40532.fb2
– Będę jedynym dzieckiem w szkole, któremu umrze siostra.
Fajnie. Zwolnią cię z odrabiania lekcji, a wszystkie dziewczyny zaczną się za tobą oglądać.
Cal zastanawia się przez chwilę.
– Ale nadal będę bratem?
Oczywiście.
Tylko, że ty nie będziesz już o tym wiedziała.
Spokojna głowa.
A będziesz mnie straszyć?
Chciałbyś?
Uśmiecha się nerwowo.
– Chybabym się bał.
To nie będę.
Nie może usiedzieć w miejscu, chodzi w tę i z powrotem, od łóżka do szafy. Nasze relacje zmieniły się od czasu mojego pobytu w szpitalu. Nie żartujemy tak swobodnie jak dawniej.
– Wyrzuć telewizor przez okno, jeśli chcesz, Cal. Mnie to poprawiło samopoczucie.
Nie chcę.
To pokaż mi jakąś sztuczkę.
Wybiega z pokoju po przyrządy i wraca w czarnej marynarce z ukrytymi kieszeniami.
– Patrz uważnie.
Związuje dwie jedwabne chustki za ragi i upycha je w zamkniętej pięści. Potem otwiera ja palec po palcu. Jest pusta.
– Jak to zrobiłeś?
Kręci głową i dotyka czubka nosa czubkiem różdżki.
– Czarodzieje nie zdradzają swoich sekretów.
Zrób to jeszcze raz.
Ale cal już tasuje karty i rozkłada je przede mną.
– Wybierz jedną, zapamiętaj ją i nic nie mów.
Wyciągam królową trefl i wkładam ją z powrotem do talii. Cal znów rozkłada wszystkie karty, tym razem są odsłonięte. Królowa trefl znikła.
– Dobry jesteś!
Rzuca się na łóżko.
– To za mało. Chciałbym umieć zrobić coś poważniejszego, coś przerażającego.
Możesz mnie przeciąć piłą na pól, jeśli chcesz.
Uśmiecha się, ale niemal w tej samej chwili zaczyna płakać. Najpierw cicho, a potem łka coraz głośniej. O ile pamiętam, płacze po raz drugi w życiu, więc pewnie jest to mu potrzebne. Oboje odbieramy ten płacz jak coś, co nie ma nic wspólnego z jego uczuciami. Przyciągam go do siebie i trzymam w ramionach. Płacze wtulony we mnie, jego łzy moczą mi piżamę. Mam ochotę je zlizać. Jego prawdziwe, najprawdziwsze łzy.
– Kocham cię, Cal.
To łatwe. Cieszę się, że odważyłam się to powiedzieć, mimo że teraz płacze dziesięć razy głośniej.
Numer trzynasty na mojej liście – trzymać w ramionach brata, kiedy zmierzch podpełza pod okno.
Adam wchodzi do łóżka. Podciąga kołdrę pod brodę, jakby zmarzł albo bał się, ze sufitu spadnie mu na głowę.
– Jutro twój tata kupi łóżko polowe i ustawi je tutaj dla mnie – mówi.
Nie będziesz spał obok mnie?
Możesz nie mieć na to ochoty, Tesso. Nie będziesz chciała, żebym cały czas trzymał cię w ramionach.
A jeśli będę chciała?
To będę cię trzymał.
Jest przerażony. Widzę to w jego oczach.
– W porządku, pozwalam ci odejść.
Ćśśśś.
Naprawdę, jesteś wolny.
Nie chcę takiej wolności. – Pochyla się i całuje mnie. – Obudź mnie, jeśli będziesz mnie potrzebowała.
Zasypiam szybko. Leżę w łóżku i słucham, jak w całym mieście gasną światła. Ludzie życzą sobie dobrej nocy. Słyszę skrzypienie sprężyn w łóżkach.
Odnajduje rękę Adama i mocno ją ściskam.
Cieszę się z istnienia nocnych portierów, dyżurnych pielęgniarek i kierowców ciężarowej. Podtrzymuje mnie na duchu myśl, że w innych krajach, w innej sferze czasowej, kobiety właśnie piorą ubrania w rzekach, a dzieci idą do szkoły. Gdzieś daleko jakiś chłopiec słyszy wesoły dźwięk dzwonka zawieszonego na szyi kozła i idzie w góry. Napawa mnie to otuchą.