40285.fb2 Top Modelka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 17

Top Modelka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 17

16

Zanim się zorientowałam, wypisali mnie ze szpitala.

Pewnie nie powinnam się dziwić… To znaczy, że mnie wypuścili. Bo zrobili mi wszystkie badania, jakie tylko kiedykolwiek wymyślono, i wszystkie wypadły dobrze.

A to były głównie testy sprawnościowe. Powiedzmy sobie szczerze, że nigdy nie wypadałam specjalnie dobrze w testach wytrzymałości fizycznej. Nigdy nie błyszczałam na wuefie. Zawsze byłam ostatnią osobą, którą wybierano do drużyny w siatkówce czy koszykówce. Kiedy grałyśmy w softball, zawsze zajmowałam miejsce z brzegu pola, więc nawet gdyby piłka poleciała w moją stronę, miałam mnóstwo miejsca, żeby zejść jej z drogi. Wymyślałam rozmaite wymówki, żeby wykręcić się od gry w kręgle, pływania, a nawet jazdy na rolkach. Po prostu nigdy nie lubiłam wysilać się fizycznie. Wolałam czytanie. Albo gry wideo.

Więc to chyba naturalne, że wyniki niektórych testów nawet innie samą zaskoczyły. No bo kazali mi biegać na sztucznej bieżni przez całe dziesięć minut bez przerwy – a ja mogłam to bez problemu zrobić… I to po miesiącu leżenia w śpiączce! W dawnym ciele padłabym po minucie czy dwóch, i to wolnego truchtu. Zaczęłabym hiperwentylować albo nawet gorzej.

Ta Nikki Howard utrzymywała swoje ciało w rewelacyjnej kondycji. I w sumie nietrudno było się zorientować, jak, skoro tuczące jedzenie źle jej robiło na żołądek, a wszystkie przetworzone produkty smakowały jej jak kreda; co mnie zmusiło do radykalnej zmiany dawnej diety składającej się z chipsów i słodyczy na rzecz zdrowych posiłków, których przedtem za żadne skarby bym nie tknęła – na przykład ryb i warzyw – a które mój nowy żołądek lubił, a podniebienie uważało za przysmaki.

Wiem. To też mnie trochę przygnębiało.

Rzecz w tym, że Nikki mogła biegać, a nawet skakać na skakance przez pół godziny bez przerwy, zanim w ogóle zaczynała odczuwać męczenie.

Co więcej, dla jej ciała wykonywanie tych ćwiczeń było wręcz przyjemne. Po raz pierwszy zrozumiałam, co to znaczy euforia biegacza. Zrozumiałam, co to znaczy czuć się dobrze dlatego, że się coś trenuje.

Szkoda, że musiałam znaleźć się w zupełnie nowym ciele, żeby to odkryć.

Kiedy już przeszłam wszystkie testy, doktor Holcombe podpisał mój wypis i powiedział, że mogę wracać do domu… Ale że, oczywiście, będę musiała od czasu do czasu przyjeżdżać na kolejne testy i badania okresowe.

Chociaż przez większość pobytu w szpitalu byłam nieprzytomna, personel ustawił się rządkiem, żeby się ze mną pożegnać… Tyle że musiałam zjechać na dół służbową windą, bo kiedy rzeczniczka prasowa Nikki, ta cała Kelly – która po mnie przyjechała, żeby mnie zawieźć na pierwsze zlecenie, to znaczy sesję zdjęciową z udziałem samego Roberta Starka, i pokazać światu, że Nikki Howard mimo amnezji ma się świetnie, po prostu świetnie – wysłała do prasy tamto oświadczenie o amnezji, frontowy hol zaczął pękać w szwach od reporterów niemogących się doczekać, aż zrobią zdjęcie Nikki wychodzącej ze szpitala.

Uścisnęłam dłonie doktora Holcombe, doktor Higgins i całej reszty lekarzy, pielęgniarek i pielęgniarzy, którzy się mną zajmowali. Doktor Higgins nawet mnie uściskał, przy okazji lekko tłamsząc Cosabellę, a potem się z tego śmiejąc.

Mnie nie było do śmiechu, gdy stanęłam przed mamą i taty. Niespecjalnie dobrze znosili to, że muszą mnie wypuścić spod swoich skrzydeł, ale nie mieli w tej sprawie zbyt wiele do powiedzenia, Wcisnęli mi nowiusieńką komórkę marki Stark, z której miałam się meldować trzy razy dziennie (i na którą oni będą do mnie wydzwaniać co jakieś pięć minut, sądząc po minie mojej mamy).

Nie tylko oni się denerwowali. Nigdy nie mieszkałam poza domem – pomijając to lato, kiedy razem z Fridą pracowałyśmy jako opiekunki na letnim obozie. Próbowałam robić dobrą minę do złej gry, lecz w sumie byłam przerażona – i trochę zła. Wiem, że nie mieli innego wyjścia i tak dalej, ale…

Supermodelka? Zatrudniona przez Stark Enterprises?

Nie martwiłam się, że będę tęsknić za Frida. Ona i ja już odbyłyby „prywatne pięć minut” pożegnania w moim szpitalnym pokoju, kiedy pakowałam swoje rzeczy (niewiele ich było, przyznaję).

– Boże – powiedziała wtedy – w głowie mi się nie mieści, że miałaś do dyspozycji całą szafę Nikki Howard, a wybrałaś właśnie to. Te skechersy są wręcz żałosne. Gdybyś je założyła do szkoły, chyba umarłabym ze wstydu.

– Daj spokój – rzuciłam, trochę urażona jej tonem – przecież nikt nie wie, że jestem z tobą w ogóle spokrewniona, więc nie musisz się przejmować. Możesz mi trochę odpuścić? Już i tak mam dość stresów, nie potrzebuję, żebyś mi dokładała na temat mojego gustu co do mody.

– Och, mów do mnie jeszcze – prychnęła Frida. – Że niby nie wiesz, jak dasz sobie radę teraz, kiedy jesteś taka piękna…

– Nie wiem – powiedziałam, zgrzytając zębami – jak sobie poradzę z tym, że moja własna siostra startowała w eliminacjach na czirliderkę.

– Ja nie tylko startowałam w eliminacjach – pochwaliła się Frida. Dostałam się do drużyny.

Wytrzeszczyłam na nią oczy. Zapadam na miesiąc w śpiączkę, u w tym czasie moja siostra staje się Żywym Trupem (chociaż w przeciwieństwie do mnie, tylko metaforycznie)? Zasymilowała się całkowicie! Jeszcze jedna warstwa sztucznej opalenizny i będzie po niej!

– Nie wierzę ci – powiedziałam, unikając patrzenia na nią. – Mówisz to tylko po to, żeby mi dokuczyć.

– Lepiej uwierz, Em – odparła Frida. – To, że ty nie cierpisz naszej szkoły i nie masz za grosz szkolnego ducha, jeszcze nie znaczy, że ja myślę tak samo. I nie wyobrażaj sobie, że gdy się tam pojawisz jako Nikki Howard, położę uszy po sobie. Bo już się stało. Jestem w drużynie.

– Frida… – Nie wiedziałam, jak mam jej to wyjaśnić… Zwłaszcza że mama już tyle razy próbowała, lecz najwyraźniej bezskutecznie.

Czirliding to… to coś niewłaściwego.

– Czirliding to sport, Em – odpaliła Frida. – Czy gdybym chciała grać w koszykówkę, też byś mi tak jeździła po głowie?

– No cóż, nie – przyznałam. – Bo tam nie musisz ubierać się w spódniczkę i top z amerykańskim dekoltem.

– Mam dla ciebie nowinę. – Tak poważnej miny jeszcze u Fridy nie widziałam. – Czirliding to coś, o czym marzyłam przez całe życie. Naprawdę miałam fart, że mi się udało dostać do drużyny, chociaż to tylko drużyna juniorek, i nie pozwolę, żebyście z mamą mi to zepsuły. Wiem, że nie jestem szczupła i śliczna, jak inne dziewczyny ze składu… Wiem, że przyjęli mnie dlatego, że dobrze ubezpieczam i mogę podtrzymać swoją część piramidy. Nie umiem zrobić salta w tył ani nawet przyzwoitej gwiazdy. Ale będę ciężko pracowała i w tym roku doprowadzę LAT do mistrzostw. A ty i mama pożałujecie, że krzywiłyście się na coś, co daje tyle przyjemności tak wielu ludziom. A zwłaszcza mnie.

Gapiłam się na nią bez słowa. A ona dorzuciła:

– I o ile się nie mylę, w paru reklamach, na które kontrakty podpisała Nikki Howard, a którymi ty niedługo będziesz się musiała zająć, będziesz ubrana znacznie bardziej skąpo niż w top z amerykańskim dekoltem… No i co? Pójdziesz tam i powiesz dyrektorowi artystycznemu, jak seksistowskie są jego reklamy? Wtedy po prostu zatrudnią na twoje miejsce inną dziewczynę. Więc lepiej się opanuj.

Odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z pokoju, mijając w drzwiach mamę i tatę.

– Co ją ugryzło? – spytał tata.

Nie powiedziałam mu. Miałam na głowie większe zmartwienia niż humory Fridy – która zresztą ostatnio pokazała, że umie sobie sama radzić. Już za parę minut miałam oficjalnie zacząć nowe życie jako Nikki Howard na zewnątrz i Em Watts od wewnątrz.

Oczywiście nie dostałam żadnych sensownych rad, jak mam tego wszystkiego dokonać. Doktor Holcombe i jego zespół byli naukowcami, nie terapeutami. Uratowali mi życie i na tym ich zadanie się skończyło.

Tak, miałam żyć cudzym życiem. Ale co z tym życiem zrobię… to już zależało tylko ode mnie. I od Stark Enterprises.

Mimo wszystko miałam nadzieję, że nie zepsuję tego i że moja rodzina nie ucierpi. Ja sama też.

Teraz stojąc przed mamą, tatą i Fridą, nerwowo wycierałam spocone dłonie – Cosabella świetnie się nadawała do tego celu.

– No cóż – odezwałam się niepewnie. – To przyjadę, jak tylko będę miała wolny wieczór.

Prawdę mówiąc, nie chciałam się umawiać z rodzicami na żaden konkretny dzień w obecności pana Phillipsa, który stał tuż obok i nas obserwował. Uznałam, że Stark Enterprises wie już wystarczająco dużo o moich prywatnych sprawach.

Ale mama się nie połapała. Pewnie powinnam była po prostu im powiedzieć o komputerze Nikki, lecz oboje są komputerowo niedorozwinięci do tego stopnia, że koń trojański kojarzy im się wyłącznie z mitologią.

– W piątek, i bez żadnych wymówek – powiedziała mama stanowczo, wspinając się na palce, żeby mnie cmoknąć w policzek. Przedtem nie musiała stawać na palcach, żeby mnie pocałować. – Pójdziemy do Peking Duck House na Mott Street. Zawsze lubiłaś tę restaurację.

Zerknęłam w stronę pana Phillipsa. Pisał coś na swoim blackberry. Aż dziwne, że nie korzystał z osobistego organizera marki Stark.

– Być może – odparłam. – Jeszcze zadzwonię. – Ale na pewno nie z tej komórki marki Stark, o nie.

– To do piątku – rzekł tata i uściskał mnie tak mocno, że przyduszoną Cosabella aż warknęła w ramach protestu. – Słyszałaś, co powiedziała twoja matka.

– Zadzwoń do nas, jak tylko dojedziesz – dodała mama, poprawiając mi żakiet. – Szkoda, że nie masz jakiejś cieplejszej kurtki. Powinnam była coś ci przywieźć z domu.

– Mamo…

– Nikki na pewno ma jakieś cieplejsze ubrania – powiedziała, macając cienki żakiet, który zgarnęłam z garderoby Nikki. – Obiecaj mi, że na jutro wybierzesz coś cieplejszego.

Mamo… – powtórzyłam.

Mamy listopad – ciągnęła niezrażona. – Weź chociaż mój szalik.

Owinęła mi szyję tym swoim szalikiem.

– Mamo… – powiedziałam, kiedy zawiązała mi go tak ściśle, że o mało mnie nie udusiła. – Przecież ja tylko wsiadam do limuzyny, a potem z niej wysiadam. Nie potrzebuję…

– Nie zapomnij zadzwonić – przerwała mi i znów mnie uściskała. A potem nagle mnie puściła, jakby zmuszając się do tego wbrew własnej woli.

Gdy stanęłam przed Fridą, obie z Cosabellą czułyśmy się już mocno przyduszone.

– No to do zobaczenia jutro w szkole – powiedziałam, bo pan Phillips zdołał załatwić dla mnie miejsce w Liceum Autorskim Tribeca i mogłam zacząć tam naukę, kiedy tylko rozkład zajęć zawodowych mi pozwoli. Miałam nadzieję, że to będzie już jutro.

Frida wzruszyła ramionami.

– Tak. A co mi tam – rzuciła. Poklepałyśmy się po plecach (chociaż ona poklepała mnie raczej w okolicach talii, bo teraz jest ode mnie o wiele niższa), a potem odwróciłam się, prawie nic nie widząc przez łzy, które nagle pojawiły mi się w oczach.

Wtedy rudowłosa kobieta w jasnozielonym kostiumie i z zestawem mikrofonu i słuchawek na głowie wzięła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić w stronę windy.

– Tal, mamy ją – mówiła do mikrofonu. – Już jedziemy Przewidywany czas dojazdu piętnaście minut.

Weszłyśmy do windy. Po chwili drzwi się zamknęły, zasłaniając moją łzawo uśmiechniętą rodzinę. Jeden z ochroniarzy wcisnął guzik z napisem P i winda ruszyła. Kobieta w zielonym kostiumie obróciła się do mnie i powiedziała ze sztucznym uśmiechem:

– Nikki, kochanie. – Pachniała drogimi perfumami. – Tak się cieszę, że już lepiej się czujesz. Strasznie się o ciebie martwiłam! No tak, jasne, zapomniałam, że mnie nie pamiętasz. Kelly Foster – Fielding. – Wyciągnęła rękę i uścisnęła moją dłoń tak mocno, że myślałam, że mi ją zmiażdży. – Jestem twoją rzeczniczką prasową.

Gapiłam się na nią bez słowa. Czy ona naprawdę o niczym nie wie, czy tylko udaje przed ochroniarzami? W Stark Enterprises nie powiedzieli, że tak naprawdę nie jestem Nikki Howard?

Kelly wyciągnęła ze swojej przepastnej torby na ramię blackberry i naciskając klawisze tak szybko, że jej kciuki się zamieniły w rozmazaną plamę, ciągnęła:

– Postaram się dać ci w tym tygodniu trochę luzu, żebyś nie musiała od razu wracać do zwykłej rutyny… I rozumiem z tą szkołą, na prawdę… Ale jest parę spraw, których nie mogę przełożyć na później. „Cosmo” chce cię mieć na styczniowej okładce i nie przyjmują odmowy. Chcą też napisać o tobie artykuł. Mówię ci, Nik, ta amnezja to istna kopalnia złota. Niczego im nie obiecałam, bo mam też propozycje okładki i artykułu z „Vogue”, „Elle” i „People”. No cóż, „People” możemy sobie darować, bo oni chyba uważają cię za zwyciężczynię Idola. Ale posłuchaj, to dopiero nowina: Larry King. Chwytasz? Ty i Larry wymieniacie ploteczki. Próbuję przełożyć go na później, aż taktycznie będziesz miała o czym z nim pogadać. Inaczej to kompletna strata czasu. No i dostałam oferty od trzech wydawców na kontrakt na książkę… Taka szczera spowiedź, historia o tym, jak poradziłaś sobie z chwilową utratą tożsamości… Nie przejmuj się, wynajmą murzyna, ty masz im tylko dostarczyć zdjęcia na okładkę…

Drzwi windy rozsunęły się i Kelly, znów biorąc mnie pod ramię, ruszyła w stronę czarnej jak smoła długiej limuzyny. Chociaż eskortowali nas pracownicy ochrony, ledwie przeszłyśmy parę kroków, z cienia wyskoczyli paparazzi i zaczęli mi robić zdjęcia. Podtykali te swoje teleskopowe obiektywy tak blisko, że mogliby mi wybić oko, gdyby ochroniarze nie powiedzieli:

– Dobra, panowie, dajcie paniom przejść. – Po czym zepchnęli fotografów z drogi i wsadzili nas do czekającego samochodu.

Kiedy drzwi limuzyny zatrzasnęły się za nami i samochód ruszył, Kelly zaczęła mówić dalej, zupełnie jakby nam nie przerwano:

– W każdym razie to wszystko bardzo dobre wiadomości. Jeśli uda się zgrać termin wydania książki z terminem wejścia na rynek lej nowej linii ubrań i kosmetyków – dziewczyno, takiej reklamy nie kupiłabyś za żadne pieniądze! A to oni będą płacić nam! Aha, i oczywiście chcą ciebie tam gdzie zwykle: poranne pokazy, Ellen i Oprah, „The View” i tak dalej. Wszystkim każę czekać, jak długo się da, ale będziesz musiała na coś się zdecydować…

Osunęłam się na siedzenie naprzeciwko niej, kompletnie oszołomiona tym incydentem sprzed chwili. Cosabella przywarła do mnie, a jej małe serduszko biło jak oszalałe. Nie wiedziałam, co zaszokowało mnie najbardziej – paparazzi, to co właśnie powiedziała Kelly czy może to, że naprzeciwko mnie siedział Brandon Stark. Wyglądał, jakby się dąsał, o ile mogłam to ocenić po wyrazie jego twarzy.

– Cześć – odezwałam się na próbę.

Odwrócił wzrok. Kelly trajkotała dalej jak karabin maszynowy. Ledwie za nią nadążałam. Była między trzydziestką a czterdziestką i chyba nigdy nie widziałam bardziej zadbanej kobiety. Miała staranny makijaż, jasnorude włosy ostrzyżone na pazia i ułożone tak idealnie, że żaden kosmyk nie odstawał choćby o milimetr, w jej czarnych matowych rajstopach nie było ani jednej zadry, a obcasy skórzanych czółenek musiały mieć co najmniej dziesięć centymetrów. Nie miałam pojęcia, jak w nich chodzi, a co dopiero, jak zdołała uciekać w nich przed fotoreporterami.

– Oprah to raczej nie jest twój target – ciągnęła. – Ale nie szkodzi. Skoro Nemcova była u niej po tej całej aferze z tsunami, ty też możesz wpaść. Zresztą to i tak nie ma znaczenia, bo – siedzisz mocno? – dzwonili ze „Sports Illustrated”.

– To świetnie – powiedziałam bez: entuzjazmu. Ta cała praca modelki mogła się okazać nieco trudniejsza, niż sobie wyobrażałam.

– Nikki! – Kelly zrobiła taką minę, jakby chciała we mnie rzucić swoim blackberry – Co z tobą?! Przecież od dwóch lat chodzisz za mną, żebym ci załatwiła „SI”. No i wreszcie zadzwonili. Chcą cię. Do następnego numeru z kostiumami kąpielowymi. Nie umierasz z wrażenia?

Przy ostatnich słowach szturchnęła mnie w ramię. Zgarbiłam się na siedzeniu, bo tak w sumie miałam ochotę powiedzieć: Owszem, umieram. A właściwie już umarłam.

Zamiast tego powiedziałam:

– Super. Dzięki.

Kelly przyglądała mi się dłuższą chwilę, a potem odparła:

– Mogłabyś się zdobyć na trochę więcej entuzjazmu, chociażby ze względu na mnie. Przecież to „SI”, kochanie. Jest szansa, że trafisz na okładkę. Na pewno trafisz. Czuję to w kościach… Brandon, nie pij więcej red bulla, już i tak jesteś nabuzowany.

Brandon zatrzasnął drzwiczki samochodowej lodówki i osunął się na siedzenie z obrażoną miną.

– No to jak? – Kelly patrzyła na mnie wyczekująco. – Cieszysz się?

– Bardzo się cieszę – powiedziałam, choć prawdę mówiąc, czułam tylko coraz większy strach. – Więc będę musiała pozować w kostiumie kąpielowym?

– W kostiumie kąpielowym? – prychnęła Kelly. – Boże, ty na prawdę masz amnezję. To się teraz nazywa bikini. Zapamiętasz? I… mój Boże, co ty zrobiłaś z paznokciami?

Złapała mnie za ręce i z przerażeniem wpatrywała się w moje paznokcie – czy raczej w paznokcie Nikki Howard – które obgryzłam niemal do krwi.

– Chyba… chyba je trochę obgryzałam – powiedziałam nieśmiało.

– Trochę? – Zanim się zorientowałam, Kelly puściła moje ręce i znów założyła zestaw ze słuchawkami. – Tak, Doreen? Cześć, tu Kelly. Musimy natychmiast mieć nowe tipsy. Tak, wiem, że nie ma nu to czasu, ale co mam zrobić, dopiero w tej chwili zauważyłam. Okropne. Nie, nigdy wcześniej nie miała takiego problemu, ale teraz mamy zupełnie nową sytuację. Nigdy byś nie uwierzyła… Świetnie. No to na razie, skarbie.

Rozłączyła się, a potem rzuciła mi spojrzenie pełne dezaprobaty.

– No wiesz, Nik – powiedziała, kręcąc głową. – Tylko sobie szkodzisz.

Nie wiem czemu, ale oczy zaszły mi łzami. Też coś! Płakać przez paznokcie…

– Przepraszam – powiedziałam. – Naprawdę mi przykro. Ale myślałam, że jadę na jakąś sesję zdjęciową. Co mają z tym wspólnego moje paznokcie?

– Masz wziąć udział w sesji zdjęciowej z panem Starkiem – rzuciła Kelly ostro. – Do artykułu, który pisze o nim „Vanity Fair”. Jesteś nową twarzą Starka – młodej, dynamicznej firmy – więc to oczywiste, że chce cię mieć na zdjęciach. Ciebie i Brandona.

Na widok moich łez Brandon nadąsał się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.

W głowie mi się nie mieściło, że płaczę. Naprawdę. Bo przecież ja nigdy nie płaczę. No chyba, że z ważnego powodu, na przykład dlatego, że Christopher myśli, że umarłam.

Przez cały czas, odkąd to się stało, jeszcze ani razu nie płakałam… Ani nad utratą dawnego ciała, ani nad utratą dawnego życia, ani nawet nad tym, że już nie jestem dawną sobą.

Bo do tej pory nie miałam wrażenia, że nie jestem dawną sobą.

Ale wystarczyło, żeby wydarła się na mnie jakaś rzeczniczka prasowa, i zrozumiałam, do jakiego stopnia przestałam sobą być.

Oczywiście nie chodziło o paznokcie, tylko o to, co się stało tuż przedtem. O to, że musiałam się rozstać z rodzicami i że przed pożegnaniem z siostrą właściwie się z nią pokłóciłam (dlaczego nie mogłam jej wesprzeć w ambicjach Czirliderki? Może czirliding to i rzeczywiście sport. Na olimpiadzie jest przecież gimnastyka), a potem wyszłam ze szpitala i zostałam osaczona przez fotografów wywrzaskujących cudze imię, ale celujących swoimi obiektywami we innie, i wsiadłam do limuzyny z facetem, który wrednie się do mnie odnosił, i jakąś rzeczniczką prasową, której się wydawało, że wszystko robię i mówię nie tak…

Ta sesja zdjęciowa to będzie katastrofa. Z góry to mogłam przewidzieć.

– Nie poradzę sobie – powiedziałam, usiłując zdusić łzy. Nawet gdybym nie próbowała udawać Nikki Howard, było jasne, że mi się nie uda.

Bo przecież na pewno nie dam sobie rady z tym, czego oczekiwała ode mnie Kelly. Nagle przypomniałam sobie coś naprawiła ważnego. To, jak Lulu spytała, czy wiem, co to znaczy czub Manolo, a do mnie dotarło, że nie wiem. Nie miałam zielonego pojęcia. Praca modelki jest łatwa? Jak mogłam być taka arogancka? Dlaczego nie czytałam uważniej tych „CosmoGIRL!” Fridy?

– Ja… ja nie pamiętam, jak to się robi! – jęknęłam.

– To lepiej sobie przypomnij – odparła Kelly – bo od tego zależy twoja przyszłość. Nie wspominając już o mojej… i trzydziestu makijażystów, stylistów, dyrektorów artystycznych, fotografów, techników oświetleniowych i osobistych asystentek, którzy czekają tam na ciebie. Ludzi z cateringu pomijam. Przez ostatni miesiąc byliśmy cierpliwi, no bo musiałaś przez to przejść, ale najwyższy czas wracać do pracy. Brandon, mówiłam ci, żebyś zostawił tego red bulla. Wiesz jak to na ciebie działa.

– Jesteśmy na miejscu – powiedział Brandon. – I mamy towarzystwo.

Kelly wyjrzała przez okno, zaklęła i włączyła swój zestaw mikrofonu i słuchawek Starka.

– Rico? – warknęła. – Daj ochronę przy Madison. Znów mamy demonstrantów.

Nie miałam pojęcia, o czym oni mówią, i prawdę powiedziawszy, było mi to obojętne. Nadal usiłowałam przetrawić to, co przed chwilą usłyszałam od Kelly. Nie zdawałam sobie sprawy, że byt aż tak wielu osób zależy od Nikki Howard. Wiedziałam, że dla Stark Enterprises to ważne, żeby nadal była Twarzą Starka, ale nie wiedziałam, co się z tym wiąże.

Aż do teraz.

Dwa miliony dolarów – tyle zapłacili za przeszczep mojego mózgu do ciała Nikki Howard. Zaczynałam myśleć, że całkiem tanio im to wypadło…

– No ruszaj się! Szybciej! – I Kelly wypchnęła mnie z limuzyny…

…prosto w ramiona ochroniarza, który próbował mnie zasłonić przed hordą protestujących zebranych przed wejściem do potężnego drapacza chmur na Madison Avenue, gdzie właśnie się zatrzymaliśmy.

– To ona! – usłyszałam krzyk.

Sekundę później ktoś złapał mnie za ramiona, szarpnął i obrócił. Stałam naprzeciwko kobiety, która trzymała transparent z napisem „Stark Enterprises zabija!”

– To Nikki Howard! – Kobieta w wojskowych bojówkach i berecie dmuchnęła w gwizdek i pozostali demonstranci obrócili się w moją stronę. A kiedy tylko mnie zobaczyli, ich twarze wykrzywiły się złością.

– Jak usprawiedliwisz to, że jesteś twarzą korporacji, która pozbawia pracy właścicieli małych lokalnych firm? – wrzasnął do mnie jakiś facet w kombinezonie. A kobieta pchająca dziecinny wózek krzyknęła:

– To przez ciebie w Ameryce źle się dzieje!

Pomyślałam, że to trochę niesprawiedliwe, bo przecież nie jestem osobą, za którą mnie biorą.

Ale nie miałam okazji im o tym powiedzieć, bo postawny ochroniarz zasłonił mnie przed rękami, które się wyciągały w moją stronę, próbując mnie złapać, i przebijał się przez tłum, aż schroniliśmy się za obrotowymi drzwiami w wielkim marmurowym holu. Kilka sekund później dołączyli do nas Brandon Stark i Kelly Foster – Fielding.

– Dobry Boże – jęknęła Kelly, otrząsając się jak kot, którego pogłaskano pod włos. – Robią się coraz gorsi.

– Miło panią widzieć, panno Howard – powiedział postawny ochroniarz, który osłonił mnie przed gniewem protestujących. – Dawno pani nie było.

Uśmiechnęłam się do niego z wysiłkiem.

– D – dziękuję ci…

– Martin – przedstawił się, ukazując zęby w uśmiechu. – Naprawdę straciła pani pamięć, tak jak mówili w telewizji!

Już miałam go zapewnić, że faktycznie tak się stało, ale Kelly złapała mnie za ramię.

– Dość ćwierkania – powiedziała. – Już i tak mamy opóźnienie, Idziemy.

I zaciągnęła mnie do windy, a do mnie dotarło, że za chwilę po znam samego Roberta Starka.

Co mnie cieszyło. Bo miałam mu parę słów do powiedzenia.