52014.fb2
A ja bardzo się ucieszyłem. Myślę nawet, że połowę czekolady dam Alcestowi, bo to mój kumpel i zawsze się wszystkim dzielimy.
Robiliśmy z tatą zakupy
Po kolacji tata przeglądał z mamą wydatki z tego miesiąca.
— Ciekaw jestem, gdzie podziewają się pieniądze, które ci daję — powiedział.
— Ach! Jak ja lubię takie pytania — powiedziała mama, chociaż wcale nie wyglądała na zadowoloną.
I wyjaśniła tacie, że on nie zdaje sobie sprawy, ile kosztuje utrzymanie, że by zrozumiał, gdyby sam poszedł po zakupy, i że przy dziecku nie powinno się prowadzić takich rozmów.
Tata powiedział, że to wszystko zawracanie głowy, że gdyby on zajmował się robieniem sprawunków, żyliby dużo lepiej i oszczędniej, a dziecko najlepiej zrobi, jeśli pójdzie spać.
— Wobec tego — powiedziała mama — sam rób zakupy, skoroś taki mądry.
— Świetnie — odpowiedział tata. — Jutro niedziela, wybiorę się na bazar. Zobaczysz, że nie dam się nabrać!
— Juhu! — zawołałem. — Będę mógł iść razem z tobą? — I kazano mi kłaść się do łóżka.
Rano zapytałem taty, czy zabierze mnie ze sobą, a tata powiedział, że tak, że dzisiaj zakupy robią mężczyźni. Okropnie się ucieszyłem, bo bardzo lubię chodzić razem z tatą, a na bazarze jest bardzo fajnie. Pełno tam ludzi, wszyscy krzyczą i jest trochę tak jak na dużej przerwie, tylko że ładnie pachnie. Tata kazał mi wziąć siatkę na zakupy, a mama śmiejąc się powiedziała nam do widzenia.
— Śmiej się, śmiej — powiedział tata — zobaczymy, czy się będziesz śmiała, kiedy wrócimy z mnóstwem dobrych rzeczy kupionych po przystępnej cenie. Bo my, mężczyźni, nie damy się nabić w butelkę. Prawda, Mikołaj?
— Aha — powiedziałem.
Mama śmiejąc się ciągle oznajmiła, że nastawi wodę na langusty, które przyniesiemy, a my poszliśmy po samochód do garażu.
W samochodzie spytałem taty, czy to prawda, że przyniesiemy langusty.
— Czemu nie? — powiedział tata.
Ze znalezieniem miejsca do zaparkowania samochodu mieliśmy trochę kłopotu.
Strasznie dużo ludzi wybrało się po za-
kupy. Na szczęście tata zobaczył jakieś wolne miejsce — on to ma oko — i zaparkował.
— Dobra — powiedział. — Pokażemy twojej matce, jak łatwo jest robić zakupy, i nauczymy ją oszczędności. Prawda, chłopie?
A potem podszedł do przekupki, która sprzedawała mnóstwo warzyw, popatrzył i uznał, że pomidory są niedrogie.
— Proszę o kilogram pomidorów — powiedział.
Przekupka włożyła nam do siatki pięć pomidorów i zapytała:
— Co jeszcze?
Tata zajrzał do siatki, a potem powiedział:
— Jak to? Na kilogram wchodzi tylko pięć pomidorów?
— A co pan myśli — zapytała sprzedawczyni — że za tę cenę kupi pan całą szklarnię? Skaranie boskie z tymi mężczyznami! Przychodzą po zakupy i każdy w kółko to samo!
— Bo nie dajemy się oszukać tak łatwo jak nasze żony — powiedział tata.
— Cooo? Niech pan powtórzy — poprosiła handlarka, która podobna była do pana Pankracego, właściciela sklepu z wędlinami w naszej dzielnicy.
Tata powiedział: „Dobrze już, dobrze", dał mi do poniesienia siatkę i poszliśmy dalej zostawiając przekupkę, która rozmawiała o tacie z innymi przekupkami.
A potem zobaczyłem stragan, na którym leżało mnóstwo ryb i wielkie langusty.
— Zobacz, tata! Langusty! — zawołałem.
— Świetnie — powiedział tata. — Chodźmy zobaczyć.
Tata podszedł do sprzedawcy i zapytał, czy langusty są świeże. Sprzedawca wyjaśnił
mu, że są specjalne. A co do tego, czy są świeże, to myśli, że tak, bo są żywe, i zaczął
się,śmiać.
— No, dobrze — powiedział tata. — Ile kosztuje ta duża, co rusza nogami?
Sprzedawca podał mu cenę, a tata zrobił strasznie wielkie oczy.
— A tamta, mniejsza? — zapytał.
Sprzedawca znowu wymienił cenę, a tata powiedział, że to niewiarygodne i że to skandal.
— Panie — zapytał sprzedawca — chce pan kupić langusty czy krewetki? Bo to jest całkiem inna cena. Żona powinna była pana uprzedzić.
— Chodź, Mikołaj — powiedział tata. — Poszukamy czegoś innego.
Ale ja powiedziałem tacie, że nie warto nigdzie iść, że langusty wyglądają fantastycznie z tymi ruszającymi się nogami i że w ogóle są przepyszne.
— Nie gadaj i chodź — powiedział tata. — Nie kupimy langust i tyle.
— Ale — jęknąłem — mama już grzeje wodę, musimy kupić.
— Mikołaj — powiedział tata — uspokój się albo idź i poczekaj na mnie w samochodzie!
Wtedy się rozpłakałem, no bo co w końcu, to niesprawiedliwe!
— Brawo! — powiedział sprzedawca. — Nie dość, że jest pan skąpcem i głodzi rodzinę, to jeszcze znęca się pan nad tym biednym dzieckiem.
— Niech pan lepiej pilnuje swojego nosa! — krzyknął tata. — Nie wymyśla się ludziom od skąpców, jak samemu jest się złodziejem!