40506.fb2
W domu czekały na mnie liczne niespodzianki. Najpierw ogromny stos listów z ofertami. Które po przeczytaniu wrzuciłem do kosza. Wszystkie firmy w kraju miały ochotę wyprawić ucztę tuczącą dla Kozła.
Nic z tego, koniec, “nigdy więcej", jak mawiał pewien papież a propos wojny.
Ostatnia koperta pochodziła z Ministerstwa Edukacji Narodowej. Otworzyłem ją, żeby tylko zobaczyć, ile też proponuje mi minister za to, że będę się za niego nadstawiał.
Nie proponował nic. Prosił jedynie o zwrot kosztów leczenia Jeremiasza. Rachunek w załączeniu.
Właśnie liczyłem zera, kiedy zaskrzeczał interfon.
– Ben? Schodź szybko, czeka cię niespodzianka. Naturalnie rzuciłem się na dół.
Niespodzianka była solidna. (Nawet podwójnych rozmiarów!)
Mama! To była mama.
Śliczna jak to mama. Była jeszcze młoda jak mama. No i. była w ciąży po uszy, jak śliczna młoda mama.
Powiedziałem:
– Mamo! Mamo!
Ona powiedziała:
– Beniaminie, mój malutki!
Spróbowała mnie objąć, ale ten drugi, w środku, już stawiał opór.
Powiedziałem:
– A Robert?
Odrzekła:
– Roberta już nie ma.
Pokazałem na małego okrąglaka:
– A on?
Odrzekła:
– To ostatni, Ben, przysięgam.
Podniosłem słuchawkę i zadzwoniłem do królowej Żabo.