52125.fb2 REKREACJE MIKO?AJKA - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

REKREACJE MIKO?AJKA - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

- Posłuchaj, Mikołajku, tego zegarka nie da się już naprawić. Ale i tak możesz się nim bawić. Będzie tak samo ładnie wyglądał na twojej ręce. I nic mu się już nigdy nie stanie.

Minę miał tata zadowoloną, mama też miała zadowoloną minę, więc i ja byłem zadowolony.

Mój zegarek wskazuje teraz zawsze czwartą godzinę: to jest dobra godzina, godzina bułeczek z czekoladą, a w nocy cyferki świecą tak samo, jak przedtem.

To naprawdę fajny prezent, ten prezent od babci!

DRUKUJEMY GAZETĘ

Maksencjusz pokazał nam na pauzie prezent, który dostał od swojej chrzestnej mamy: drukarnię. To takie pudełko, gdzie jest pełno literek z gumy; bierze się te literki szczypcami i można układać wszystkie słowa, jakie się chce. Potem przyciska się je do poduszeczki z tuszem, takiej samej, jaką mają na poczcie, potem do papieru i wychodzą słowa drukowane jest w gazecie, którą czyta tata, i tata zawsze krzyczy, bo mama zabiera mu strony, gdzie są suknie, reklamy i przepisy, jak gotować. Bardzo fajna jest ta drukarnia Maksencjusza!

Maksencjusz pokazał nam, co już wydrukował. Wyciągnął z kieszeni trzy kartki, zapisane na wszystkie strony jego imieniem ,,Maksencjusz”.

- To dużo lepiej, niż jak się pisze piórem - powiedział nam Maksencjusz, i tak jest naprawdę.

- Chłopaki - powiedział Rufus - a gdyby tak drukować gazetę?

To był dopiero pomysł na medal i wszyscy powiedzieli, że tak, nawet Ananiasz, który jest pieszczoszkiem naszej pani i nigdy nie bawi się z nami na przerwach, bo powtarza sobie lekcje. Całkiem jest pomylony, ten Ananiasz.

- A jak go nazwiemy, ten dziennik? - zapytałem.

No i nie mogliśmy się pogodzić. Jedni chcieli go nazwać „Postrach”, inni

„Triumfator”, jeszcze inni „Wspaniały” albo „Nieustraszony”. Maksencjusz chciał, żeby go nazwać „Maksencjusz”, i obraził się, gdy Alcest mu powiedział, że to idiotyczna nazwa i że on wolałby, żeby gazeta nazywała się „Smakowita”, bo tak jest na szyldzie wędliniarni obok jego domu. Zdecydowaliśmy, że nazwę wymyślimy później.

- A co będziemy pisać w tej gazecie? - zapytał Kleofas.

- To samo, co w prawdziwych gazetach - powiedział Gotfryd. - Będzie dużo wiadomości, fotografii, rysunków, historii pełnych złodziei i trupów i kursy giełdowe.

Nie wiedzieliśmy, co to takiego, te kursy giełdowe. Więc Gotfryd wytłumaczył nam, że to cała masa cyferek napisanych drobniutko i że to właśnie najbardziej interesuje jego tatę.

Ale Gotfrydowi nie można wierzyć, kiedy coś opowiada: to straszny kłamczuch i plecie byle co.

- Fotografii - powiedział Maksencjusz - nie mogę drukować. W mojej drukarni są tylko litery.

- Ale można robić rysunki - powiedziałem. - Ja umiem narysować zamek i ludzi, co idą do ataku, sterówce i samoloty, jak rzucają bomby.

- A ja umiem narysować mapę Francji ze wszystkimi departamentami - powiedział

Ananiasz.

- Ja raz narysowałem moją mamę, jak zakręca sobie papiloty - powiedział Kleofas. -

Ale mama podarła kartkę, chociaż tata bardzo się śmiał, jak to zobaczył.

- To wszystko pięknie - powiedział Maksencjusz - ale jak wszędzie powsadzacie te swoje głupie rysunki, w gazecie nie będzie miejsca na ciekawe rzeczy.

Zapytałem, czy Maksencjusz chce oberwać, ale Joachim powiedział, że Maksencjusz ma rację i że on, Joachim, ma wypracowanie o wiośnie, z którego dostał dostatecznie, i że to byłoby fajne do drukowania, i że w tym wypracowaniu napisał o kwiatach i ptakach, które śpiewają „tiu-tiu-tiu”.

- Myślisz, że będziemy psuć litery, żeby drukować twoje „tiu-tiu-tiu”, co? - zapytał

Rufus i zaczęli się bić.

- Ja - powiedział Ananiasz - mogę układać zadania; poprosimy ludzi, żeby przysyłali rozwiązania. Moglibyśmy stawiać im stopnie.

Zaczęliśmy się z niego nabijać, a wtedy Ananiasz się rozbeczał, powiedział, że jesteśmy wstrętni, że ciągle go wyśmiewamy, że się poskarży pani, że wszyscy będziemy ukarani, że on już nigdy nic nie powie i że gorzko tego pożałujemy. Trudno było się dogadać: Joachim i Rufus bili się, Ananiasz płakał. Nie tak to łatwo drukować gazetę z kolegami!

- A co będziemy robić z gazetą, jak już ją wydrukujemy? - zapytał Euzebiusz.

- Też pytanie! - powiedział Maksencjusz. - Będziemy ją sprzedawać. Po to są gazety: sprzedaje się je, człowiek się robi strasznie bogaty i może sobie kupić masę rzeczy.

- A komu się sprzedaje? - zapytałem.

- Ludziom - powiedział Alcest - na ulicy.. Biegnie się i krzyczy: „Dodatek nadzwyczajny!” i wszyscy dają po pięć centymów.

- Będziemy mieli tylko jedną gazetę - powiedział Kleofas - więc nie będzie znowu tak dużo tych pieniędzy.

- No to sprzedam ją bardzo drogo - powiedział Alcest.

- Dlaczego właśnie ty? Ja będę sprzedawał! - powiedział Kleofas. - Przede wszystkim ty zawsze masz pełno tłuszczu na rękach, zatłuścisz gazetę i nikt jej nie zechce kupić.

- Zaraz ci pokażę, czy mam pełno tłuszczu na rękach - powiedział Alcest i przyłożył je do twarzy Kleofasa.

Zdziwiłem się nawet, bo zazwyczaj Alcest nie lubi się bić na pauzie - to mu przeszkadza w jedzeniu. Ale teraz Alcest był zły i Rufus i Joachim odsunęli się trochę, żeby zostawić więcej miejsca Alcestowi i Kleofasowi, żeby mogli się bić. Ale to prawda, że Alcest ma pełno tłuszczu na rękach. Kiedy człowiek się z nim wita, ręce się ślizgają.

- No to załatwione - powiedział Maksencjusz. - Ja będę dyrektorem gazety.

- Dlaczego ty, na ten przykład? - zapytał Euzebiusz.

- Bo drukarnia jest moja, dlatego! - powiedział Maksencjusz.

- Chwileczkę! - krzyknął Rufus, który się właśnie przybliżył. - To był mój pomysł z tą gazetą, ja będę dyrektorem.

- To tak? - powiedział Joachim. - Zostawiasz mnie na lodzie? Mieliśmy się bić! Ale z ciebie kolega!

- Dosyć już oberwałeś - powiedział Rufus, któremu leciała krew w nosa.

- Żartujesz chyba - powiedział Joachim, który był cały podrapany, i znowu zaczęli się bić, a obok nich bili się Alcest z Kleofasem.

- Powtórz tylko, że jestem zatłuszczony! - krzyczał Alcest.

- Jesteś zatłuszczony! Jesteś zatłuszczony! Jesteś zatłuszczony! - krzyczał Kleofas.

- Jeżeli nie chcesz dostać pięścią w nos - powiedział Euzebiusz - to żebyś wiedział, Maksencjuszu, że ja jestem dyrektorem!

- Myślisz, że się ciebie boję? - zapytał Maksencjusz.

Ja myślę jednak, że się bał, bo mówiąc to wycofał się małymi kroczkami, a wtedy Euzebiusz pchnął go i drukarnia z wszystkimi literami poleciała na ziemię. Maksencjusz zrobił się cały czerwony i rzucił się na Euzebiusza. Próbowałem pozbierać litery, ale Maksencjusz nadepnął mi na rękę, więc kiedy Euzebiusz usunął się trochę, walnąłem Maksencjusza, a potem Rosół przyszedł i rozdzielił nas. I skończyła się zabawa, bo zabrał