52075.fb2
Najpierw jeden z lekarzy zapisał nasze nazwiska. Potem kazano nam ściągnąć koszule, ustawiono kolejno za taką szybką i powiedziano, że już po wszystkim i żebyśmy się ubrali.
- W dechę ten autobus! - pochwalił Rufus.
- Widziałeś ten stolik? - zapytał Kleofas.
- Fajnie czymś takim podróżować! - powiedziałem.
- Jak to działa? - zapytał Maksencjusz.
- Nie dotykajcie niczego! - krzyknął któryś lekarz. - I wychodźcie już! Nie mamy czasu! No, jazda... Nie! Nie z tyłu! Tędy! Tędy!
Ale Gotfryd, Kleofas i Maksencjusz poszli wysiadać tyłem, wpadli na chłopaków, którzy właśnie wsiadali, i zrobił się okropny bałagan. A potem lekarz, co stał przy tylnych drzwiach, zatrzymał
Rufusa, który obszedł autobus dookoła i chciał wsiadać znowu, i zapytał go, czy już nie był na prześwietleniu.
- Nie - powiedział Alcest - to ja już byłem na prześwietleniu.
- Jak się nazywasz? - zapytał doktor.
- Rufus - powiedział Alcest.
- Trzymajcie mnie! - zawołał Rufus.
- Ej, wy tam! Nie wchodźcie przednimi drzwiami - krzyknął
któryś lekarz.
I lekarze dalej borykali się z mnóstwem chłopaków, którzy wsiadali i wysiadali, i z Alcestem, który tłumaczył jednemu z nich, że jego to nie warto, bo on już i tak nie ma ślepej kiszki. A potem z autobusu wychylił się kierowca i spytał, czy może ruszać, bo są okropnie spóźnieni.
-Ruszaj! - krzyknął jakiś lekarz w autobusie. - Wszyscy już byli, oprócz jednego: Alcesta, który widocznie jest nieobecny!
I autobus odjechał, a lekarz, który rozmawiał z Alcestem na chodniku, odwrócił się i zawołał: „Ej! Poczekajcie na mnie!
Poczekajcie na mnie!". Ale ci z autobusu go nie usłyszeli, może dlatego, żeśmy się wszyscy darli.
Lekarz był wściekły. Chociaż na dobrą sprawę byliśmy kwita. Oni nam zostawili jednego ze swoich lekarzy, ale zabrali jednego z naszych kolegów: Gotfryda, który został w autobusie.
Nowa księgarnia
Tuż koło naszej szkoły, w miejscu gdzie przedtem była pralnia, otwarto nową księgarnię. Zaraz po lekcjach poszliśmy ją obejrzeć.
Wystawa wyglądała bardzo fajnie. Było tam pełno czasopism, gazet, książek i wiecznych piór. Weszliśmy do środka, a pan z księgarni uśmiechnął się do nas serdecznie i powiedział:
-Proszę, proszę! Widzę, że mam klientów. Chodzicie do szkoły obok? Jestem pewien, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi. Ja nazywam się Escarbille.
- A ja Mikołaj - powiedziałem.
- A ja Rufus - powiedział Rufus.
- A ja Gotfryd - powiedział Gotfryd.
- Czy ma pan pismo „Problemy ekonomiczno-socjologiczne świata zachodniego?" - zapytał jakiś pan, który wszedł do księgarni.
- A ja Maksencjusz - powiedział Maksencjusz.
-Tak, tego... doskonale, mój maty... Służę szanownemu panu -
powiedział pan Escarbille i zaczął grzebać w stosie czasopism, kiedy Alcest zapytał:
- Po ile są te zeszyty?
- Hmm? Co? - spytał pan Escarbille. - Ach, te? Pięćdziesiąt franków, mój mały.
- W szkole sprzedają nam takie po trzydzieści - powiedział Alcest.
Pan Escarbille przestał szukać pisma, odwrócił się i zapytał:
- Jak to po trzydzieści? Stukartkowe bruliony w kratkę?
- Nie - powiedział Alcest. - Te, które sprzedają w szkole, mają pięćdziesiąt kartek. Mogę obejrzeć ten zeszyt?
- Tak - powiedział pan Escarbille. - Ale wytrzyj sobie ręce. Cały jesteś umazany masłem.
- Więc ma pan te „Problemy ekonomiczno-socjologiczne świata zachodniego" czy nie? - zapytał ten pan.
- Ależ tak, proszę szanownego pana, ależ tak, zaraz znajdę -
powiedział pan Escarbille. - Jestem tu od niedawna i jeszcze się dobrze nie urządziłem... A ty co tutaj robisz?
Alcest, który wszedł za ladę, wyjaśnił:
- Był pan zajęty, więc poszedłem sobie wziąć ten zeszyt, co pan mówi, że ma sto kartek.
-Nie! Nie dotykaj! Wszystko poprzewracasz! - krzyknął pan Escarbille. - Całą noc tu porządkowałem... Masz, trzymaj ten zeszyt i nie krusz wszędzie swoim rogalikiem!
A potem pan Escarbille wziął jakieś pismo i powiedział:
-„Problemy ekonomiczno-socjologiczne świata zachodniego", proszę bardzo!
Ale pan, który chciał kupić pismo, już sobie poszedł, więc pan Escarbille westchnął ciężko i odłożył pismo na miejsce.
-O! - powiedział Rufus, dotykając palcem jakiegoś tygodnika - to pismo czyta co tydzień moja mama.
- Doskonale - ucieszył się pan Escarbille. - Teraz twoja mama będzie mogła je tutaj kupować.
-Ale - powiedział Rufus - mama nigdy nie kupuje tego pisma. Pani Boitafleur, co mieszka obok nas, przynosi je mamie, jak sama przeczyta. A pani Boitafleur też nie kupuje. Co tydzień dostaje je pocztą.