52014.fb2 Joachim ma k?opoty : Przygody Miko?ajka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Joachim ma k?opoty : Przygody Miko?ajka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

— Ja jestem złodziejem? — krzyknął sprzedawca. — Chce pan oberwać?

I wziął do ręki flądrę.

— To prawda — powiedziała jakaś pani. — Dorsz, którego sprzedał mi pan przedwczoraj, był nieświeży. Nawet kot go nie chciał.

— Mój dorsz nieświeży? — wrzasnął sprzedawca.

No i zebrało się pełno ludzi, a my z tatą odeszliśmy, podczas gdy wszyscy rozmawiali, a sprzedawca wymachiwał swoją flądrą.

— Wracamy do domu — powiedział tata, który wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego. — Robi się bardzo późno.

— Ale — zawołałem — mamy tylko pięć pomidorów. Myślę, że jedna langusta...

Ale tata nie dał mi dokończyć i pociągnął mnie za rękę. To mnie zaskoczyło i upuściłem siatkę na ziemię. No i z głowy. Tym bardziej że gruba pani, która szła za nami, nadepnęła na pomidory, pflut! — i powiedziała, żebyśmy uważali. Kiedy podniosłem siatkę, to, co w niej było, nie wyglądało apetycznie.

— Musimy kupić nowe pomidory — powiedziałem tacie. — Te pięć jest już do niczego.

, Ale tata nie chciał mnie słuchać i poszliśmy do samochodu. ; Teraz tata zezłościł się z powodu mandatu. f — Swoją drogą, co za dzień! — powiedział.

Potem wsiedliśmy do samochodu i tata ruszył.

— Uważaj, gdzie kładziesz siatkę! — krzyknął. — Mam pełno rozgniecionych pomidorów na spodniach! Spójrz tylko co robisz!

I wtedy stuknęliśmy ciężarówkę. Zresztą przy tych wygłupach musiało się to tak skończyć.

Kiedyśmy wychodzili z warsztatu, gdzie zostawiliśmy samochód — nic poważnego, będzie gotowy na pojutrze — tata wyglądał na rozgniewanego. Może z powodu rzeczy, które powiedział mu ten grubas, kierowca ciężarówki.

W domu mama spojrzała na siatkę i chciała coś powiedzieć, ale tata zaczął krzyczeć, że nie życzy sobie żadnych komentarzy. A ponieważ w domu nie było nic do jedzenia, zabrał

nas taksówką do restauracji. Było strasznie fajnie. Tata niewiele jadł, ale my z mamą zamówiliśmy sobie langustę w majonezie, zupełnie jak na przyjęciu z okazji pierwszej komunii mojego kuzyna Eligiusza. Mama powiedziała, że tata ma rację, oszczędzanie ma swoje dobre strony.

Mam nadzieję, że w przyszłą niedzielę znów pójdę z tatą zakupy!

Krzesła

Dzisiaj w szkole było fantastycznie! Przyszliśmy rano, jak zawsze, i kiedy Rosół (to nasz opiekun) zadzwonił na lekcję, ustawiliśmy się w pary. Potem inne chłopaki poszły do swoich klas, a my zostaliśmy sami na podwórku. Zastanawialiśmy się, co się dzieje, czy pani nie zachorowała i czy nie odeślą nas do domu. Ale Rosół powiedział, żebyśmy byli cicho stali spokojnie. A potem żeśmy zobaczyli, że idzie nasza pani dyrektorem szkoły. Rozmawiali ze sobą patrząc w naszą stronę, a potem dyrektor sobie poszedł i pani podeszła do nas.

— Dzieci — powiedziała — dziś w nocy z powodu mrozu pękła rura kanalizacyjna, co spowodowało zalanie naszej klasy. Robotnicy właśnie dokonują naprawy — Rufusie, może nie interesuje cię to, co mówię, ale bądź tak uprzejmy i zachowuj się spokojnie —

będziemy więc zmuszeni odbyć lekcję w kotłowni. Proszę, abyście byli grzeczni, nie bałaganili i nie wykorzystywali tego drobnego wypadku do robienia błazeństw. Rufusie, ostrzegam cię po raz drugi. Idziemy!

Okropnieśmy się ucieszyli, bo zawsze to fajnie, kiedy w szkole jest coś inaczej. Teraz na przykład szliśmy za naszą panią po kamiennych schodkach, które prowadzą do kotłowni.

Człowiekowi wydaje się, że dobrze zna swoją szkołę, ale pełno jest takich miejsc jak to, gdzie nie chodzi się prawie nigdy, bo nie wolno. Doszliśmy do kotłowni: mało tam miejsca i nie ma żadnych mebli oprócz zlewu i kotła z mnóstwem rur.

— Ach, prawda — powiedziała pani — trzeba iść do stołówki po krzesła.

Wtedy żeśmy wszyscy podnieśli ręce i zaczęli krzyczeć: „Czy mogę iść, proszę pani?

Ja, proszę pani! Ja!", a pani uderzyła linijką w zlew, z tym że zlew robi mniej hałasu niż stół, kiedy jesteśmy w klasie.

— Proszę o ciszę! — powiedziała pani. — Jeżeli nie przestaniecie krzyczeć, nikt nie pójdzie po krzesła i zrobimy sobie lekcję na stojąco... Chwileczkę... ty, Ananiaszu, poza tym Mikołaj, Gotfryd, Euzebiusz i... i... i Rufus, chociaż na to nie zasługuje, pójdziecie grzecznie do stołówki i tam dadzą wam krzesła. Ty, Ananiaszu, jako rozsądny chłopiec, będziesz odpowiedzialny za ałą wyprawę.

Wyszliśmy z kotłowni okropnie zadowoleni i Rufus powiedział,? że będzie fajna zabawa.

— Proszę o ciszę! — powiedział Ananiasz. .»

— Nikt cię nie pytał o zdanie, ty wstrętny lizusie! — krzyknął Rufus. — Będę cicho, jak mi się będzie chciało, i tyle mi zrobisz!

— Nie, mój drogi! Nie, mój drogi! — krzyknął Ananiasz. — Będziesz cicho, jak mnie się będzie chciało, bo pani powiedziała, że to ja rządzę, a poza tym nie jestem żadnym lizusem i zaraz się poskarżę, zobaczysz!

— Chcesz w zęby? — zapytał Rufus.

A pani otworzyła drzwi od kotłowni i powiedziała:

— Brawo! Moje gratulacje! Powinniście być już z powrotem, a tymczasem kłócicie się pod drzwiami! Maksencjuszu, ty pójdziesz na miejsce Rufusa. Rufusie, ostrzegałam cię już, wracaj do klasy!

Rufus powiedział, że to niesprawiedliwe, pani nazwała go ma-tym arogantem, ostrzegła jeszcze raz i uprzedziła, że go surowo

ukarze, jeżeli nie przestanie, a Joachim zajął miejsce Gotfryda, który robił miny.

— Ach! Jesteście wreszcie! — powiedział Rosół, który czekał na nas w stołówce.

I dał nam krzesła. Musieliśmy obracać kilka razy, a ponieważ trochę żeśmy się wygłupiali na korytarzu i na schodach, Kleofas poszedł na miejsce Euzebiusza, a moje zajął

Alcest. Za to potem ja zastąpiłem Joachima, a kiedy pani nie patrzyła, Euzebiusz poleciał z nami jeden raz nie zastępując nikogo. W końcu pani powiedziała, że starczy krzeseł i że prosi o trochę spokoju, i wtedy przyszedł Rosół z trzema krzesłami. On jest okropnie silny! Rosół

zapytał, czy starczy krzeseł, a pani powiedziała, że krzeseł jest za dużo, że w ogóle nie można się ruszyć i że część trzeba odnieść z powrotem, więc wszyscy podnieśliśmy ręce krzycząc:

„Ja, proszę pani! Ja!" Ale pani uderzyła linijką w kocioł i krzesła odniósł Rosół. Musiał

obrócić dwa razy.

— Ustawcie krzesła w rzędzie — powiedziała pani.

Więc żeśmy zaczęli ustawiać krzesła, wszędzie ich było pełno, stały byle jak, i pani się strasznie rozgniewała: powiedziała, że jesteśmy nieznośni, i sama ustawiła krzesła naprzeciw zlewu, potem kazała nam usiąść, no i Joachim z Kleofasem zaczęli się przepychać, bo obaj chcieli siedzieć na tym samym krześle na końcu kotłowni.

— Co znowu? — zapytała pani. — Zaczynam mieć tego dość!

— To moje miejsce — wyjaśnił Kleofas. — W klasie siedzę za Gotfrydem.

— Może — powiedział Joachim — ale w klasie Gotfryd nie siedzi koło Alcesta. Więc niech Gotfryd idzie gdzie indziej, to sobie siądziesz za nim. A to jest moje miejsce, koło drzwi.

— Mogę usiąść gdzie indziej — powiedział Gotfryd wstając — ale Mikołaj musi oddać mi swoje krzesło, dlatego że Rufus...

— Dość tego! — powiedziała pani. — Kleofas, proszę do kąta!

— Którego, proszę pani? — zapytał Kleofas.