39747.fb2 Tam, gdzie spadaj? anio?y - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

Tam, gdzie spadaj? anio?y - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

– Nie mam żadnych, ale to żadnych szans – stwierdziła głośno. – I to właśnie teraz, gdy trzeba działać…

Zamknęła oczy. Poczuła się bezradna, osamotniona i nieszczęśliwa. I dokładnie wtedy, gdy już poddała się zwątpieniu i zapadała w bolesną drzemkę, usłyszała cichy głos:

– Nie śpij. Zaraz tam zejdę.

Do kłusowniczego dołu lekko wskoczyła nieznana kobieta. Anna pomyślała, że gdyby to był mężczyzna, jej strach jeszcze by wzrósł. Teraz, gdy leżała unieruchomiona i skazana na cudzą łaskę, widok mężczyzny skojarzyłby się jej z doniesieniami z pierwszych stron gazet i z telewizji o brutalnych mordach, gwałtach, napaściach. Na szczęście to była kobieta i w pierwszej chwili Anna wzięła ją za Panią Samą. Bez wysiłku rozsunęła żelaza unieruchamiające nogę, a potem podała jej rękę. Z równą lekkością wspięła się na krawędź kłusowniczego dołu i pociągnęła ją za sobą, tak jakby Anna nic nie ważyła.

Z westchnieniem ulgi Anna rozprostowała zdrętwiałe ciało. Dopiero teraz mogła się przyjrzeć wybawicielce. Lecz zamiast rysów jej twarzy dostrzegła tylko jaśniejszą plamę.

– Jakoś dziwnie cię widzę. Pewnie uderzyłam się w głowę – stwierdziła z niepokojem. Nie wiedziała, dlaczego mówi do nieznajomej “ty” zamiast “pani”.

– Nic ci się nie stało – uspokoiła ją obca kobieta. I Anna jej uwierzyła, choć sylwetka nieznajomej nadal wydawała się rozmazana i niewyraźna, jak na starej taśmie filmowej lub dagerotypie. Wzrok sprawiał jej też dodatkowe niespodzianki, które musiały być wynikiem powypadkowego szoku: oto chwilami wydawało jej się, że widzi poprzez nieznajomą. Na przykład gałąź pobliskiego drzewa widoczna była poprzez jej ciało. A gdy kobieta poruszyła się, stając w prześwicie drzew, Anna miała uczucie, że tamta w ogóle nie odcina się od mroczniejącego, wieczornego nieba.

Szły wolno w stronę osiedla. Anna kulała i czuła, że mimo wysokiej cholewki buta nogę ma otartą do krwi. Lecz nie myślała o bólu. Słuchała słów nieznajomej, wypowiadanych cichym głosem, z pozoru nie mających żadnego związku z sytuacją. Głos kobiety był śpiewny, a słowa układały się w jakąś dziwną, rytmiczną melodię. Anna bezwiednie poddała się temu rytmowi i miała uczucie, że nie idą, ale tańczą obie na tej jesiennej błotnistej łące.

– Doliną płynie Rzeka, rozlana szeroko, leniwa, powolna, gdyż nie ma się do czego spieszyć. I tak zdąży. Już przecież pokonała znajdujące się wyżej skalne progi, niespodziewane zakręty i wszelkie przeszkody. Woda, w niespiesznym rytmie niesie kamień. Ale ten rytm spowalnia się coraz bardziej i bardziej, gdyż Rzeka rozlewa się szerzej i szerzej, więc kamień w pewnej chwili osiada w nadbrzeżnym piasku. Mości w nim sobie swoje miejsce. Pozwala, by przylgnął doń muł i żwir. Cieszą go zawirowania wody, które przypominają pieszczotę. Kamień przecież jeszcze należy do Rzeki. Ale teraz płynąca wciąż woda niesie gałąź. Wiele gałęzi, gdyż gdzieś powyżej zerwała się wichura, l choć wszystko wskazuje na to, że gałąź spłynie z prądem Rzeki, kolejny, drobny podmuch wiatru zmienia jednak rytm fali i ta jedna jedyna gałąź zahacza o kamień. Teraz są już razem: kamień z gałęzią. Zaprzyjaźniają się. Tymczasem dnem Rzeki fale niosą drobiny piasku, mułu, żwiru, wodorostów, starych muszelek, porzuconych przez raki skorup i śmieci. Większość z nich spływa razem z Rzeką, coraz dalej i dalej ku morzu, ale nieliczne osadzają się na gałęzi, splecionej z kamieniem w przyjaznym uścisku. Mijają godziny, dni i noce, tygodnie i miesiące. Lata. Na brzegu Rzeki powstaje niewielki półwysep, który zmienia jej bieg. Rzeka niespiesznie zmienia koryto. Nikt w tym półwyspie nie rozpoznałby kamienia z gałęzią, splecionych w uścisku, choć to one są sercem i praprzyczyną, dla której powstał ten spłacheć ziemi. Rosną na nim teraz drzewa, krzewy, kwiaty, a ptaki wiją tu gniazda. Gdyby nie kamień z gałęzią, Rzeka wciąż płynęłaby dawnym korytem. Zamiast ptasich gniazd i owoców na drzewach pluskałyby się w wodzie małe rybki, a duże składałyby ikrę. Kto powstrzymał kamień, by osadził się w piasku akurat w tym miejscu? Kto przyniósł gałąź, by zaczepiła się o kamień? Kto przewidział, że gdyby nie ten półwysep, Rzeka każdego roku na wiosnę zalewałaby Wioskę, która uwiła swoje gniazdo tuż obok, w zakolu…?

Nieznajoma umilkła, a jej śpiewne pytanie zawisło w mokrym od jesiennej mgły mrocznym powietrzu. Anna wiedziała, że nie musi na nie odpowiadać. I nie zdziwiła się, gdy w pobliżu furtki, wiodącej z łąki do ich ogrodu postać rozpłynęła się we mgle.

“Anioły objawiają się ze skrzydłami z próżności, gdyż skrzydła wcale nie są im potrzebne. A spory o ich płeć ni mają sensu, gdyż mogą przybrać płeć zarówno męską, jak i żeńską”, myślała, wchodząc do domu.

Wszystko już wiedziała, nie miała tylko pewności, czy nieduża i niedoświadczona dziewczynka, w dodatku śmiertelnie chora, może znaleźć kamień, który zmieni Rzekę czyjegoś życia? I czy ma prawo to robić?

Noga wyglądała o wiele lepiej, niż sądziła. Pod cholewką buta widoczne było tylko niewielkie otarcie i sine ślady po żelaznych zębach. Gdyby nie to, pomyślałaby, że wyprawa do lasu jej się przyśniła. Nawet teraz, opatrując te niegroźne zadrapania skóry, myślała o wypadkach ostatnich godzin z niedowierzaniem.

Westchnęła i podeszła do swojej Piety.

– Ta matka musi cierpieć, ale musi też mieć nadzieję. Do samego końca – powiedziała głośno do nie dokończonej rzeźby.

Położyła ręce na ciepłej, miękkiej glinie.

Ave pokręcił wolno głową i westchnął. Tak jak przypuszczał, ludzkie Istoty nie miały pojęcia o sensie i celu anielskiej opieki. Jak ma pomóc tej dziewczynce? Ona tymczasem kucała koło niego, kiwając się na piętach, i skrupulatnie wyliczała wszystkie “dobre, anielskie uczynki”, które jednak nie tylko nie zwielokrotniły Mocy pióra, lecz wręcz przeciwnie: pióro wyjęte z babcinej poduszki, gdzie spokojnie spało przez osiem lat, niemal z dnia na dzień traciło swe cudowne właściwości.

– Wymieniasz rzeczy, na które Anioły zwracają uwagę tylko mimochodem. Pomyśl: gdyby za sprawą niebiańskiej ingerencji nikt na Ziemi nigdy nie rozbił sobie kolana, to co ważnego dla rasy ludzkiej miałoby z tego wyniknąć? – spytał i uśmiechnął się smutno. Wciąż nie wiedział, w jaki sposób naprowadzić ją na charakter trzech anielskich zadań, nie zdradzając przy tym najistotniejszych Tajemnic Drabiny- Nadal nie zamierzał ich zdradzać. A przynajmniej nie wszystkie.

– Lecz przecież ja, gdy cię utraciłam, wciąż coś sobie robiłam złego, rozbijałam głowę, nawet wpadłam pod auto! – upierała się Ewa.

– Bo jestem nadgorliwym Aniołem, więc póki byłaś mała, pragnąłem oszczędzić ci wszelkich przykrości. Gdy straciłem Moc, w twoim zapisie zapanował chaos. Najpierw objawiał się drobnymi i większymi przypadłościami, a w końcu, w sposób nieuchronny, zaczął zmierzać w stronę przerwania zapisu. Zmartwię cię: nie jestem najmądrzejszym Aniołem, a ty, niestety, jesteś pierwszą ludzką Istotą oddaną mi w opiekę. Dlatego popełniłem tyle błędów. Cierpisz przeze mnie, dlatego muszę ci jakoś pomóc. Gdyby nie mój lekkomyślny lot nad Ziemią, na pewno nauczyłbym się lepiej pełnić swe obowiązki. Znalazłbym twoje Kamienie Życia i doprowadziłbym cię do nich.

– Kamienie Życia? – zdziwiła się dziewczynka.

Ave speszył się. Kolejny raz, niemal bezwiednie, zdradzał anielskie sekrety. Tego nie wolno robić. Lecz skoro już mu się wyrwało…

– Kamienie Życia… Tak nazywamy momenty, w których rozstrzyga się los człowieka. Wbrew wyobrażeniom ludzi, na ostateczny kształt tego losu nie składają się same niezwykłe wydarzenia. Często decydują o nim sprawy błahe. Na przykład ktoś w pewnej chwili skręci na drodze w lewo zamiast w prawo, podniesie kasztan, który spadł z drzewa, spóźni się do szkoły lub do pracy. I nagle okaże się, że w przyszłości zostanie wielkim podróżnikiem. A gdyby skręcił w prawo i stanął pod drzewem, chroniąc się przed deszczem, pogawędził z przygodną kobietą, to okaże się, że resztę życia spędzi w niewielkim miasteczku. I właśnie takie, pozornie niewiele znaczące decyzje, wywierające wpływ na los człowieka, nazywamy Kamieniami Życia. Rozumiesz?

– Nie – odparła Ewa, a zmartwiony Ave pokręcił głową.

– Ja też nie, choć jestem Aniołem. Za to mam dar wyczuwania momentów, które składają się na los, na jaki ludzka Istota zasłużyła. Jest ich wiele. Są losy gorsze i lepsze, całkiem złe lub wspaniałe. Zapis daje wiele możliwości.

Od rozumu człowieka i instynktu Anioła zależy najlepszy wybór. Lecz najlepszy wybór nie zawsze jest równoznaczny z losem pełnym ziemskiego szczęścia i radości, pamiętaj o tym.

– Więc może mój zapis przewidywał wczesną śmierć? – spytała z lękiem Ewa.

Ave pokręcił głową:

– Tak, ale tylko jako jedną z możliwości. To była jedyna pułapka w twoim zapisie i wpadliśmy w nią z mojej winy. To ja, twój Anioł Stróż, zostawiając cię bez ochrony, odebrałem ci szansę na długie i ciekawe życie. Choć niekoniecznie szczęśliwe… – dodał po chwili, zdradzając kolejny sekret Drabiny.

Aniołowie nie mogą informować ludzi o ich przyszłych losach. Ale dziewczynka i tak nie zwróciła uwagi na ostatnie słowa. Ave pomyślał, że Istoty ludzkie zapamiętują najmniej znaczące cudze myśli, a ważne ignorują.

Na chwilę zapadło między nimi milczenie. Dziewczynka zastanawiała się nad słowami Bezdomnego Anioła, on zaś swymi niezwykłymi, dalekowidzącymi oczami, skrytymi pod strzechą sterczących włosów, jeszcze raz przeglądał wszystkie losy jej przeznaczone. Los Pierwszy wyznaczał ją do roli kobiety zadowolonej z życia, które wiodła u boku męża, z miłością opiekując się dwójką roztropnych, choć przeciętnie uzdolnionych dzieci. Los Drugi rzucał ją w życie pełne pasji, radości i cierpienia, w którym najpierw zyskiwała, a potem dramatycznie traciła pełną miłości rodzinę, by nadmiar uczuć przelać na ludzi obcych, samotnych i cierpiących, jak ona. Los Trzeci gotował jej zaszczyty na polu nauki, a Czwarty czynił z niej kiepską artystkę, goniącą za sławą i umierającą w niesławie. Los Piąty przewidywał śmierć w dzieciństwie. Ave wybrał niegdyś dla niej Los Drugi, sam nie wiedząc czemu, gdyż kierował się wyłącznie anielską intuicją. Miała żyć długo, umierać samotnie i bez zaszczytów, za to jej imię byłoby wymawiane z Miłością przez setki nieszczęśliwych i odrzuconych przez świat odmieńców.

Tej wiedzy o przyszłości nie wolno mu było zdradzić, lecz ostatnia możliwość nie była już tajemnicą. O pozostałe Ewa jednak nie pytała. Niewielu ludzi pragnie wiedzieć, co ich naprawdę czeka, choć chętnie chodzą do wróżek, śledzą horoskopy, odczytują swoją przyszłość z fusów kawy czy z kart lub I Chingu. Przyszłość, choć wiążą z nią najpiękniejsze nadzieje, przeraża ich. Znajomość przyszłych zdarzeń odbierałaby życiu element najciekawszy: Tajemnicę.

– Ave, co mam zrobić, żeby zwielokrotnić Moc twojego pióra? – spytała wprost Ewa.

– Jak widzisz, jest to trudne, prawie niemożliwe. Musiałabyś sama stać się Aniołem, który potrafi paru ludzkim Istotom wybrać jeden z losów, przewidzianych dla nich w zapisie…

– Najlepszy? – spytała z nadzieją Ewa.

– Nie wiem, czy najlepszy z ich punktu widzenia.

“Skłamałem, choć jestem Aniołem, a kłamstwa to cecha ludzka” – myślał z rozpaczą Ave. “Nie powiedziałem jej, że z wielu losów trzeba nieraz wybrać najgorszy. Przemilczałem, że przecież inni ludzie już mają swoich Aniołów Stróżów i że tylko oni mają prawo wybrać los dla podopiecznych. Jeśli dziewczynce uda się, jakimś cudem, natrafić na czyjeś Kamienie Życia, niewątpliwie wzrośnie Moc mojego pióra, lecz ja będę drugim Fanuelem. Uratuję ją, lecz zostanę wygnany i nigdy nie powrócę do anielskiej gromady”.

Anioły rozproszone w Mroku nie znikały jednak ze szczętem. Po pewnym czasie powracały na Drabinę w postaci cząsteczek Światła, przydając Blasku innym Aniołom. Nie istniały – istniejąc; utraciły własną indywidualność, ale cieszyły się bytem w Światłości; nie mogły ukazywać się człowiekowi w żadnej postaci, ale pośrednio sprawowały nad nim pieczę. Ave mógł to wszystko utracić. I zdecydował się, że utraci, byle wybawić Ewę od najgorszego losu.

– Noś przy sobie moje pióro. Wsłuchuj się w jego każde drgnienie, a usłyszysz – powiedział.

– Więc ono mówi? – zdziwiła się dziewczynka.

– Nie dosłownie, ale możesz je usłyszeć, jeśli się postarasz. Jeśli obudzisz w sobie słuch wewnętrzny, którym można zrozumieć śpiew traw, mowę drzew, szum wiatru, a nawet głuche dudnienie kamienia. Lecz pamiętaj, że o losie człowieka przesądzają także, a może przede wszystkim, pozornie mało znaczące przypadki…

Gdy pióro słabło, Ewa też czuła się słabsza. Każdy wysiłek, nawet tak niewielki jak przebiegnięcie dwóch małych uliczek do domu babci, przyprawiał ją o bladość, poty, zawroty głowy. Coraz częściej kładła się zmęczona do łóżka, rozmyślając nad słowami Bezdomnego Anioła. Nie rozumiała ich i nie miała pojęcia, co ma robić.

Pewnego dnia, gdy osowiała i zgaszona leżała pod kocem z temperaturą 37,4° C, do pokoju zajrzała Anna i powtórzyła jej przypowieść Nieznajomej o kamieniu, gałęzi i półwyspie. Nie wspomniała słowem o tym, co jej się przytrafiło w wilczym dole. Wyliczyła tylko kolejność drobnych, z pozoru błahych zdarzeń, które doprowadziły do zmiany koryta Rzeki. Kamień, gałąź, muł, piasek, żwir, wodorosty, skorupki raków i muszelki, ziemia – i czas.

I nagle dziewczynka zrozumiała, że do zwielokrotnienia Mocy anielskiego pióra wystarczy nawet ziarenko piasku, które w odpowiednim momencie osadzi się na gałęzi. Rzeka to zapis, a półwysep, który zmusił ją do zmiany koryta, to jeden z ludzkich losów. Mogą na nim kwitnąć kwiaty, dojrzewać owoce i śpiewać ptaki. Może też szaleć zaraza lub ktoś zbuduje tu więzienie. Półwysep bowiem też ma swój zapis.

Gdy to pojęła, wydało jej się, że pióro skryte pod koszulą leciutko drgnęło. A może to tylko złudzenie?

Po wyjściu matki Ewa wstała z łóżka i podeszła do półki z książkami, by wyszukać sobie coś, czego jeszcze nie znała lub co wyjątkowo lubiła. Mały Książę? Mistrz i Małgorzata? Alicja w krainie czarów? Album malarstwa Hieronima Boscha?

…i znowu to dziwne drgnienie pióra. W którym momencie ono drży? Gdy dotyka okładki Małego Księcia?

Nie. Przesunęła dłoń wzdłuż długiego rzędu książek na półce. Pióro połaskotało ją. Czubkami palców zaczęła muskać kolejne okładki. Pióro zrobiło się cieplejsze. Ewie przypomniała się dziecięca zabawa z babcią w “zimno, zimno, ciepło, jeszcze cieplej, gorąco…” Babcia chowała jakiś przedmiot, Ewa musiała go szukać.

– Cieplej, cieplej, coraz cieplej… – mówiła szeptem, wodząc ręką wzdłuż półek. – Gorąco! – krzyknęła nagle i wyszarpnęła wystający z szeregu książek nieporęcznego formatu album.

Był to album o łabędziach. Dostała go na dziesiąte urodziny od babci, wkrótce potem, gdy na pobliskim stawie osiedliła się para tych pięknych ptaków. Wcześniej gnieździły się tu tylko dzikie kaczki. Staw znajdował się jakieś dwa kilometry od osiedla i odkryła go właśnie babcia. Chadzała tam na spacery z małą Ewą, a potem przychodziły dokarmiać łabędzie. Ptaki przylatywały na staw późną jesienią, zimowały na nim i odlatywały wiosną. Najpierw były tylko dwa, lecz następnego roku już pięć.