52075.fb2
mnie za rękę i powiedział: „Chodź zobaczyć". Poszedłem za nim, a tam pod ścianą leżały całe stosy ilustrowanych pism i magazynów. Coś niesamowitego! Zaczęliśmy oglądać okładki, a potem chcieliśmy zajrzeć do środka, ale niewiele można było zobaczyć, bo pisma były spięte szczypczykami. Baliśmy się sami zdjąć szczypczyki, bo to by może nie spodobało się panu Escarbille, a nie chcieliśmy robić mu kłopotu.
- Patrz - powiedział Gotfryd - mam to w domu. To jest o lotnikach, brummm. Jeden jest bardzo dzielny, tylko za każdym razem jacyś faceci chcą coś zrobić z jego samolotem, żeby spadł. Ale kiedy samolot spada, w środku jest nie ten lotnik, ale jakiś kumpel. Więc inni lotnicy myślą, że to zrobił lotnik, żeby się pozbyć kumpla, ale to nieprawda, i potem lotnik wykrywa prawdziwych bandytów.
Nie czytałeś tego?
- Nie - powiedziałem. -Ale czytałem o kowboju i opuszczonej kopalni, wiesz? Kiedy przyjeżdża, jacyś zamaskowani faceci zaczynają do niego strzelać: Paf! paf! paf! paf!
- Co się stało? - zawołał pan Escarbille, który właśnie tłumaczył
Kleofasowi, że nie wolno bawić się tym czymś, co się kręci i gdzie się kładzie książki, żeby ludzie mogli sobie wybierać i kupować.
-Opowiadam mu historię, którą czytałem – wyjaśniłem panu Escarbille.
- Nie ma pan tego? - zapytał Gotfryd.
-Jaką historię? - pan Escarbille przeczesał sobie włosy palcami.
- O takim kowboju - powiedziałem - co przyjeżdża do opuszczonej kopalni. A w kopalni czekają na niego jacyś faceci i...
- Czytałem to! - krzyknął Euzebiusz. - I ci faceci zaczynają strzelać: Paf! paf! paf!...
-Paf! A potem szeryf mówi: „Witaj, cudzoziemcze - dokończyłem.
- My tutaj nie lubimy ciekawskich...”.
- Tak - dodał Euzebiusz. - I wtedy kowboj wyciąga rewolwer -
paf! paf! paf!
- Dosyć! - zawołał pan Escarbille.
- Ja tam wolę moją historię o lotniku - oświadczył Gotfryd. -
Brumm! Bum!
- Śmieszny jesteś z tą twoją historią o lotniku - powiedziałem. -
Przy mojej historii o kowboju twoja historia o lotniku jest okropnie głupia!
- Tak? - rozzłościł się Gotfryd. - A właśnie, że twoja historia o kowboju jest najgłupsza na świecie!
- Chcesz dostać w nos? - zapytał Euzebiusz.
- Dzieci!... - krzyknął pan Escarbille.
A potem usłyszeliśmy straszny huk i to coś z książkami runęło na ziemię.
-Ja prawie nie dotykałem! - krzyknął Kleofas i zrobił się cały czerwony.
Pan Escarbille nie wyglądał wcale na zadowolonego.
- Starczy tego dobrego! - zawołał. - Nie dotykajcie niczego więcej.
Chcecie coś kupić czy nie?
- Dziewięćdziesiąt dziewięć... sto! - powiedział Alcest. -
Rzeczywiście ten brulion ma sto kartek, nie nabrał mnie pan.
Fantastyczne! Chętnie bym go kupił.
Pan Escarbille wyjął zeszyt z rąk Alcesta. Było to łatwe, bo Alcest ma zawsze śliskie ręce. Zajrzał do zeszytu i powiedział:
- Coś ty narobił, niechluju? Pobrudziłeś wszystkie kartki. Zresztą, twoja strata. Płacisz pięćdziesiąt franków.
-Tak - zgodził się Alcest. - Ale ja nie mam pieniędzy. W domu przy obiedzie zapytam taty, czy mi da. Ale niech pan na to za bardzo nie liczy, bo wczoraj narozrabiałem i tata powiedział, że muszę ponieść karę.
A że zrobiło się późno, poszliśmy wszyscy, wołając: „Do widzenia, panie Escarbille!".
Pan Escarbille nam nie odpowiedział. Zajęty był oglądaniem zeszytu, który Alcest może od niego kupi.
Bardzo się cieszę z nowej księgarni i mam nadzieję, że teraz będziemy tu zawsze dobrze przyjmowani. Bo jak mówi mama:
„Ze sprzedawcami trzeba żyć w przyjaźni. Wtedy o nas pamiętają i dobrze nas obsługują".
Rufus jest chory
Siedzieliśmy w klasie i właśnie rozwiązywaliśmy bardzo trudne zadanie z arytmetyki o gospodarzu, który sprzedawał mnóstwo jajek i jabłek, kiedy Rufus podniósł rękę.
- Tak, Rufusie? - powiedziała pani.
- Czy mogę wyjść, proszę pani? - zapytał Rufus. - Jestem chory.
Pani kazała Rufusowi podejść, przyjrzała mu się uważnie, położyła mu rękę na czole i przyznała:
-Rzeczywiście, wyglądasz nie najlepiej. Możesz wyjść. Idź do gabinetu lekarskiego i poproś, żeby się tobą zajęli.
Rufus wyszedł z klasy strasznie zadowolony, nie kończąc zadania.
Wtedy Kleofas podniósł rękę i pani kazała mu odmienić czasownik: „Nie powinienem udawać, że jestem chory, starając się znaleźć wymówkę, aby zostać zwolnionym z rozwiązywania zadania arytmetycznego". We wszystkich czasach i we wszystkich trybach.
Na przerwie zobaczyliśmy na podwórku Rufusa. Podeszliśmy do niego.
- Byłeś w gabinecie? - zapytałem.
- Nie - odpowiedział Rufus. - Schowałem się i przeczekałem do pauzy.