52074.fb2
- Idź sobie, Bledurt, nikt cię tu nie prosił!
Pan Bledurt był fantastyczny: stanął przed tatą, skrzyżował ręce na piersiach i powiedział:
- Niech blada twarz poskromi swój język!
Tata chciał się uwolnić ze sznura i robił przy tym okropnie śmieszne miny, a pan Bledurt zaczął tańczyć dokoła drzewa i wydawać wojenne okrzyki. Strasznie chcieliśmy patrzeć, jak się tata i pan Bledurt wygłupiają, ale nie mogliśmy zostać, bo mama zawołała nas na podwieczorek, a po podwieczorku poszliśmy do mojego pokoju bawić się elektryczną kolejką.
Wcale nie wiedziałem, że tata tak lubi bawić się w kowbojów. Kiedyśmy wieczorem zeszli do ogrodu, pana Bledurt dawno już nie było, a tata, przywiązany do drzewa, krzyczał i okropnie się wykrzywiał.
To fajne, jak ktoś potrafi się tak bawić sam z sobą!
ROSÓŁ
Dziś pani nie przyszła do szkoły. Staliśmy w szeregu na podwórzu i mieliśmy już wchodzić do klasy, kiedy nasz wychowawca powiedział:
- Wasza pani zachorowała.
A potem pan Dubon, wychowawca, zaprowadził nas do klasy. My go nazywamy
,,Rosołem”. Oczywiście wtedy, kiedy tego nie słyszy. Nazwaliśmy go tak, bo on ciągle mówi:
„Spójrzcie mi w oczy”, a na rosole są oka. Ja z początku nie mogłem się w tym połapać, ale starsze chłopaki mi to wytłumaczyli.
Rosół ma duże wąsy, często wlepia kary, nie ma z nim żartów. Byliśmy więc niezadowoleni, że będzie nas pilnował, ale na szczęście powiedział nam w klasie:
- Nie mogę zostać z wami, bo muszę być u pana dyrektora. Spójrzcie mi w oczy i obiecajcie, że będziecie grzeczni.
Wszystkie nasze oczy spojrzały w jego oczy i przyrzekliśmy.
Zresztą my zawsze jesteśmy zupełnie grzeczni.
Rosół miał jednak jakieś wątpliwości i zapytał, kto jest najlepszy w klasie.
- Ja, proszę pana! - powiedział Ananiasz z dumą.
To prawda, Ananiasz jest pierwszym uczniem, a także pieszczoszkiem naszej pani; my go za bardzo nie lubimy, ale nie możemy go przetrzepać, ile razy chcemy, przez to, że nosi okulary.
- Dobrze - powiedział Rosół. - Usiądziesz na krześle pani i będziesz pilnował
kolegów. Ja od czasu do czasu wpadnę zobaczyć, jak się zachowujecie. Powtórzcie zadane lekcje.
Rosół wyszedł, a Ananiasz, bardzo zadowolony, usiadł za stołem pani.
- A więc - powiedział Ananiasz - miała być teraz arytmetyka; weźcie zeszyty, rozwiążemy zadanie.
- Nie zwariowałeś przypadkiem? - zapytał Kleofas.
- Kleofasie, proszę być cicho! - krzyknął Ananiasz, który widocznie uważał, że jest naprawdę naszą panią.
- Chodź tu do mnie i powtórz, co powiedziałeś, jeśli jesteś mężczyzną! - powiedział
Kleofas, ale drzwi klasy otworzyły się i wszedł Rosół z bardzo zadowoloną miną.
- A! - powiedział. - Stanąłem przy drzwiach i słuchałem. Hej, ty tam, spójrz mi w oczy! - Kleofas spojrzał, ale to, co zobaczył w oczach Rosoła, nie sprawiło mu specjalnej przyjemności.
- Będziesz odmieniał: „Nie powinienem być ordynarny wobec kolegi, który ma za zadanie pilnować mnie i który mi poleca rozwiązywać arytmetyczne zadanie”.
To powiedziawszy Rosół wyszedł, ale obiecał nam, że jeszcze wróci.
Joachim ofiarował się, że stanie przy drzwiach, żeby nas uprzedzić, jak Rosół będzie szedł; zgodziliśmy się na to wszyscy prócz Ananiasza, który krzyczał:
- Joachim, na miejsce!
Joachim pokazał Ananiaszowi język, usiadł przy drzwiach i patrzył przez dziurkę od klucza.
- Joachim, czy nie ma nikogo? - spytał Kleofas.
Joachim odpowiedział, że nie widzi. Wtedy Kleofas wyszedł z ławki i powiedział, że teraz Ananiasz będzie musiał zjeść swoją książkę od arytmetyki. To był naprawdę pyszny pomysł, ale nie spodobał się Ananiaszowi, który krzyknął:
- Nie! Ja mam okulary!
- Okulary też zjesz! - powiedział Kleofas, który uparł się, że Ananiasz musi koniecznie coś zjeść. Ale Gotfryd powiedział, że po co tracić czas na głupstwa - lepiej zagrać w piłkę.
- A zadania? - zapytał Ananiasz z niezadowoloną miną.
Ale my nie zwracaliśmy na niego uwagi i zaczęliśmy podawać sobie piłkę - to okropnie fajne tak grać między ławkami. Kiedy będę duży, kupię sobie klasę tylko po to, żeby w niej grać w piłkę. A potem usłyszeliśmy krzyk i zobaczyliśmy, że Joachim siedzi na podłodze i trzyma się obiema rękami za nos. Rosół otwierał drzwi, a Joachim go nie zauważył.
- Co ci się stało? - zapytał Rosół, bardzo zdziwiony, ale Joachim nie odpowiedział, tylko pojękiwał, więc Rosół wziął go za ramię i wyprowadził z klasy.
Podnieśliśmy piłkę i wróciliśmy na miejsca. Rosół wrócił z Joachimem, którego nos był cały spuchnięty, i powiedział, że zaczyna mieć już tego dosyć i że jak tak będzie dalej, to on nam pokaże.
- Dlaczego nie bierzecie przykładu z waszego kolegi Ananiasza? - zapytał. - Jest taki grzeczny.
I Rosół wyszedł. Zapytaliśmy Joachima, co mu się stało, a on nam odpowiedział, że zasnął przy tym patrzeniu przez dziurkę od klucza.
- Gospodarz idzie na targ - zaczął Ananiasz. - W koszyku ma dwadzieścia osiem jajek po pięćset franków za tuzin...
- To przez ciebie oberwałem w nos powiedział Joachim.
- Te - ek! - wtrącił Kleofas. - Ananiasz będzie musiał zjeść swoją książkę od arytmetyki, razem z gospodarzem, z jajkami i z okularami!
Wtedy Ananiasz zaczął płakać, powiedział, że jesteśmy obrzydliwi, że opowie o wszystkim swoim rodzicom i rodzice każą nas wszystkich wyrzucić ze szkoły, a potem Rosół
znowu otworzył drzwi. My wszyscy siedzieliśmy na swoich miejscach i nic nie mówiliśmy, więc Rosół spojrzał na Ananiasza, jedynego, który płakał za stołem pani.
- No więc jak? - zapytał Rosół. - Teraz ty wyprawiasz jakieś hece? Zwariuję przy was!