwojenną kanapę tak, jakby była czarodziejską lampą Aladyna, a nie rozpadającym się, pełnym kurzu, bezużytecznym meblem. Ewa miała uczucie, że znalazła się w czarodziejskiej Krainie Narni i że zza kanapy zaraz wyjdzie Lew Aslan, by spełnić jej prośby. Anna wydobyła z pamięci odległy zimowy wieczór, gdy jako mała dziewczynka siedziała z rodzicami przy wigilijnym stole i wydawało jej się, że stan szczęśliwości i bezpieczeństwa będzie trwał wiecznie. Babcia wędrowała przez letnią łąkę ze swym wysokim, przystojnym, młodym mężem, czując, że ma prężne ciało, kipiące energią i rozbudzonymi nadziejami. “Jakie wspaniałe uczucie. Chciałabym, by nigdy się nie skończyło”, pomyślała.

…ale to właśnie babcia przerwała owo dziwne, magiczne skupienie, mówiąc szeptem: