40506.fb2 Wszystko Dla Potwor?w - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 10

Wszystko Dla Potwor?w - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 10

8

Nazajutrz żadna bomba nie wybuchła. Ani w dni następne. Ani później. Niepokój kolegów powoli wygasł. Wkrótce w ogóle przestała być o tym mowa. Temat stał się wspomnieniem. Sklep powrócił do należytego tempa nawigacji. Płynie po szerokich wodach okazjonalnie wybuchowej codzienności. Lehmann odgrywa kwatermistrza gorliwiej niż kiedykolwiek przedtem. Staruszkowie Tea stroją miny budowniczych imperium. Sam Teo codziennie wzbogaca zbiory Malca. Gliny dalej przeszukują pracowników i klientów, którzy ze śmiechem podnoszą ręce do góry. Sinclairowi ubyło ośmiuset współpracowników, a przybyło ośmiuset pracowników szeregowych. Lecyfre nadaje hasła związkowe, Lehmann hasła sklepowe. Ja obrywam zgodnie z umową. W mojej pustoszejącej wyobraźni Dżib Hiena i Pat Bako stają się, biedacy, nieco dychawiczni. Dzieci grożą, że, jeśli będę miał przestój, zastąpią mnie telewizorem. Luna już do mnie nie dzwoni. Wszystko wróciło do normy. Aż do drugiego lutego.

Dziewczyna jest bardzo piękna. Z gatunku lwic. Ruda grzywa spływa gęstymi falami na szerokie ramiona, zapewne umięśnione. Spokojnie, z włoska, kołysze biodrami. Jest w wieku sympatycznej pełni. Pod opiętą na pośladkach spódnicą odznaczają się minimalistyczne majteczki. Ponieważ nie mam nic do roboty jak tylko czekać na wezwanie panny Hamilton, postanawiam podążyć za moim pięknym zjawiskiem. Przerzuca coś to tu, to tam, grzebiąc wśród wyłożonych rzeczy. Jej do połowy obnażone ramiona zdobią obręcze – powiew orientalnej biżuterii. Ma długie, nerwowe zręczne palce: oplatają ujmowany przedmiot, kiedy tylko weźmie go do ręki. Płynę za nią ze zwinnością ryby, w którą zmieniłem się w mętnych wodach tego Sklepu. Dla zabawy tracę ją z oczu, by mieć przyjemność znowu ją odnaleźć gdzieś przy stoisku. Podczas tych pozornie niespodzianych spotkań wszystko we mnie staje na baczność od adrenaliny. Jedno mnie dręczy, nie im mogę napotkać jej spojrzenia. Grzywa jest za gęsta. I zbyt ruchliwa. Ona ze swej strony mnie, rzecz jasna, nie dostrzega. (Nijakość mojego służbowego ubrania.) Zabawa trwa jakiś czas, a kiedy osiągam stan pożądania absolutnego, to się zdarza. Już od dobrych pięciu minut krążyła wokół półki z szetlandami. Nagle palce wyskakują, oplatają sweterek – zostaje wchłonięty przez wnętrze dłoni, dłoń przez torebkę, która przełyka, po czym wypluwa pustą rękę.

Wszystko widziałem. Ale z drugiej strony lady Cazeneuve, gliniarz stosowany, też widział. Na szczęście jestem bliżej dziewczyny. Podczas kiedy on obchodzi ladę dookoła, obnażając kły, pokonuję dystans dwóch kroków, który mnie dzieli od mojej pięknej złodziejki. Zanurzam rękę w torebce, zmuszając rudowłosą, żeby się do mnie odwróciła, wyciągam sweter i przykładam do jej ramion tak, jakbym go na nią przymierzał. Jednocześnie z powagą cedzę przez zęby:

– Niech się pani nie wygłupia, tuż za nami jest szpicel z urzędu.

Refleks do pozazdroszczenia: nie tylko nie protestuje, ale wykrzykuje ślicznym, gardłowym głosem:

– Pasuje, prawda? Jak myślisz?

Zaskoczony, odpowiadam co bądź.

– Pasuje do oczu, ciociu Julio, ale nie do włosów. Prawdę mówiąc widzę tylko jej oczy. Dwa migdały nakrapiane złotem, w oprawie rzęs, które prawie łaskoczą mnie w nos. Z tyłu, zza tego cudownego zjawiska, mierzy we mnie para innych oczu. To otwory strzelnicze Cazeneuve'a. Rzucam sweterek niedbale na ladę, biorę inny i rozkładam przed dziewczyną z miną znawcy, odchylając głowę w tył. Oprzytomniawszy, Cazeneuve wkracza. Wali prosto z mostu.

– Dość tych wygłupów, Malaussene, doskonale widziałem, jak ta dziewczyna zwinęła sweterek.

– “Ta dziewczyna"? To tak się zwraca do klientów, Cazeneuve? Taki grzeczny chłopak jak pan?

Mówię to rozmarzonym tonem człowieka, który myśli o czymś innym. Albowiem w drugim swetrze (postanowione, przychodzę do pracy w swetrach!) jest mojej sympatycznej lwicy wspaniale. Mówię:

– W tym ci jest bardzo dobrze, ciociu Julio.

Nie ja jeden odczuwam podziw dla “cioci Julii"! Niemało klientów wstrzymuje oddech. Wśród nich dwoje starszych państwa, na oko rozczulonych, siwowłose gołąbki z zieloną torbą na zakupy, dosłownie pożerają nas wzrokiem.

– Malaussene, bardzo proszę, nie przeszkadzaj mi w wykonywaniu obowiązków.

To nadaje Cazeneuve, a w tym samym czasie, w pobliżu nas, jeden ze staruszków Tea właśnie zwija aparat wibracyjny do masażu.

– Nie przeszkadzam ci, tylko nie chcę, żebyś miał z tego za dużo frajdy.

– Pani włożyła ten szetland do torebki, widziałem. Dziewczyna chwyta moje spojrzenie, jakby czepiała się koła ratunkowego. Twarz szeroka, z wystającymi kośćmi policzkowymi, wilgotne usta.

– Czy ja się ciebie pytam, Cazeneuve, gdzie też chodzisz się opalać?

Przyłożyłem w dziesiątkę. Swoją buźkę w pięknym kolorze palonej gliny Cazeneuve opala za frajer w tutejszym dziale lamp kwarcowych. Dodaję:

– Daj spokój cioci Julii albo zarobisz w pysk.

I właśnie wtedy to się dzieje. Niczym w zwolnionym tempie, w Sklepie jakby całkiem znieruchomiałym, Cazeneuve blednie. Tuż za nim dwoje uroczych staruszków odwraca się ku sobie z uśmiechem. No i jak się sobie nie wpiją w usta! Pocałunek o niesamowitej, zaraźliwej zmysłowości! Pomiędzy przyklejonymi do siebie torsami dostrzegam kawałek zielonej torby. Jasnozielonej.

I Cazeneuve dostaje w pysk, jak to miał obiecane. Tyle tylko, że nie ode mnie. To urwana ręka starszej pani. Śledzę wzrokiem łuk precyzyjnie zarysowany przez tryskający z niej gejzer krwi. Widzę bardzo wyraźnie twarz mężczyzny z niedowierzającym spojrzeniem pod grzywką siwych włosów cienkich jak włosy dziecka i po rzymsku przyciętych. Widzę wyraz twarzy Cazeneuve'a. Od jego policzka, nagle obwisłego, fala uderzenia rozchodzi się na resztę twarzy

Dopiero wtedy słyszę wybuch. Jakby ceglany mur rozleciał mi się w głowie. Rzutem ciała wprzód Cazeneuve posyła na dywan ciocię Julię i mnie.