52014.fb2 Joachim ma k?opoty : Przygody Miko?ajka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 17

Joachim ma k?opoty : Przygody Miko?ajka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 17

— A! Są i koledzy. To jest Mikołaj... Ten gruby to Alcest... l A tamten to... to... ;J, ,t

— Maksencjusz! — krzyknął Maksencjusz, dumny, że Jonasz go poznał.

— Niech pan powie — zapytał Rufus — czy to prawda, że teraz, kiedy ma pan galony, dowodzi pan ludźmi na polu bitwy?

— Na polu bitwy? — roześmiał się Jonasz. — Na polu bitwy nie, ale w kuchni pilnuję obierania jarzyn. Zostałem przydzielony do kuchni. Czasem to niezbyt przyjemne, ale za to można się najeść.

Wtedy Euzebiusz spojrzał na Jonasza, zrobił się całkiem biały i popędził przed siebie jak szalony.

— Euzebiusz! Euzebiusz! — krzyknął Jonasz. — Co mu się stało, do licha? Zaczekaj na mnie! Zaczekaj!

I Jonasz poleciał za Euzebiuszern.

My też sobie poszliśmy, a Alcest powiedział, że Euzebiusz powinien być dumny ze swojego brata, któremu w wojsku tak dobrze się powiodło.

Kreda

No, proszę! — powiedziała pani. — Zabrakło nam kredy! Trzeba będzie przynieść.

Wtedy podnieśliśmy ręce i zawołaliśmy: „Ja! Ja, proszę pani!", oprócz Kleofasa, który nie usłyszał. Normalnie pomoce przynosi zawsze Ananiasz, który jest najlepszym uczniem w klasie i ulubieńcem naszej pani, ale tym razem Ananiasza nie było, bo miał grypę, więc żeśmy wszyscy krzyczeli: „Ja! Ja, proszę pani!"

— Proszę o ciszę! — powiedziała pani. — Czekajcie... Może ty pójdziesz, Gotfrydzie, ale wracaj szybko, dobrze? Nie włócz się po korytarzu.

Gotfryd poszedł zadowolony jak nie wiem co i wrócił uśmiechnięty od ucha do ucha, z garścią pełną kawałków kredy.

— Dziękuję ci, Gotfrydzie — powiedziała pani. — Wracaj na miejsce. Kleofas, proszę do tablicy. Kleofas, mówię do ciebie!

Kiedy zadzwonił dzwonek, wybiegliśmy wszyscy z klasy o-prócz Kleofasa, z którym pani miała do pomówienia, jak zawsze, kiedy jest pytany.

A na schodach Gotfryd powiedział nam:

— Po szkole chodźcie wszyscy ze mną. Pokażę wam coś fajnego!

Wyszliśmy ze szkoły i zapytaliśmy Gotfryda, co nam chce pokazać, ale Gotfryd rozejrzał się na wszystkie strony i powiedział: „Nie tutaj. Chodźcie!" Gotfryd ze wszystkiego lubi robić tajemnice, dlatego nas złości. Ale poszliśmy za nim, skręciliśmy za rogiem, przeszliśmy przez ulicę, poszliśmy kawałek prosto, znów przeszliśmy przez ulicę, a potem Gotfryd zatrzymał się, a my stanęliśmy koło niego. Gotfryd jeszcze raz rozejrzał się dookoła, włożył rękę do kieszeni i powiedział:

— Patrzcie!

W ręku miał — nigdy byście nie zgadli — kawałek kredy!

— Rosół dał mi pięć kawałków — wyjaśnił nam Gotfryd, strasznie dumny. — A ja dałem pani tylko cztery!

— O rany —- powiedział Rufus — aleś ty odważny!

— No — powiedział Joachim — jakby Rosół albo pani wiedzieli, na pewno wyrzucono by cię ze szkoły!

— Fajnie by było — powiedział Joachim — napisać coś na murze.

— No — powiedział Maksencjusz. — Można by napisać: Banda Mścicieli. W ten sposób nieprzyjaciele wiedzieliby, żeśmy tu byli.

— Aha — powiedział Gotfryd. — A potem wyrzucą mnie ze szkoły! Świetnie!

Brawo!

— Boisz się! — powiedział Maksencjusz.

— Boję się? Ja, który tak się dla was narażałem? Trzymajcie mnie, bo umrę ze śmiechu! — powiedział Gotfryd.

— Jeżeli się nie boisz, to napisz coś na murze — powiedział Maksencjusz.

— A jeśli potem wszystkich nas wyrzucą? — zapytał Euzebiusz.

— Dobra, chłopaki — powiedział Joachim. — Ja już sobie idę. Inaczej spóźnię się do domu i będę miał drakę.

I Joachim poleciał strasznie szybko. Nigdy nie widziałem, żeby tak spieszył się do domu.

— Fajnie by było — powiedział Euzebiusz — porobić rysunki na plakatach. No, wiecie, domalować okulary, wąsy, brody i fajki!

Uznaliśmy, że to dobry pomysł, tylko że na ulicy nie było plakatów. Więc zaczęliśmy szukać, ale zawsze jest tak samo: kiedy człowiek szuka plakatów, jak na złość nigdzie ich nie ma,

— Przecież pamiętani — powiedział Euzebiusz — że gdzieś tu niedaleko był plakat... No, wiecie, z takim dzieciakiem, co je czekoladowe ciastko z kremem...

— Aha — powiedział Alcest. — Wiern który. Nawet wyciąłem sobie taki z gazety mojej mamy.

I Alcest powiedział, że w domu czekają na niego z podwieczorkiem, i pędem poleciał

do siebie.

Ponieważ robiło się późno, postanowiliśmy nie szukać dłużej plakatów, tylko dalej bawić się kredą.

— Wiecie co, chłopaki? — krzyknął Maksencjusz. — Może pogramy w klasy!

Narysujemy na chodniku i...

— Co ty, chory? — powiedział Euzebiusz. — Klasy to jest zabawa dla dziewczyn!

— Nie, mój drogi! Nie, mój drogi! — powiedział Maksencjusz, który zrobił się cały czerwony. — To nie jest zabawa dla dziewczyn!

Wtedy Euzebiusz zaczął stroić miny i zapiszczał cienkim głosikiem:

— Panna Maksencja chce grać w klasy! Panna Maksencja chce grać w klasy!

— Idziemy się bić na plac! — krzyknął Maksencjusz. — No, chodź, jeżeli jesteś mężczyzną!

I Euzebiusz z Maksencjuszem sobie poszli, ale przy końcu ulicy się rozdzielili. Bo przez tę całą zabawę kredą nie zauważyliśmy, że zrobiło się strasznie późno.

Zostaliśmy sami z Gotfrydem. Gotfryd zaczął udawać, że krę-

da to papieros, a potem zatknął ją sobie między górną wargę a nos, jakby to były wąsy.