52125.fb2
- Niechże pani posłucha... - zaczął pan Bledurt.
- Och, wy mężczyźni, wszyscyście jednakowi! - powiedziała mama. - Popieracie się wzajemnie. A poza tym lepiej by pan zrobił, gdyby pan siedział w domu, zamiast podsłuchiwać pod drzwiami sąsiadów!
- No, to zagramy któregoś innego dnia - powiedział pan Bledurt. - Do widzenia. Do zobaczenia, Mikołaju!
I pan Bledurt poszedł.
Nie lubię, kiedy tata i mama sprzeczają się, ale za to strasznie lubię, kiedy się godzą. I tym razem tak się stało. Mama zaczęła płakać, więc tata miał niewyraźną minę i powiedział:
„No już dobrze, już dobrze”, a potem pocałował mamę i powiedział, że jest brutal, a mama powiedziała, że nie miała racji, a tata powiedział, że nie, że to on nie miał racji, i zaczęli żartować, i pocałowali się, i mnie pocałowali, i powiedzieli, że to było wszystko na żarty, a mama powiedziała, że usmaży frytki.
Kolacja była fajna i wszyscy się okropnie śmiali, a potem tata powiedział:
- Wiesz, kochanie, myślę, że byliśmy trochę niesprawiedliwi wobec tego poczciwego Bledurta. Zatelefonuję do niego, żeby przyszedł na kawę i na partyjkę.
Pan Bledurt przyszedł, ale był trochę niespokojny.
- Nie będziecie się aby kłócić? - zapytał.
A tata i mama zaczęli żartować, wzięli go pod ręce i zaprowadzili do salonu. Tata rozstawił szachownicę na małym stoliku, mama przyniosła filiżanki, a ja dostałem kostkę cukru umoczoną w czarnej kawie.
A potem tata podniósł głowę z bardzo zdziwioną miną i zapytał:
- A to co? Gdzie się podział różowy wazon z salonu?
NA NASTĘPNEJ PAUZIE - BIJEMY SIĘ
- Jesteś kłamczuch - powiedziałem Golfrydowi.
- Powtórz tylko - odpowiedział Gotfryd.
- Jesteś kłamczuch - powtórzyłem.
- Ach, tak? - zapytał.
- Tak - odpowiedziałem i dzwonek zadzwonił na koniec pauzy.
- Dobrze - powiedział Gotfryd, kiedy ustawialiśmy się w szeregu. - Na następnej pauzie - bijemy się.
- Zgoda - powiedziałem, bo jeśli chodzi o te rzeczy, nie trzeba mi ich dwa razy powtarzać; no bo co, w końcu, doprawdy!
- Spokój tam w szeregach! - krzyknął Rosół, a z nim nie ma żartów.
Następna lekcja to była geografia. Alcest, który siedzi na jednej ławce ze mną, powiedział, że na pauzie, kiedy się będę bił z Gotfrydem, potrzyma mi marynarkę, i powiedział jeszcze, żeby uderzać w brodę, tak jak to robią bokserzy w telewizji.
- Nie - powiedział Euzebiusz, który siedzi za nami. - Uderzać trzeba w nos; walisz w niego - trach! - i wygrałeś.
- Nie wiesz, a gadasz - powiedział Rufus, który siedzi z Euzebiuszem. - Najlepszy sposób na Gotfryda to bić po twarzy.
- Widziałeś kiedy, żeby bokserzy bili się po twarzach, idioto? - zapytał Maksencjusz, który siedzi niedaleko i który posłał kartkę Joachimowi, bo Joachim chciał wiedzieć, o co chodzi, a ze swojej ławki nie mógł słyszeć, co mówimy.
Głupio to wyszło, bo kartka doszła do Ananiasza, a to jest pieszczoszek naszej pani; Ananiasz podniósł rękę i powiedział:
- Proszę pani, dostałem kartkę!
Pani zrobiła srogą minę i kazała Ananiaszowi przynieść kartkę. Ananiasz podszedł
okropnie dumny.
Pani przeczytała kartkę i powiedziała:
- Czytam tutaj, że dwóch spośród was będzie się biło na pauzie. Nie wiem, o co chodzi, nie chcę wiedzieć. Ale uprzedzam: po pauzie zapytam o to waszego wychowawcę, pana Dubon, i winni zostaną surowo ukarani. Alcest, do tablicy.
Alcest został zapytany o rzeki, nie poszło to zbyt dobrze, bo jedyne, które znał, to Sekwana, która ma masę zakrętów, i Nive, nad którą zeszłego lata spędził wakacje. Wszyscy koledzy okropnie się niecierpliwili, żeby pauza już się zaczęła, i sprzeczali się między sobą.
Pani musiała nawet uderzyć linijką w stół i Kleofas, który spał, myślał, że to o niego chodzi, i poszedł do kąta.
Ja się martwiłem, bo gdyby pani zatrzymała mnie za karę po lekcjach, w domu zrobiliby z tego całą historię i wieczorem przepadłby mi krem czekoladowy. A poza tym, kto wie? Może pani każe mnie wylać ze szkoły, a to byłoby straszne. Mama martwiłaby się okropnie, tata powiedziałby, że w moim wieku był przykładem dla swoich małych kolegów i czy to warto wypruwać z siebie żyły, żeby mi dać staranne wykształcenie, że źle skończę i że nieprędko zobaczę znowu kino. W gardle miałem wielką kulę i właśnie zadzwoniono na pauzę, a ja spojrzałem na Gotfryda i zobaczyłem, że i on także wcale się nie spieszy, żeby zejść na podwórze.
Na dole wszyscy koledzy czekali na nas, a Maksencjusz powiedział:
- Chodźmy na koniec podwórza, tam nam nikt nie będzie przeszkadzał.
Gotfryd i ja poszliśmy za nimi, a potem Kleofas powiedział Ananiaszowi:
- O, nie, ty nie! Ty jesteś skarżypyta.
- Ja też chcę patrzeć! - powiedział Ananiasz, a potem dodał, że jeśli nie damy mu patrzeć, to pójdzie zaraz do Rosoła, wszystko mu powie i nikt nie będzie mógł się bić, i dostaniemy za swoje.
- No, niech tam! Niech sobie patrzy - powiedział Rufus. - Gotfryd i Mikołaj i tak będą ukarani, więc czy Ananiasz powie pani przedtem, czy potem, to już nie ma żadnego znaczenia.
- „Ukarani, ukarani” - powiedział Gotfryd. - Ukarzą nas, jak się będziemy bili.
Mikołaju, ostatni raz: cofasz to, coś powiedział?
- On nic nie cofa, jak rany! - krzyknął Alcest.
- Oko! - powiedział Maksencjusz.
- No to zaczynajcie - powiedział Euzebiusz. - Ja będę sędzią.
- Sędzią? - zawołał Rufus. - Uśmiać się można! Dlaczego właśnie ty masz być sędzią, a nie kto inny?
- Pośpieszmy się - powiedział Joachim. - Nie będziemy się o to kłócić, bo tymczasem pauza się skończy.
- O, przepraszam - powiedział Gotfryd. - Sędzia to okropnie ważne. Ja się nie biję, jeżeli nie będzie dobrego sędziego.