52075.fb2
- Nie ma głupich - powiedział Rufus. - Ostatnim razem, jak byłem w gabinecie, posmarowali mi jodyną kolano i to okropnie szczypało.
Więc Gotfryd zapytał Rufusa, czy naprawdę jest chory, a Rufus zapytał Gotfryda, czy chce dostać w zęby, co z kolei rozśmieszyło Kleofasa. Nie pamiętam już dobrze, co było dalej, ale nawet się nie obejrzałem, jak tłukliśmy się wszyscy dookoła Gotfryda, który usiadł i wołał: „Dawaj! Dawaj! Dawaj!".
Oczywiście Alcest i Ananiasz jak zwykle się nie bili. Ananiasz dlatego, że powtarzał lekcje, zresztą jego i tak nie można lać, bo nosi okulary. Alcestowi zostały jeszcze dwie kanapki i chciał je zjeść przed końcem przerwy.
A potem przybiegł pan Mouchabiere. Pan Mouchabiere to nasz nowy opiekun. Nie jest jeszcze laki stary i pomaga Rosołowi, który jest naszym prawdziwym opiekunem. Bo nawet jak jesteśmy dosyć grzeczni, pilnowanie nas na przerwie to straszna robota.
- No co znowu, dzikusy? - spytał pan Mouchabiere. - Zostaniecie mi wszyscy po lekcjach!
- Ja nie - powiedział Rufus. - Ja jestem chory.
- Akurat - powiedział Gotfryd.
- Chcesz dostać w zęby? - zapytał Rufus.
- Cisza! - krzyknął pan Mouchabiere. - Cisza, bo zobaczycie, że wszyscy będziecie chorzy!
Więc przestaliśmy rozmawiać, a pan Mouchabiere kazał Rufusowi podejść.
- Co ci jest? - zapytał.
Rufus powiedział, że nie czuje się dobrze.
- Mówiłeś o tym rodzicom? - zapytał pan Mouchabiere.
- Tak - odpowiedział Rufus. - Mówiłem rano mamie.
- W takim razie - zdziwił się pan Mouchabiere - dlaczego mama pozwoliła ci iść do szkoły?
- No bo - wytłumaczył Rufus - ja codziennie mówię mojej mamie, że nie czuję się dobrze. Więc skąd ona ma wiedzieć? Ale tym razem to naprawdę...
Pan Mouchabiere popatrzył na Rufusa, podrapał się po głowie i powiedział, że musi iść do gabinetu lekarskiego.
- Nie! - wrzasnął Rufus.
-Jak to, nie? - zapytał pan Mouchabiere. - Jeżeli jesteś chory, musisz iść do gabinetu. I jak ci coś mówię, masz się mnie słuchać!
Pan Mouchabiere chwycił Rufusa za rękę, ale Rufus zaczął
wrzeszczeć: „Nie! Nie! Nie pójdę! Nie pójdę!”, i płacząc, tarzał
się po ziemi.
- Niech pan go nie bije - powiedział Alcest, który właśnie skończył swoje kanapki. - Nie widzi pan, że jest chory?
Pan Mouchabiere popatrzył na Alcesta okrągłymi oczami.
-Ale ja go nie... - zaczął mówić, a potem zrobił się cały czerwony, wrzasnął na Alcesta, żeby pilnował swojego nosa, i kazał mu zostać po lekcjach.
- To już szczyt! - krzyknął Alcest. - Ja mam zostawać po lekcjach dlatego, że ten idiota jest chory?
- Chcesz w zęby? - spytał Rufus i przestał płakać.
- Akurat - powiedział Gotfryd.
I wszyscy naraz zaczęliśmy krzyczeć i rozmawiać, Rufus usiadł, żeby się nam przyglądać, i w końcu przyleciał Rosół.
- Jak tam, panie Mouchabiere? - spytał Rosół. - Ma pan jakieś kłopoty?
- To przez Rufusa, który jest chory - wyjaśnił Euzebiusz.
- O nic cię nie pytałem - powiedział Rosół. - Panie Mouchabiere, proszę ukarać tego ucznia.
I pan Mouchabiere kazał Euzebiuszowi zostać po lekcjach, co ucieszyło Alcesta, bo zawsze fajniej, jak się zostaje po lekcjach z innymi chłopakami.
A potem pan Mouchabiere wytłumaczył Rosołowi, że Rufus nie chce iść do gabinetu lekarskiego i że Alcest ośmielił się powiedzieć mu, żeby nie bił Rufusa, i że on wcale nie bił Rufusa, i że jesteśmy nieznośni, nieznośni, nieznośni! Pan Mouchabiere powtórzył to trzy razy, a za ostatnim razem jego głos podobny był
do głosu mamy, kiedy ją doprowadzę do szału.
Rosół potarł ręką brodę, a potem wziął pana Mouchabiere pod pachę, odprowadził go trochę na bok, położył mu rękę na ramieniu i długo coś do niego szeptał. A potem Rosół i pan Mouchabiere znowu do nas podeszli.
- Zobaczycie, drogi kolego - powiedział Rosół z szerokim uśmiechem na ustach.
I kiwnął palcem na Rufusa.
- Będziesz tak uprzejmy i pójdziesz ze mną do gabinetu lekarskiego. Tylko bez komedii, zgoda?
- Nie! - wrzasnął Rufus. I zaczął się tarzać po ziemi, płacząc i krzycząc: „Nigdy! Za nic na świecie!".
- Nie trzeba go zmuszać - powiedział Joachim.
No i zaczęła się niesamowita draka. Rosół zrobił się cały czerwony, kazał zostać po lekcjach Joachimowi i Maksencjuszowi, który się śmiał. Zdziwiło mnie tylko, że teraz szeroki uśmiech pojawił się na ustach pana Mouchabiere.
A potem Rosół wrzasnął na Rufusa:
- Do gabinetu! W tej chwili! Bez dyskusji!
A Rufus zobaczył, że nie ma żartów, i powiedział, że dobrze, zgoda, może iść, ale pod warunkiem, że mu nie będą smarowali kolan jodyną.
- Jodyną? - zdziwił się Rosół. - Nikt cię nie będzie smarował
jodyną. Ale jak wyzdrowiejesz, zgłosisz się do mnie. Będę miał z tobą do pogadania. A teraz proszę iść z panem Mouchabiere.
Więc wszyscy ruszyliśmy do gabinetu, a Rosół zaczął krzyczeć:
- Nie wszyscy! Tylko Rufus! Gabinet lekarski to nie szkolne podwórko! Poza tym wasz kolega może być zaraźliwy!