52074.fb2
*∗Yes (ang.) - tak.]
się obraził, ale Dżodżo miał rację, że się śmiał. Dowiedzieliśmy się później, że Ananiasz opowiadał mu o swoim krawcu, który jest bardzo bogaty i o ogrodzie swojego wuja, który jest większy niż kapelusz jego ciotki. Ten Ananiasz to wariat!
Zadzwoniono na pauzę i wyszliśmy wszyscy prócz Joachima, Maksencjusza i Kleofasa, którzy zostali w klasie za karę. Kleofas jest ostatnim uczniem i nie umiał lekcji.
Kiedy Kleofas odpowiada, zawsze z jego pauzy są nici.
Na podwórzu wszyscyśmy otoczyli Dżodża. Zadawaliśmy mu masę pytań, ale on pokazywał nam tylko w uśmiechu pełną zębów paszczękę. Potem zaczął mówić, ale nic nie rozumieliśmy, słyszeliśmy tylko cały czas ,,Uę - szuę - szuę”, i to było wszystko.
- Tu chodzi o to - powiedział Gotfryd, który często bywał w kinie - że on mówi w wersji oryginalnej; żeby go zrozumieć, potrzebne są podpisy.
- Ja mógłbym może tłumaczyć - powiedział Ananiasz, który chciał jeszcze raz popróbować angielskich słów ze swojego zasobu.
- Jesteś bałwan - powiedział Rufus.
To się spodobało nowemu, wyciągnął palec w stronę Ananiasza i powiedział:
- O, bałwan, bałwan, bałwan!
Był bardzo zadowolony. Ananiasz odszedł płacząc - on ciągle płacze, ten Ananiasz.
Zauważyliśmy, że Dżodżo jest właściwie okropnie fajny, więc dałem mu kawałek mojej czekolady, którą miałem zjeść na pauzie.
- Jakie sporty macie u siebie? - zapytał Euzebiusz.
Dżodżo oczywiście nic nie rozumiał i dalej powtarzał swoje:
- Bałwan, bałwan, bałwan.
Ale Gotfryd odpowiedział:
- Też mi pytanie! U nich gra się w tenisa!
- Te, błazen! - zawołał Euzebiusz. - Czy ja ciebie pytałem?
- Te, błazen! Błazen, błazen! - zawołał nowy, który chyba świetnie się wśród nas czuł.
Ale Gotfrydowi nie spodobała się ta odpowiedź Euzebiusza.
- Kto jest błazen? - zapytał i źle zrobił, bo Euzebiusz jest bardzo silny i lubi dawać fangi w nos, no i Gotfrydowi się dostało. Kiedy Dżodżo zobaczył, jak Euzebiusz bije, przestał
powtarzać: „Te, błazen”, spojrzał na Euzebiusza i powiedział:
- Boks! Doskonale!
Zasłonił twarz pięściami i zaczął tańczyć naokoło Euzebiusza, tak jak bokserzy w telewizji, którą oglądamy u Kleofasa, bo my jeszcze nie mamy telewizora, chociaż ja bym bardzo chciał, żeby tata kupił.
- O co mu chodzi? - zapytał Euzebiusz.
- Chce się z tobą boksować, idioto! - odpowiedział Gotfryd rozcierając sobie nos.
Euzebiusz powiedział: „Dobra”, i spróbował boksować się z Dżodżem. Ale Dżodżo dawał sobie radę dużo lepiej niż Euzebiusz, zadawał mu masę ciosów i Euzebiusz zaczął się złościć.
- Jeżeli on ma nos ciągle na innym miejscu, to niby jak mam się bić, sami powiedzcie!
- krzyknął i pac! Dżodżo walnął go tak pięścią w nos, że Euzebiusz aż przysiadł na ziemi, ale się nie obraził.
- Aleś ty morowiec! - powiedział podnosząc się.
- Morowiec, bałwan, błazen - odpowiedział nowy, który uczy się mówić fantastycznie szybko.
Pauza skończyła się i Alcest jak zawsze narzekał, że miał za mało czasu, żeby zjeść swoje cztery kanapki, grubo posmarowane masłem, które przynosi do szkoły.
Kiedy wróciliśmy do klasy, pani spytała Dżodża, czy dobrze się bawił, i wtedy Ananiasz wstał i powiedział:
- Proszę pani, oni go uczą brzydkich słów.
- To nieprawda, ty wstrętny kłamczuchu! - zawołał Kleofas, który nie wychodził na pauzę.
- Bałwan, błazen, ty wstrętny kłamczuchu - powiedział z dumą Dżodżo.
My siedzieliśmy cicho, bo wiedzieliśmy, że pani wcale nie jest zadowolona.
- Powinniście się wstydzić! Wykorzystujecie to, że nowy kolega nie zna waszego języka! A tak prosiłam, żebyście byli grzeczni, ale do was nie można mieć zaufania.
Zachowaliście się jak małe dzikusy, jak zwykłe łobuziaki.
- Bałwan, błazen, kłamczuch! Dzikusy, łobuziaki! - powiedział Dżodżo, który był
coraz bardziej zadowolony, że się uczy tylu słówek.
Pani popatrzyła na niego, a oczy miała zupełnie okrągłe.
- Ależ... ależ, Żorż - powiedziała - nie można mówić takich rzeczy!
- No, widzi pani, a nie mówiłem? - powiedział Ananiasz.
- Jeżeli nie chcesz zostać po lekcjach, Ananiaszu, to proszę, żebyś zachował swoje uwagi dla siebie!
Ananiasz zaczął płakać.
- Podły skarżypyta! - krzyknął któryś, ale pani nie zauważyła na szczęście kto, bo byłby ukarany; a Ananiasz rzucił się na ziemię i krzyczał, że nikt go nie lubi, że to jest okropne, że on umrze, i pani musiała wyjść z nim z klasy, żeby mu obmyć twarz i żeby go uspokoić.
Kiedy pani wróciła z Ananiaszem, wyglądała na zmęczoną, ale na szczęście dzwonek zadzwonił na koniec lekcji. Przed wyjściem pani popatrzyła na nowego i powiedziała:
- Zastanawiam się, co powiedzą twoi rodzice.