52074.fb2 MIKO?AJEK - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

MIKO?AJEK - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

PAN BORDENAVE NIE LUBI SŁOŃCA

Nie rozumiem zupełnie pana Bordenave, który mówi, że nie lubi ładnej pogody.

Przecież deszcz wcale nie jest zabawny. Oczywiście, można się bawić, nawet jeżeli pada.

Można brodzić w rynsztoku, można otwierać usta i połykać krople deszczu, a i w domu jest fajnie, bo jest ciepło, można się bawić elektryczną kolejką, a mama daje na podwieczorek czekoladę i ciastka. Ale znowu kiedy pada, w szkole nie ma prawdziwych pauz, bo nie puszczają nas na podwórze. Dlatego właśnie nie rozumiem pana Bordenave - przecież on także korzysta z ładnej pogody, bo to on opiekuje się nami na pauzach.

Na przykład dzisiaj była piękna pogoda, okropnie dużo słońca i mieliśmy fantastyczną pauzę, tym bardziej że przez całe trzy dni padało i musieliśmy siedzieć w klasie. Zeszliśmy na podwórze parami, jak zwykle, i pan Bordenave powiedział nam: „Rozejść się”, no i zaczęliśmy dokazywać.

- Bawimy się w policjantów i złodziei! - krzyknął Rufus, który ma tatę policjanta.

- Nudzisz - powiedział Euzebiusz. - Gramy w futbol.

No i pobili się. Euzebiusz jest bardzo silny i bardzo lubi dawać fangi kolegom, a ponieważ Rufus jest jego kolegą, więc Euzebiusz dał mu fangę w nos. Rufus się tego nie spodziewał, zachwiał się i potrącił Alcesta, który właśnie jadł bułkę z dżemem, i bułka upadła na ziemię, a Alcest zaczął krzyczeć. Przyleciał pan Bordenave, rozdzielił Euzebiusza i Rufusa i postawił ich do kąta.

- A kto mi odda moją bułkę? - zapytał Alcest.

- Chcesz także iść do kąta? - odpowiedział pan Bordenave.

- Nie, ja chcę mieć z powrotem moją bułkę z dżemem - powiedział Alcest.

Pan Bordenave zrobił się cały czerwony, zaczął sapać przez nos, jak zawsze, kiedy wpada w złość, ale nie mógł dalej rozmawiać z Alcestem, bo Maksencjusz bił się z Joachimem.

- Oddaj mi moją kulkę, szachrowałeś! - krzyczał Joachim i ciągnął Maksencjusza za krawat, a Maksencjusz walił go po głowie.

- Co się tu dzieje? - zapytał pan Bordenave.

- Joachim nie lubi przegrywać, więc krzyczy; jeśli pan chce, mogę mu dać w nos -

powiedział Euzebiusz, który podszedł bliżej, żeby lepiej widzieć.

Pan Bordenave spojrzał na Euzebiusza, bardzo zdziwiony.

- Myślałem, że stoisz w kącie - powiedział.

- Ano tak, prawda - powiedział Euzebiusz i wrócił do kąta, a tymczasem Maksencjusz był już czerwony jak burak, bo Joachim ciągnął go przez cały czas za krawat; pan Bordenave posłał ich obu do kąta, do tamtych.

- A moja bułka z dżemem? - zapytał Alcest, który jadł bułkę z dżemem.

- Przecież właśnie ją jesz! - powiedział pan Bordenave.

- No to co z tego?! - krzyknął Alcest. - Przynoszę cztery bułki na pauzę i chcę zjeść cztery bułki!

- Pan Bordenave nie zdążył się rozgniewać, bo dostał piłką w głowę - bęc!

- Kto to zrobił?! - krzyknął pan Bordenave, trzymając się za czoło.

- To Mikołaj, proszę pana, sam widziałem! - powiedział Ananiasz.

Ananiasz jest pierwszym uczniem i pieszczoszkiem pani nauczycielki, my go za bardzo nie lubimy, to wstrętny skarżypyta, ale nosi okulary i nie możemy go bić tyle razy, ile nam się spodoba.

- Wstrętny skarżypyto! - krzyknąłem. - Gdybyś nie miał okularów, oberwałbyś ode mnie piłką!

Ananiasz zaczął płakać, mówił, że jest bardzo nieszczęśliwy, że się zabije, i zaczął się tarzać po ziemi. Pan Bordenave zapytał mnie, czy to prawda, że to ja rzuciłem piłkę, a ja mu odpowiedziałem, że tak, że bawiliśmy się „w myśliwego” i że nie trafiłem w Kleofasa, i że to nie moja wina, bo wcale nie chciałem upolować pana Bordenave.

- Nie życzę sobie, żebyście się bawili w takie brutalne gry! Zabieram piłkę! A ty marsz do kąta! - powiedział mi pan Bordenave.

Powiedziałem mu, że to jest okropnie niesprawiedliwie; Ananiasz zagrał mi na nosie z bardzo zadowoloną miną i odszedł trzymając książkę pod pachą. Ananiasz nie bawi się nigdy na pauzie - zabiera ze sobą książkę i powtarza lekcje. To wariat ten Ananiasz!

- Więc co będzie z moją bułką? - zapytał Alcest. - Jem już trzecią bułkę, pauza się kończy, a ja nie mam czwartej bułki - uprzedzam pana!

Pan Bordenave już miał mu coś odpowiedzieć, ale nie mógł, i to wielka szkoda, bo wyglądało na to, że to, co powie Alcestowi, będzie bardzo interesujące. Nie mógł

odpowiedzieć, bo Ananiasz leżał na ziemi i okropnie krzyczał.

- Co znowu? - zapytał pan Bordenave.

- To Gotfryd! Pchnął mnie! Moje okulary! Umieram! - powiedział Ananiasz.

Mówił jak na filmie, który niedawno widziałem - byli tam ludzie w łodzi podwodnej i ta łódź nie mogła wypłynąć, i ludzie się uratowali, ale łódź przepadła.

- Ależ nie, proszę pana, to wcale nie Gotfryd, Ananiasz sam upadł, on się stale przewraca - powiedział Euzebiusz.

- Czego się wtrącasz? - zapytał Gotfryd. - Nikt się ciebie nie pyta. Ja go pchnąłem, no i co z tego?

Pan Bordenare zaczął krzyczeć, żeby Euzebiusz wrócił do kąta i żeby Gotfryd też stanął w kącie. Potem podniósł Ananiasza, któremu leciała krew z nosa i który płakał, i zaprowadził go do gabinetu lekarskiego, a za nim leciał Alcest i nudził go o bułkę z dżemem.

My, reszta, postanowiliśmy zagrać w futbol. Ale starszaki grali już w futbol, a ze starszakami nie zawsze można się dogadać i często się bijemy. Więc i tym razem, ponieważ na jednym podwórzu były dwie piłki i dwie partie, które ciągle się mieszały, nie obeszło się bez bijatyki.

- Zostaw tę piłkę, głupi smarkaczu - powiedział jeden starszak do Rufusa. - To nasza piłka!

- Nieprawda! - krzyknął Rufus i to prawda, że to nie była prawda, ale starszak strzelił

gola piłką małych i trzepnął Rufusa, a Rufus kopnął w nogę starszaka.

Nasze bijatyki ze starszakami zawsze są takie: oni nas biją, a my kopiemy ich w nogi.

No więc biliśmy się na całego i był straszny rwetes. Ale mimo tego rwetesu usłyszeliśmy krzyk pana Bordenave, który wracał z lekarskiego gabinetu z Ananiaszem i Alcestem.

- Niech pan spojrzy - powiedział Ananiasz - oni już nie stoją w kącie!

Pan Bordenave miał minę bardzo zagniewaną i zaczął biec w naszą stronę, ale nie dobiegł, bo poślizgnął się na bułce z dżemem Alcesta i upadł.

- Brawo! - powiedział Alcest. - Pięknie się pan spisał! Niech pan tak dalej depcze po moich bułkach z dżemem.

Pan Bordenave wstał, otrzepał spodnie i pobrudził sobie całą rękę dżemem, a my zaczęliśmy się znowu bić. To była strasznie fajna pauza, ale pan Bordenave spojrzał na zegarek i kulejąc poszedł dzwonić na lekcję.

Kiedyśmy się ustawili w szeregu, nadszedł Rosół. Rosół to drugi wychowawca, którego tak nazywamy, bo on zawsze mówi: „Spójrz mi w oczy”, a ponieważ na rosole są oka, nazywamy go Rosołem. To starszaki tak wymyśliły.