40440.fb2
– Ewa! Ewa! Obudź się wreszcie! Ewa!
– To oni obaj… – wymamrotałam w półśnie i już chciałam obrócić się na drugi bok, gdy dotarło do mnie, że Adam stoi koło kanapy i budzi mnie energicznie, szarpiąc za ramię.
– Ewa, do diabła! Zbudź się, to poważna sprawa! Wyszłam z jakiegoś snu, którego nie pamiętałam, jak z głębokiej studni. Z najwyższym trudem otwarłam oczy. Adam z bladą, spiętą twarzą stał nade mną, budząc mnie energicznie, czego na ogół nigdy nie czyni, chyba że dzieje się coś złego. Jonyk…? Ale Jonyk w swoim łóżeczku spał mocnym, zdrowym snem. Rozejrzałam się: Kotyka nigdzie nie było, za to ten chłopiec…
– O Boże… – wyszeptałam ze zgrozą. – Czy on nie żyje?
Chłopiec, jak bezwładna kukła, leżał na kanapie z mojej lewej strony, z szeroko otwartymi, pustymi oczami.
– Nie bój się, żyje – odszepnął mi Adam. – Mierzyłem mu puls, ciśnienie i w ogóle. Żyje. Ale… nie wiem… Może to nie autyzm, lecz coś gorszego…? Jakaś psychiczna choroba? I wpadł teraz w rodzaj katatonii? Wczoraj wydawał się prawie normalny, a teraz niby oddycha i ma otwarte oczy, ale nic nie widzi i jest jak roślina, a nie człowiek. Boję się, że już taki zostanie…
– Na zawsze? – wyszeptałam ze zgrozą.
– Na zawsze. Widziałem takie przypadki.
– Ale dlaczego miałby taki zostać? I co mu się stało? Skąd aż taka zmiana w ciągu jednej nocy! – zawołałam z rozpacza,. Boże, co powie na to siostra Amata? Wierzyła, że mogę coś temu chłopcu dać, a tymczasem…
– Nie wiem. Jestem chirurgiem, nie psychiatrą – szepnął Adam ze smutkiem. – Sama mówiłaś, że ten lekarz z sierocińca chciał go oddać do zakładu dla głęboko upośledzonych. Prawdopodobnie miał rację.
– Nie! Nie! – zawołałam. – Cecylia i siostra Amata nigdy się na to nie zgodzą!
Właśnie… Cecylia i siostra Amata… One pierwsze muszą zobaczyć, co stało się z ich wychowankiem. Oboje z Adamem trzęsącymi się rękami ubieraliśmy chłopca. Pozwalał nam na to, zachowując się jak bezwładna szmaciana lalka. Jego oczy ciągle były puste i dalekie. Chociaż nie… chwilami wydawało mi się, że widzę w nich jakieś złociste iskierki. Pomyślałam, że to najpewniej odbicie słonecznego światła. Dzień był jednak pochmurny i słońca nie było widać…
Adam usiadł przy kierownicy, a ja z tyłu, z Jonykiem na kolanach i z chłopcem opartym bezwładnie o moje ramię. Kotyka nadal nigdzie nie było i gdy samochód ruszał sprzed domu, na próżno rozglądałam się za nim wokół.
Jonyk zachował się niezwykle dojrzale jak na tę alarmową sytuację. Choć gwałtownie obudzony, w ogóle nie zapłakał. Ubierany w pośpiechu i nakarmiony byle czym, siedział teraz grzecznie na moich kolanach i nawet nie wydawał dzikich wrzasków z powodu braku ulubionego kocura. Jechał uśmiechnięty i ciągle przechylał się, jakby chcąc zajrzeć w twarz bezwładnie siedzącemu chłopcu. Ale chłopiec, mimo szeroko otwartych oczu, i tak go nie widział…
Jeszcze nigdy półtoragodzinna podróż do sierocińca nie wydawała mi się tak długa i okropna. Drżałam na myśl, co powiem Cecylii i siostrze Amacie. Tak bardzo obie wierzyły, że gdy wezmę chłopca do domu, to mu się polepszy… Tymczasem z dzikiego, nie dającego się oswoić zwierzątka przeobraził się w bezmyślne warzywo.
– Nie wiem… Naprawdę nie wiem, co to może być – tłumaczył Adam przejętej Cecylii, gdy wreszcie dobrnęliśmy na miejsce. – Jest to rodzaj śpiączki z otwartymi oczami. Ten chłopiec niby tu jest, a jakby go nie było. To przypomina jakąś odmianę katatonii.
Dwoje starszych wychowanków przywiozło do nas siostrę Amatę w jej fotelu na kółkach. Zadrżałam na jej widok. No cóż, zawiodłam tę kochaną staruszkę…
Siostra Amata przenikliwie spojrzała w nieruchomą twarz chłopca i… i uśmiechnęła się!
– No i czy nie miałam racji? Widzicie, że on jest wreszcie szczęśliwy i spokojny? – powiedziała ku naszemu zdumieniu. – Znalazł to, czego tak szukał. A mówiłam ci, Ewo, że gdy go weźmiesz, to na pewno zrozumiesz, czego on od ciebie chce.
– Niczego nie zrozumiałam – odparłam spanikowana. – A jedyne, co widzę, to, że mu się pogorszyło. Teraz już całkiem od nas odszedł. To, co z niego zostało, to tylko bezmyślna skorupa!
– Ja też myślę, że on jest teraz w jakimś innym miejscu, a nie tu – powiedziała siostra Amata. – Ale tam, gdzie przebywa, jest bardzo szczęśliwy. A zawsze był tak zrozpaczony, tak się szamotał… Jak ptak złapany w sidła.
Wszyscy razem, znów spojrzeliśmy na chłopca. Stał sztywno, tak jak go postawiliśmy, w nienaturalnej pozycji, po bladej twarzy błądził mu łagodny uśmiech, a w niewidzących oczach lśniły odległe, złociste iskierki. Słońca na niebie nadal nie było…
– Znalazł TO. Ja widzę, a wy nie? Niemożliwe… Dałaś mu, Ewo, to, czego tak rozpaczliwie szukał. To dobrze – staruszka pokiwała głową. Potem, uśmiechnięta, przymknęła oczy, zapadając w drzemkę. Dwaj wychowankowie spojrzeli porozumiewawczo i od razu skierowali fotel w stronę trawnika w parku, otulając siostrę Amatę grubym, miękkim kocem.
– I co teraz? – spytałam z niepokojem Cecylii. Ona jednak uśmiechnęła się z ulgą, jakby zwariowana diagnoza naszej kochanej staruszki zdjęła jej z serca jakiś ciężar.
– Tak, rzeczywiście jest teraz spokojny i szczęśliwy. Widzę to – powtórzyła za siostrą Amata, patrząc przenikliwie na chłopca. – W takim razie już nikomu nie zagraża i może pozostać w naszym sierocińcu. Nie musi iść do zakładu dla upośledzonych. Nasz doktor to zrozumie.
– Cecylio, w takim stanie on nie będzie długo żył, chyba o tym wiesz – powiedział ostrożnie Adam.
– Wiem – przytaknęła Cecylia. – Ale nie będzie się bał. Ani śmierci, ani niczego. A przedtem, zanim Ewa go zabrała, był zawsze przerażony. Jak małe zwierzątko. Siostra Amata dobrze to ujęła. Dziękuję ci, Ewo. Jedźcie już. Ja się nim zajmę. Adam przecież na pewno musi wracać do pracy…
Wracaliśmy do domu w milczeniu. Nawet Jonyk przycichł i przywarł buzią do szyby auta, odprowadzając wzrokiem malejącą sylwetkę chłopca. Chłopiec stał nieruchomo, objęty przez Cecylię. Nawet nie zauważył naszego odjazdu.
Gdy zajechaliśmy na miejsce, Kotyka nie było ani na trawniku przed domem, ani w ogrodzie. Ani w całym domu. I nie reagował na wołanie. Jonyk chyba nie dostrzegł jego nieobecności, bo ziewał szeroko, a mnie, mimo wypitych już dwóch kaw, też opadały powieki.
– Zerwałem was tak wcześnie… Najlepiej, żebyście się jeszcze trochę przespali. A Kotyk wróci. Przecież robił już dłuższe wycieczki i zawsze wracał – powiedział Adam. – Teraz pojadę do szpitala, bo wkrótce wyrzucą mnie za te ciągłe zwolnienia z powodu losowych, rodzinnych przypadków.
Nie trzeba było nas namawiać do drzemki. Jonyk zjadł trochę serka z owocami i prawie zasnął na moich rękach, gdy niosłam go do dziecinnego pokoju. Dziwiłam się tylko, że nie płacze za Kotykiem, bez którego zazwyczaj nie chciał spać. Kładąc synka na kanapie, odczułam tak nieprzepartą senność, że ledwo zdążyłam przebrać się w dres i okryć kocem – natychmiast zapadłam w głęboki sen.
– … to jest jednak bardzo dziwaczna Wieża – wysapałam z ulgą do Włóczęgi, gdy magiczny wicher już wyniósł nas na szczyt Wieży Czterech Królestw. – Chciałabym w moim świecie mieć choć jeden taki budynek, który chroniłby przybyszów przed wszelkimi niebezpieczeństwami i gdzie nawet najwięksi wrogowie musieliby być dla siebie przyjacielscy. Bardzo by się nam takie coś przydało. Bo tu nam już nic nie grozi ze strony Gimel.
– W ogóle już nic wam nie grozi – uśmiechnął się do mnie Jod. – Gimel zrozumiała, że jesteście pod skrzydłami Złocistego Ptaka, a w całym Cesarstwie nie ma potężniejszego patrona i opiekuna niż On.
– Czy to ty Go przywołałeś? – spytałam, patrząc na niego ciekawie. Był jeszcze wyższy i starszy, niż mi się wydawał z oddali, choć jego twarz – rozumna, wszechwiedząca – wydawała się jakby bez wieku.
– Nie, nie ja – odparł z zagadkowym uśmiechem.
– Nikt nie ma mocy przywołania Złocistego Ptaka, choć wszyscy ciągle Go wzywają. On jest tam, gdzie chce, i przybywa też, kiedy chce – pouczył mnie Włóczęga ze zbędnym naciskiem.
– A jednak pojawił się, i to w najwłaściwszej chwili! To nie był przypadek. Ktoś musiał Go wezwać – uparłam się.
– Nikt nie może Go wezwać. Sam przybył. Bo jest naszym Złocistym Ptakiem, bo u nas zniósł Rubinowe Jajo, bo tu gdzieś jest Jego gniazdo. Więc nie chciał oddać tej krainy we władanie Gimel. Dlatego na jej oczach udzielił błogosławieństwa Księciu. I Czarownica wówczas zrozumiała, że musi się wycofać. Przynajmniej na razie. Gdyż ona nigdy nie rezygnuje – wyjaśnił Jod.
Ale ja potrzebowałam znacznie więcej wyjaśnień. Zwłaszcza gdy patrząc na Joda, przypominałam sobie różne półsłówka Włóczęgi na jego temat. Jaka była jego rola w tych wydarzeniach i w moim życiu? Jod, jakby czytając w moich myślach, uśmiechnął się wyrozumiale.
– Chcesz poznać odpowiedzi na wszystkie pytania? Lepiej, żeby ci pozostało trochę tajemnic, Codik, bo życie z tajemnicami jest ciekawsze. Ale owszem… O kilku sprawach mogę ci powiedzieć…
…i dopowiedział mi rozwiązanie wielu zagadek. Nie wszystkich, gdyż Major Arkana, czyli Wielkie Wtajemniczenia Cesarstwa, muszą pozostać tajemnicami.
Jedynie Jod znał dokładnie sekretną historię mego zniknięcia; nie znała jej nawet moja matka, Królowa Mieczy. Było to dwadzieścia siedem lat temu. Starzec, zawsze nieufny wobec poczynań Czarownicy, odkrył, iż Gimel nagle znalazła nową Bramę między Cesarstwem a TAMTYM światem i zaczęła ją podtrzymywać. Pojął, że nie robiła tego bez powodu. Nie był wówczas na służbie u cesarskiej pary. Był Eremitą, Pustelnikiem, Wędrowcem Przez Czas – lub Białym Magiem, czyli dobrym czarnoksiężnikiem, jak określiliby go ziemscy wyznawcy sekretnej wiedzy. Jod był zaprzeczeniem i przeciwwagą Gimel. Ale nie miał, niestety, tak wielkiej mocy jak ona.
O Gimel i o Jodzie słyszałam, będąc jeszcze dzieckiem w Królestwie Mieczy. Każda matka czy stara niania opowiadały dzieciom w Cesarstwie różne historie o Złej Czarownicy i Dobrym Czarnoksiężniku. Lecz nie wiedziałam, że Jod pilnie śledził poczynania Gimel, ona zaś usiłowała zawsze udaremnić jego przedsięwzięcia.
Gdy Gimel zaczęła podtrzymywać żywot nowej Bramy, Jod zaczaił się przy niej, chcąc zbadać, po co to robi. Nie czekał długo. Odkrył, że Brama posłużyła do wykradzenia mnie mojej matce i przeniesienia TAM.
– Skoro o tym wiedziałeś, to nie mogłeś od razu przenieść mnie z powrotem? – zdziwiłam się.
– Nie mam aż takiej mocy. Byłaś naznaczona magią Gimel, która jest o wiele silniejsza od mojej. Gimel zabrała ci pamięć i zabrała mowę. Nie mógłbym ich przywrócić – odparł z prostotą Jod. – Mogłem jedynie obserwować poczynania Czarownicy, lecz byłem bezsilny. Jednak zapamiętałem, gdzie jesteś i śledziłem twoje losy. Nie mówiłem nic Królowej i Królowi Mieczy, nie chcąc im stwarzać złudnych nadziei, gdyż dość się nacierpieli. I czekałem na okazję. Nie przypuszczałem, że będzie to trwać aż tak długo…
Okazja nadeszła dopiero po dwudziestu siedmiu latach – i w całkiem niespodziewany sposób. Oto z cesarskiego pałacu zniknął Książę Thet. Starcowi trudno było nie dostrzec podobieństwa między tymi dwoma przypadkami zaginięć. Zwłaszcza że w tym czasie już przebywał na służbie u Cesarskiej Pary.
– Dlaczego zrezygnowałeś z wolności? Służba, nawet w luksusach, to jednak ogromne ograniczenie. Ty, Prorok Wiecznego Czasu, legendarny Biały Mag, stałeś się sługą Cesarzowej? – zdziwiłam się.
– Już dawno dochodziły mnie wieści, że na dworze cesarskim dzieje się coś złego, choć nikt nie umiał określić, co to jest. Udając zatem bezbronnego, schorowanego starca, profesora historii Cesarstwa, udałem się do pałacu i poprosiłem o posadę. W efekcie zostałem jednym z nauczycieli Księcia Theta. Cesarzowej wyraźnie pasował taki zniedołężniały opiekun dla syna. To też mnie uderzyło…
Zerknęłam ciekawie na Theta, myśląc, że coś powie, lecz ten stał przy kamiennej barierze, oddzielającej najwyższą platformę Wieży od bezdennej przepaści – i wpatrywał się w goniące po niebie chmury. „Nie może zapomnieć spotkania ze Złocistym Ptakiem. Nadal go szuka” – pomyślałam ze współczuciem. Już wiedziałam, czym jest tęsknota za Muzyką Sfer Niebieskich i szumem złocistych skrzydeł. Wyobrażałam sobie, jak bezpieczny i szczęśliwy musiał być Thet, gdy objęło go i skryło jedno z nich… I naznaczyło. Będzie dobrym władcą.
Kotyk cicho zamruczał, tuląc się do nóg Księcia, więc od razu zażądałam wyjaśnienia zagadki pojawienia się Kota w moim życiu. Tak, to właśnie Jod dopilnował, aby trzynaście lat temu – dokładnie wtedy, gdy rodził się mały Thet, pewna kocia mama urodziła zdrowego kocurka. Biały Mag wspomógł kociaka swą mocą, aby wyrósł na Kota Magicznego. Dworzanie byli nim oczarowani i szybko zaakceptowali jego niezwykłość. W Cesarstwie, gdzie nad wszystkim unosił się duch Złocistego Ptaka, wierzono, że każde mówiące stworzenie znajduje się pod Jego ochroną. Tymczasem kociak stał się nieodłącznym kompanem i przyjacielem małego Księcia. O to właśnie szło Jodowi: aby mieć koło Theta kogoś, kto będzie nad nim czuwał i w dzień, i w nocy, i kto będzie mógł mu inteligentnie opowiedzieć o wszystkim, co tam się dzieje.
– … gdyż coraz wyraźniej wyczuwałem w pałacu cesarskim obecność złych mocy. Koty są na nie bardzo wyczulone. Nasz Kotyk też je czuł, choć nie wiedział, skąd pochodzą. Niestety, koty lubią chodzić własnymi drogami i w tę fatalną noc, gdy porwano Theta, Kotyk powędrował na dach pałacu, przyciągnięty śpiewnym zewem srebrzystej kotki Cesarskiego Maga – zażartował Jod, i gdyby Kotyk nie miał na pyszczku futra, to przysięgłabym, że się zaczerwienił. Jod jednak zaraz dodał: – Nie martw się, Kocie… To właśnie było częścią spisku: Wielki Mag osobiście pomagał Gimel w realizacji jej planów, ona zaś obiecała mu w zamian, iż podzieli się z nim władzą w Cesarstwie. Żaden, nawet najmądrzejszy Kot nie mógłby oprzeć się miłosnemu zewowi srebrzystej kotki, gdyż był to zew magiczny…
– Czułem to! – zawołał Kotyk z ulgą. – Wcale nie chciałem opuszczać Księcia i wędrować na dach pałacu! Zwłaszcza że noc była zimna, jesienna i nie nadawała się na amory! Kotka Wielkiego Maga nigdy mi się nie podobała, była próżna i głupia, a jednak nie byłem w stanie oprzeć się jej nawoływaniom…
I oto Gimel, tą samą Bramą, którą podtrzymywała przez dwadzieścia siedem lat, przeniosła do naszego świata Księcia Theta. Pełna pychy i wiary w swą moc, wierzyła, iż nikt tej Bramy nie zna, i nie zadała sobie nawet trudu, aby znaleźć inne miasto. Wierzyła zresztą, że skoro zablokowała nam pamięć, to nawet gdybyśmy się przez przypadek spotkali, niewiele nam to da. Jej zdaniem, byliśmy straceni dla Cesarstwa Tarota. Jedyne, co uczyniła, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo – to zdjęła z obezwładnionego magią Theta jego ubranie.
– Tak, on był całkiem nagi, gdy go znaleziono. Ale dlaczego? – zdziwiłam się.
– Gdyby miał na sobie swoje ubranie, trudno, żeby ktoś nie skojarzył go z tym, w którym przed laty znaleziono ciebie – wyjaśnił Jod. – Wprawdzie ty byłaś malutką dziewczynką, a on trzynastoletnim chłopcem, ale styl waszych, dziwacznych jak na TAMTEN świat, ubiorów musiałby nasunąć podejrzenie, że coś was łączy. Tobie też byłoby wówczas łatwiej odkryć, że Książę znajduje się w TAMTYM świecie. Dlatego, poza tym że miał magiczną blokadę pamięci, Książę Thet był także nagi.
– Z tą magiczną blokadą pamięci coś jest nie tak… – szepnęłam niepewnie. – Ona nie jest całkowita. Chwilami, w postaci strzępków, odprysków, przebłysków wspomnień, powracają mi TAM na ułamki sekund obrazy z Cesarstwa. Thet, choć Gimel także zabrała mu pamięć, zapamiętał zapach swojego Kota, mówił też ciągle o skrzydłach i nawet usiłował stać się ptakiem…
– Bo nikt, kto choć przez chwilę przebywał w Cesarstwie Tarota, nie może go w pełni zapomnieć. Nikt, kto pokochał Złocistego Ptaka, nie zapomni o jego skrzydłach. Nie pomoże tu nawet magia Gimel – stwierdził Kotyk z pewnym wzruszeniem. Zrozumiałam, że mimo kłopotów, jakie tu miał, kocha nie tylko Księcia, ale i tę krainę. Skoro tak, to już nie wróci TAM z nami. Coś ścisnęło mnie za gardło…
Zatem. Książę Thet nagle zniknął ze swej zamkniętej na klucz komnaty, w nocy gdy Kotyk nieopatrznie słuchał na dachu miłosnego zewu srebrzystej kotki. I choć nikt nie wiedział, co mogło się stać z następcą tronu, wszyscy – ze strachem – domyślali się w tym ręki Gimel…
– Nie widziałem go w krainie martwych, nie widziałem w krainie żywych. Albowiem mój wzrok nie sięga do innych światów – usprawiedliwił się Wisielec, który cały czas z uwagą słuchał naszej rozmowy. Wisielec lubił mieć towarzystwo na Wieży.
… Czarownica nie podejrzewała, iż jeden z nauczycieli Księcia Theta, niedołężny starzec, to Biały Mag. Nie domyślała się też, iż nie tylko wie on o jej Bramie, lecz nawet nauczył się przez nią przechodzić. Gdy zatem Kot zaczął jej przeszkadzać, będąc zbyt gorliwy w szukaniu Księcia, wydała rozkaz, aby to właśnie ulubiony nauczyciel Theta zabił jego ulubionego Kota…
– … nie rozumiem! – przerwałam bezradnie. – Przecież to nie Gimel, lecz sama Cesarzowa wydała ten rozkaz!
– Suknie! Suknie Cesarzowej! Czyżbyś nadal nic nie pojmowała? – zirytował się Kotyk. – Ja, jako Kot, nigdy nie zwracałem uwagi na kobiece stroje. Ale, jak zapewne pamiętasz, Mistrz Parth z Królestwa Buław, jako naukowiec, zwracał uwagę na wszystko, nawet na to, co było mu do niczego nieprzydatne! I powiedział, że Cesarzowa przez dwa dni z rzędu nosiła szmaragdową suknię!
– Co z tego? – zdziwiłam się.
– Bo to już nie była Cesarzowa! To było jej ciało, opanowane przez ducha Gimel! To ciało, jak kukła, wykonywało wszystkie polecenia Czarownicy. Ale o tym ostatecznie dowiedzieliśmy się dopiero teraz. Owszem, wiedzieliśmy, że Gimel umie zmieniać postacie, ale nawet znając potęgę jej magii, nie przypuszczaliśmy, że odważy się zastąpić umysł Cesarzowej swoim własnym – wtrącił Włóczęga.
Kotyk, mieszkaniec pałacu, zwrócił uwagę tylko na to, że Cesarzowa, po latach miłości do syna, nagle straciła do niego serce. Stała się oschła i niesprawiedliwa, buntowała przeciw niemu rodzonego ojca. Cesarz, który ponad życie kochał swą piękną żonę, ulegał jej we wszystkim.
– … zatem Gimel wstąpiła w ciało Cesarzowej, prawdziwego zaś ducha nieszczęsnej matki Księcia uwięziła w swojej magicznej kuli – ciągnął Jod.
– I jest tam uwięziony do dziś? – zaniepokoiłam się, pamiętając groźby Gimel z mrocznej pieczary. Mój duch też miał być zamknięty w magicznej kuli Czarownicy.
Jod zasępił się, a Książę Thet odwrócił ku nam głowę:
– Musimy odnaleźć prawdziwego ducha mej matki. Bardzo go kochałem. Teraz jest tak, jakbym nie miał matki. Jej ciało przebywa w cesarskim pałacu, ale naprawdę jej tam nie ma. Ty, Codik, dobrze wiesz, jak wielkie to jest cierpienie: nie mieć matki…
– Więc czeka nas kolejna awanturnicza wyprawa… – westchnął Kotyk, ni to zmartwiony, ni zadowolony.
– A ty już pewnie marzyłeś o pałacowych pierzynach! – zachichotał Włóczęga.
– Pójdę z wami! – zawołałam z entuzjazmem, lecz oni tylko spojrzeli po sobie i Jod podjął dalszą opowieść.
– … więc Gimel w ciele Cesarzowej rządziła Cesarstwem, i na drodze do pełni władzy stał jej tylko następca tronu. Musiał zatem umrzeć lub zniknąć. Zabicie go mogło wywołać niepokoje i zamieszki oraz podejrzenia. I wreszcie trzeba pamiętać, że Złocisty Ptak już całe wieki temu nakazał: „Nie zabijajcie!” Gimel bała się Złocistego Ptaka i nie chciała łamać wprost Jego zakazów. Próbowała je omijać. Zaginięcie… ooo, to było coś! Zaginięcie nie daje pewności, czy zaginiony zmarł, czy też nie. Nie ma ofiary, nie ma winnego. Za to jest czas. Cesarzowa – Gimel na zaginięciu Theta zyskała nieograniczony czas, gdyż wierzyła, że nikt nigdy nie odnajdzie następcy tronu w innym świecie. Nie domyślała się, że znam jej Bramę i że ją kiedykolwiek przekraczałem…
– Czy to nie ty przypadkiem byłeś TAM, u mnie w domu, w postaci starego weterynarza? – spytałam, olśniona błyskiem wspomnienia. Jod tylko się uśmiechnął i mówił dalej:
– Kot, który organizował coraz to nowe wyprawy ochotników dla szukania Księcia, najpierw Gimel śmieszył, potem irytował, a wreszcie zaniepokoił. Nakazała go usunąć pod pretekstem, że brał udział w porwaniu Księcia, gdyż dał się przekupić porywaczom. Jod obiecał, że Kot zniknie jej z oczu. Białemu Magowi nie wolno kłamać, więc Kot zniknął, gdyż razem z Jodem przekroczył Bramę. Starzec przez całe dwadzieścia siedem lat śledził moje losy – znał sierociniec, w którym spędziłam dzieciństwo, odkrył miejsce mego zamieszkania z Adamem i to on podsunął mi Magiczny Korzeń, który częściowo wyzwala pamięć o Cesarstwie i przywraca miłość do niego. Jod z radością stwierdził, że TAM narodziło się Małe Mieczowe Książątko, czyli mój synek.
– …bo twój synek, jako wnuk Królewskiej Pary Mieczowej, wiedział więcej o twoim pochodzeniu niż ty sama. Niemowlęta królewskiej krwi z Cesarstwa Tarota wiedzą i czują więcej niż ziemskie – tłumaczył mi Jod. – Od razu pomyślałem, że znajdę w nim pomocnika w dotarciu do ciebie. A tylko ty mogłaś zbadać, czy Książę Thet nie błąka się gdzieś w twoim nowym świecie.
Jod, dotrzymując słowa danego Cesarzowej, „usunął” Kota, wrzucając go do mojej beczki z deszczówką. I telepatycznie przekazał tę informację memu synkowi. Uratowany kocur miał nas oboje przeprowadzić przez Bramę. W ten sposób mogłam powrócić do krainy mego dzieciństwa, a zarazem – wraz z moim synkiem – być łącznikiem między oboma światami, szukając śladów Księcia.
– Niczego nie zdziałałabyś bez Jonyka – szepnął mi do ucha Włóczęga. – Nasz niezwykły Kot utonąłby w twojej beczce, a ty byś o tym nawet nie wiedziała…
– Chciałabym wiedzieć, ile zdziałalibyśmy bez ciebie, Alefie – szepnęłam mu w odpowiedzi. – I kim ty właściwie jesteś. Najpierw sądziłam, że jesteś zwykłym włóczęgą. Potem myślałam, że jesteś w służbie Białego Maga. Teraz myślę, że stoisz znacznie wyżej, niż to wygląda. I częściej niż inni słyszysz potężny łopot pewnych skrzydeł. Rubinowe Jajo zaś, które nosisz w worku, jest o wiele, wiele większe niż jego Cudowna Miniaturka…
– Nie noszę go na co dzień w worku… – roześmiał się Włóczęga. – Przecież nie należy do mnie! I słuchaj lepiej, co opowiada Jod, gdyż moje opowieści to całkiem inna historia. Nie do opowiadania…
Zrozumiałam go. Gdyby wszyscy w Cesarstwie wiedzieli, że Alef jest JEGO wysłannikiem, zarzucano by go prośbami o wsparcie, o kontakt, o szansę na zbliżenie do NIEGO. Dlatego Alef przybrał postać Włóczęgi, zwanego Głupcem – i ma spokój, a zarazem obecny jest w całym Cesarstwie, wszędzie tam, gdzie być powinien. I tylko czasem przez jego szare oczy spoglądają na Cesarstwo oczy inne, bardziej wnikliwe i wypukłe…
Spojrzałam na moje Tańczące Dziecko. Fruwało teraz wokół Księcia Theta, jakby chcąc przywrócić go rzeczywistości. Książę bowiem ciągle czuł dotyk skrzydeł Ptaka, słyszał ich Muzykę, i trudno mu było wrócić do nas. Tymczasem czekały go tutaj nowe, trudne zadania: odzyskanie ducha matki, zaklętego w magicznej kuli, przywrócenie ojcu sił, które zabrała mu Gimel – i wreszcie stopniowe przejęcie władzy. Zgodnie bowiem z obyczajami Cesarstwa, następca zaczynał przejmowanie władzy w dniu swych trzynastych urodzin, a jej pełnię uzyskiwał w dwudziestym pierwszym roku życia.
– Nie będzie łatwo znaleźć duszę mojej matki – westchnął Thet. – Któż może wiedzieć, gdzie Gimel skryła swoją kulę…
– Pomogę wam! Przecież już byłam w Krainie Mroku! – powiedziałam z entuzjazmem. – Nie wątpię też, że moi rodzice, Król i Królowa z Królestwa Mieczy, dadzą nam tylu zbrojnych pomocników, ilu tylko będziemy potrzebować…! Mam nawet pomysł na specjalną broń, którą mogliby wykonać dla nas uczeni z Królestwa Denarów, a która byłaby pomocna w Krainie Mroku!
Po raz drugi dostrzegłam, że moi nowi przyjaciele spoglądają na siebie zmieszani. Wyczułam, że chcą mi coś powiedzieć, i to chyba coś niezbyt miłego, gdyż żaden nie kwapił się, aby być pierwszym. Włóczęga chrząknął znacząco i spojrzał na Kotyka, ten wlepił wzrok w Joda, Jod zaś umknął spojrzeniem w bok. Wtedy odezwał się Wisielec, wypowiadając prostą sentencję:
– Bram nie buduje się po to, by stały otworem…
– To chyba jasne – przytaknęłam, zirytowana, że wtrąca się w najmniej wskazanym momencie, gdy nagle pojęłam, co mówi, i spojrzałam strwożona na Joda.
– Tak, Ewo – rzekł Jod, nazywając mnie po raz pierwszy moim ziemskim imieniem. – Brama, strzeżona wcześniej przez Gimel, teraz zamyka się coraz szybciej. Czarownica już jej nie potrzebuje. Przeciwnie: istnienie tej Bramy jest dowodem jej przestępstw i Gimel robi, co może, aby to przejście między naszym a TAMTYM światem zniknęło. Kotyk i Włóczęga twierdzą, że już raz, w Królestwie Mieczy, dokonałaś wyboru, choć był on bolesny dla ciebie. Czy chcesz teraz zmienić decyzję i zostać z nami? Bardzo byśmy tego chcieli, ale musisz być pewna tego, co zrobisz. Pamiętaj bowiem, że będzie to decyzja ostateczna i nieodwracalna…
Słuchałam go w odrętwieniu. Tak, w Królestwie Mieczy wiedziałam, że muszę odejść. Ale wydawało mi się wówczas, że jest jeszcze przede mną wiele czasu i wiele przygód w Krainie Kota. I że jest możliwe ponowne odwiedzenie matki i ojca. Zamykanie się Bramy sygnalizowało, że to już naprawdę koniec. Nigdy więcej nie ujrzę Cesarstwa Tarota, Księcia Theta, Joda, Włóczęgi. Po raz wtóry, tym razem bezpowrotnie, utracę cudownie odzyskanych rodziców i braciszka. Nigdy więcej nie odwiedzę Krainy Kota i nie przeżyję w niej niezwykłych przygód. Właśnie, a Kotyk? Co z Kotykiem?…
– Nigdy nie mów „nigdy” – powiedział Kotyk, jakby słyszał moje myśli, i spojrzał na mnie mądrymi, zielono-błękitnymi ślepiami.
– Nigdy się nie dowiem, czy znaleźliście duszę Cesarzowej, zaklętą w magicznej kuli Gimel. I nigdy nie będę wiedzieć, czy Książę Thet okaże się dobrym Cesarzem – powiedziałam zmartwiona.
– Nigdy nie mów „nigdy” – rzekł z naciskiem chłopiec, o którym jeszcze niedawno myślałam, że jest upośledzonym, autystycznym stworzeniem, sprowadzonym, jak powiedział Adam, do poziomu rozwoju warzywa.
– Tata? – spytał niecierpliwie Jonyk, tańcząc wokół mnie jak mały, kolorowy ptaszek.
– Nigdy więcej nie zobaczymy Złocistego Ptaka i nie usłyszymy Muzyki Sfer Niebieskich… – szepnęłam do niego.
– Złocisty Ptak jest wszędzie i nigdzie. Niekiedy jakieś pióro z jego skrzydeł zawadzi o TAMTEN świat, choć większość ludzi jest TAM ślepa i tego nie widzi – wtrącił nie pytany Wisielec.
– … dlatego nigdy nie mów „nigdy” – dopowiedział Włóczęga.
Spojrzałam na Kota. Siedział wielki, gibki, z potężnym, pręgowanym cielskiem i wpatrywał się we mnie z czułością swoimi zielono-błękitnymi ślepiami. Popatrzyłam w nie również – i miałam uczucie, że tonę w zielonobłękitnym jeziorze, którego woda jest rześka, słodka i przeczysta. Było to dobre uczucie. I zrozumiałam, że właśnie w tym jeziorze zostanie moja pamięć o Cesarstwie Tarota, które ja zawsze nazywałam Krainą Kota.