52152.fb2
Wszystko zaczęło się od tego, że Jupiter Jones zajął się czytaniem gazety.
Trzej Detektywi – Jupiter, Pete Crenshaw i Bob Andrews – siedzieli w swojej bazie w składzie złomu Jonesów. Bob robił jakieś notatki z ostatniej sprawy. Pete delektował się porannym kalifornijskim słońcem, a Jupiter czytał gazetę.
Wtem uniósł głowę i zapytał:
– Czy któryś z was był kiedyś na aukcji?
Bob odparł, że nie. Pete pokręcił przecząco głową.
– Ja też nie byłem – powiedział Jupiter. – W gazecie jest ogłoszenie o porannej aukcji w Domu Aukcyjnym Davisa w Hollywoodzie. Wystawiony będzie bezpański bagaż z różnych hoteli. Przeczytałem tu, że mają kufry i walizki z nieznaną zawartością, pozostawione przez gości hotelowych, którzy zapomnieli je zabrać lub nie mieli pieniędzy na zapłacenie rachunku. Myślę, że wyprawa na taką aukcję może być interesująca.
– Czyżby? – zapytał Pete. – Nie jestem zainteresowany walizką pełną czyichś znoszonych ubrań.
– Ani ja – powiedział Bob. – Chodźmy popływać.
– Powinniśmy szukać nowych wrażeń – powiedział Jupiter. – Każde nowe doświadczenie wzbogaca nas jako detektywów. Dowiem się, czy wujek Tytus pozwoli Hansowi zawieźć nas do Hollywoodu pikapem.
Hans, jeden z dwóch braci rodem z Bawarii, którzy pracowali w składnicy złomu, był akurat wolny. I tak, godzinę później, chłopcy znaleźli się w wielkim, zatłoczonym pomieszczeniu. Przyglądali się niskiemu grubasowi, który z podwyższenia prowadził aukcję, wyzbywając się walizek i kufrów najszybciej, jak mógł. Akurat postawił przed sobą walizkę wyglądającą na całkiem nową i poprowadził licytację.
– Po raz pierwszy! Po raz pierwszy! – krzyczał. – Po raz drugi! Po raz drugi!… Sprzedana! Kupiona za dwanaście dolarów i pięćdziesiąt centów przez pana w czerwonym krawacie.
Licytator uderzył młotkiem na znak, że transakcja została zawarta. Następnie odwrócił się i sięgnął po kolejny bagaż.
– A teraz numer 98! – zawołał śpiewnie. – Niezwykle ciekawy przedmiot, panie i panowie. Ciekawy i niespotykany. Chłopcy, podnieście go tak, żeby wszyscy widzieli.
Dwóch osiłków ustawiło na podwyższeniu mały, staromodny kufer. Pete zaczął się kręcić niespokojnie. Dzień był upalny i w pomieszczeniu zrobiło się duszno. Licytacja bagaży o nieznanej zawartości zdawała się coraz bardziej wciągać niektórych z jej uczestników. Pete jednak nie znajdował w tym nic ciekawego.
– Jupe, chodźmy stąd! – mruknął do przyjaciela.
– Jeszcze chwileczkę – odszepnął Jupiter. – To wygląda całkiem interesująco. Chyba się zgłoszę.
– Po to? – Pete wytrzeszczył oczy na kuferek. – Całkiem oszalałeś.
– Mimo wszystko, chyba spróbuję. Jeśli jest wart cokolwiek, podzielimy się równo.
– Wart cokolwiek? Jest pewnie pełen łachów, które wyszły z mody w 1890 – stwierdził Bob.
Kuferek rzeczywiście wyglądał na stary. Zrobiony był z drewna, oblamowany skórą i ozdobiony skórzanymi rzemieniami. Półokrągłe wieko wydawało się zamknięte na siedem spustów.
– Panie i panowie! – krzyknął licytator. – Proszę zwrócić uwagę na to cacko. Wierzcie mi, takich kufrów nie robi się już w naszych czasach!
Tłum odpowiedział stłumionym śmiechem. Z całą pewnością takich kufrów już się nie robiło. Ten mógł mieć około pięćdziesięciu lat, lekko licząc.
– To pewnie kufer jakiegoś starego aktora – szepnął Jupiter do swych przyjaciół. – Aktorzy grający w trupach objazdowych wozili swoje kostiumy w takich kufrach.
– Akurat najbardziej nam teraz potrzeba sterty starych kostiumów – odburknął Pete. – Daj spokój, Jupe…
Tymczasem licytator kontynuował swoje zachwalanie.
– Spójrzcie tylko, panie i panowie, przyjrzyjcie mi się! – krzyczał.
– Zaiste nienowa to rzecz. Potraktujcie go jako antyk, jako drogą pamiątkę z czasów naszych dziadków. A co też skrywa on w swoim wnętrzu?
Zastukał w kufer. Rozległ się głuchy odgłos.
– Któż może wiedzieć, co się w nim kryje? Może być tam wszystko. Kto wie, moi państwo, może są tam klejnoty rodowe ostatnich carów Rosji? Nic mogę tego zagwarantować, ale nie mogę też tego całkiem wykluczyć. A więc od czego zaczynamy licytację? Proszę o zgłoszenia! Proszę o zgłoszenia!
Tłum milczał. Najwyraźniej nikt nie miał ochoty na stary kufer. Licytator był poirytowany.
– No śmiało, kochani! – prosił. – Czekam na ofertę! Zaczynajmy licytację! Ten wspaniały, antyczny kufer, ta drogocenna pamiątka dawno minionych dni, ten…
Właśnie zaczynał się rozkręcać, kiedy Jupiter wystąpił do przodu.
– Jeden dolar! – zawołał nieco piskliwym z przejęcia głosem.
– Jeden dolar! – przerwał sam sobie licytator. – Jeden dolar od stojącego w pierwszym rzędzie młodego człowieka o inteligentnym wyglądzie. I wiecie państwo, co teraz zrobię? Wynagrodzę mu tę inteligencję i sprzedam kufer za jednego dolara! Sprzedany!
I huknął młotkiem z całych sił. Tłum zachichotał. Nie było więcej chętnych na kufer i licytator nie zamierzał marnować czasu na zachęcanie do dalszych ofert. Tak oto, nieco oszołomiony, Jupiter Jones stał się właścicielem antycznego kuferka o nieznanej zawartości, zamkniętego na siedem spustów.
Nagle gdzieś z tyłu powstało zamieszanie. Jakaś kobieta przepychała się przez tłum. Była to mała, siwa staruszka w staromodnym kapeluszu i okularach w złotej oprawce.
– Chwileczkę! – krzyczała. – Ja chcę licytować. Dziesięć dolarów! Daję dziesięć dolarów za ten kuferek!
Ludzie przyglądali się jej, zdumieni, że ktoś dawał aż dziesięć dolarów za taki stary rupieć.
– Dwadzieścia dolarów! – wołała staruszka, machając ręką. – Daję dwadzieścia dolarów!
– Przykro mi, proszę pani – odpowiedział licytator. – Ten przedmiot został już sprzedany. Nie odwołujemy zawartych transakcji. Zabierzcie to, panowie, zabierzcie. To nie koniec licytacji.
Dwaj robotnicy znieśli kufer z podwyższenia i postawili koło Trzech Detektywów.
– Proszę bardzo – powiedział jeden z robotników. Pete i Jupiter podeszli do kufra.
– Wygląda na to, że staliśmy się właścicielami tego starego grata – mruknął Pete, chwytając skórzany uchwyt z jednego boku. – I co teraz z nim zrobimy?
– Zabierzemy do składu złomu i otworzymy – odparł Jupiter, chwytając za uchwyt z drugiej strony.
– Chwileczkę, panowie – odezwał się drugi robotnik. – Najpierw trzeba zapłacić. Nie można zapominać o takim drobnym szczególe.
– Ach, tak, oczywiście – powiedział Jupiter. Opuścił kufer i sięgnął do kieszeni po skórzany portfel. Wyjął z niego dolarowy banknot i podał go mężczyźnie. Ten nabazgrał coś na skrawku papieru i wręczył Jupiterowi ze słowami;
– Oto pokwitowanie. Teraz kuferek należy do pana. Jeśli w środku są klejnoty, też są pańskie. Cha, cha!
Śmiejąc się, pozwolił chłopcom zabrać ich własność. Bob szedł przodem, torując drogę w tłumie, a Jupiter i Pete nieśli kuferek na drugi koniec sali. Właśnie udało im się pokonać ostatni rząd ludzi, kiedy dopadła ich siwa staruszka, która spóźniła się na licytację.
– Chłopcy – powiedziała. – Odkupię od was ten kuferek za dwadzieścia pięć dolarów. Zbieram stare kufry i chciałabym go mieć w swojej kolekcji.
– O rany! Dwadzieścia pięć dolarów! – wykrzyknął Pete.
– Bierz je, Jupe! – powiedział Bob.
– To dla was prawdziwa okazja. Ten kuferek nie jest wart ani centa więcej, nawet dla kolekcjonera – namawiała staruszka. – Proszę, oto dwadzieścia pięć dolarów.
Wyjęła pieniądze z wielkiego portfela i wcisnęła je Jupiterowi. Ku zdziwieniu Boba i Pete'a, Jupiter pokręcił odmownie głową.
– Bardzo mi przykro, proszę pani – powiedział. – Wcale nie zamierzamy sprzedawać kuferka. Chcemy sprawdzić, co jest w środku.
– Na pewno nic wartościowego – stwierdziła staruszka coraz bardziej zdenerwowana. – Proszę, masz tu trzydzieści dolarów.
– Nie, dziękuję – powiedział Jupiter, kręcąc głową. – Naprawdę nie zamierzam go sprzedawać.
Kobieta westchnęła. Nagle, kiedy właśnie miała się odezwać, coś ją spłoszyło. Odwróciła się i szybko zniknęła w tłumie. Najwyraźniej przeraziło ją pojawienie się młodego człowieka z aparatem fotograficznym.
– Cześć, chłopcy – odezwał się młody człowiek. – Nazywam się Fred Brown. Jestem reporterem z “Wiadomości Hollywoodu” i szukam materiału na reportaż. Chciałbym zrobić wam zdjęcie z tym kuferkiem. To jedyna niezwykła rzecz na tej aukcji. Unieście go, dobrze? O, tak. A ty – zwrócił się do Boba – stań za nim, tak żeby cię było widać na zdjęciu.
Bob i Pete byli niezdecydowani, ale Jupiter szybko ustawił się zgodnie z życzeniem reportera. Stojąc za kuferkiem, Bob dostrzegł na wieku wyblakły, biały napis “Guliwer Wielki”. Młody mężczyzna ustawił aparat. Błysnął flesz i zdjęcie zostało zrobione.
– Dzięki – powiedział reporter. – Czy moglibyście podać mi swoje nazwiska i powiedzieć, dlaczego nie przyjęliście trzydziestu dolarów za tę skrzynkę? Jak na mój gust, to całkiem niezły interes.
– Jesteśmy po prostu ciekawi – odparł Jupiter – co zawiera ten stary teatralny kuferek. Kupiliśmy go dla zabawy, a nie po to, by zbijać na nim fortunę.
– A więc nie wierzycie, że w środku są klejnoty rosyjskich carów? – zachichotał Fred Brown.
– Eee tam – burknął Pete. – Pewnie są tam stare kostiumy teatralne.
– Być może – zgodził się młody człowiek. – Ten napis “Guliwer Wielki” brzmi bardzo teatralnie. A skoro już jesteśmy przy nazwiskach, to nie dosłyszałem waszych.
– Bo ich nie podaliśmy – odparł Jupiter. – Ale proszę, oto nasza wizytówka. My-y… hmm… no więc, my-y prowadzimy dochodzenia.
Wręczył reporterowi jedną z wizytówek Trzech Detektywów, które zawsze nosili przy sobie.
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Pierwszy Detektyw…. Jupiter Jones
Drugi Detektyw… Pete Crenshaw
Dokumentacja i analizy…. Bob Andrews
– Ach, tak? – reporter uniósł brwi. – Jesteście detektywami? A co mają oznaczać te znaki zapytania?
– To nasz symbol – wyjaśnił Jupiter. – Oznaczają nierozwiązane sprawy, zagadki bez odpowiedzi, wszelkiego rodzaju tajemnice. Dlatego stanowią nasz znak firmowy. Badamy wszystko.
– A teraz badacie stary kufer teatralny – powiedział z uśmiechem młody człowiek i schował wizytówkę do kieszeni. Bardzo wam dziękuję. Może zobaczycie swoje zdjęcie w wieczornym wydaniu. Jeśli, oczywiście, ta historia spodoba się redaktorowi.
Uniósł rękę w pożegnalnym geście i odwrócił się. Jupiter ponownie dźwignął kufer.
– No dalej, Pete, musimy wynieść go na zewnątrz. Nie możemy kazać Hansowi tyle na nas czekać.
Bob torował drogę, a Jupiter z Pete'em taszczyli kufer w stronę wyjścia. Pete nadal był niezadowolony.
– Po co podałeś temu facetowi nasze nazwiska? – zapytał.
– Reklama – odparł Jupiter. – Każdy interes wymaga reklamy. ostatnio niewiele mieliśmy ciekawych zgłoszeń o tajemnicach z prawdziwego zdarzenia. Trzeba się trochę rozejrzeć za robotą, bo inaczej zaśniedziejemy.
Wyszli na zewnątrz przez wielkie drzwi i skręcili w boczną uliczkę, gdzie stał zaparkowany pikap. Załadowali kufer do tyłu, a sami usiedli w szoferce obok Hansa.
– Wracamy do domu, Hans – powiedział Jupiter. – Dokonaliśmy zakupu i teraz musimy go dokładnie obejrzeć.
– Tak jest, Jupe – przytaknął Hans, włączając motor. – Mówisz że kupiliście coś?
– Stary kufer – odparł Pete. – Ciekawe tylko, jak go otworzymy, Pierwszy Detektywie?
– W składzie pełno jest kluczy – odrzekł Jupiter. – Przy odrobinie szczęścia może dopasujemy któryś z nich.
– A może będziemy musieli wyłamać zamek – stwierdził Bob.
– Nie – Jupiter potrząsnął głową. – Moglibyśmy uszkodzić kuferek.
Reszta drogi upłynęła w milczeniu. Kiedy dotarli do składu złomu Jonesów w Rocky Beach. Pete i Jupiter podali kufer Hansowi, a ten postawił go na boku, koło przyczepy, z której wyszła pani Jones.
– Na litość boską, co wyście kupili? – zapytała. – Ależ ten kufer jest tak stary, jakby przybył tu na “Mayfiower”.
– Niezupełnie, ciociu Matyldo – odrzekł Jupiter. – Ale rzeczywiście jest stary. Daliśmy za niego dolara.
– No, przynajmniej nie zmarnowaliście dużo pieniędzy – stwierdziła ciotka. – Przypuszczam, że teraz potrzebne są wam klucze, żeby go otworzyć. Cały pęk wisi na gwoździu nad biurkiem.
Bob pobiegł po klucze. Jupe zaczął dopasowywać te, które zdawały się mieć odpowiedni rozmiar. Po półgodzinie dał za wygraną. Żaden z kluczy nie pasował.
– I co teraz? – spytał Pete.
– Wyważamy? – zaproponował Bob.
– Jeszcze nie – odparł Jupiter. – Zdaje się, że wuj Tytus ma jeszcze schowane jakieś klucze. Musimy poczekać, aż wróci, i wtedy go o nie poprosimy.
Ciotka Jupitera znów pojawiła się w drzwiach przyczepy, która służyła jej za biuro.
– No, chłopcy – zawołała wesoło – nie można tak marnować czasu. Pora wziąć się do pracy. Zjecie coś i do roboty. Stary kufer może poczekać.
Chłopcy, ociągając się, poszli na obiad do ładnego piętrowego domu obok składnicy złomu. Mieszkał w nim Jupiter wraz z ciotką Matyldą i wujem Tytusem. Po jedzeniu zajęli się naprawianiem zepsutych urządzeń zwożonych do składnicy. Tytus Jones sprzedawał je później i część zysku przeznaczał na kieszonkowe dla chłopców. Pracowali pilnie aż do późnego popołudnia, kiedy Tytus Jones, Konrad i jeszcze jeden pomocnik przywieźli ciężarówką kolejny transport złomu.
Tytus Jones, niski mężczyzna o potężnym nosie i wielkich, czarnych wąsach, zeskoczył na ziemię lekko jak młodzieniaszek i objął żonę na przywitanie. Następnie pomachał gazetą.
– Chłopcy, chodźcie tutaj! – zawołał. – Jesteście w gazecie.
Wszyscy trzej podeszli zaciekawieni do wuja Tytusa i ciotki Matyldy. Tytus Jones otworzył pismo na pierwszej stronie dodatku. Rzeczywiście było tam ich zdjęcie. Jupiter i Pete trzymali kufer, a Bob stał za nim. Było to zupełnie dobre zdjęcie. Nawet napis “Guliwer Wielki” wyszedł wyraźnie. Artykuł zatytułowany był “MŁODZI DETEKTYWI ROZWIĄZUJĄ TAJEMNICĘ KUFRA”. Autor w żartobliwym tonie opowiadał, jak Jupiter kupił kufer i odmówił sprzedania go z zyskiem. Sugerował, że chłopcy spodziewali się znaleźć w nim coś tajemniczego i drogocennego. To ostatnie dodał już od siebie, aby ubarwić opowieść.
Reporter podał ich nazwiska i napisał, że bazą operacyjną trójki jest skład złomu Jonesów w Rocky Beach.
– To się nazywa reklama – stwierdził Pete. – Ale to stwierdzenie, że spodziewamy się znaleźć w kufrze coś drogocennego, brzmi trochę niepoważnie.
– To dlatego, że licytator wspominał o klejnotach rosyjskich carów – powiedział Jupiter. – Musimy wyciąć ten artykuł i wkleić do naszego zeszytu z wycinkami.
– Zrobisz to później – powiedziała stanowczo pani Jones. – Teraz pora na kolację. Ustaw gdzieś kufer i umyj ręce. Bob, Pete, zjecie dziś z nami?
Bob i Pete jadali u Jonesów równie często, jak u siebie. Tym razem uznali jednak, że powinni wrócić do domu i odjechali na rowerach. Jupiter przysunął stary kufer do przyczepy-biura tak, by nikomu nie zawadzał, i poszedł na kolację. Pan Jones zamknął na klucz wielkie żelazne wrota składu złomu. Były piękne, bogato zdobione, uratowane z pożaru jakiejś posiadłości.
Przez resztę wieczoru nie wydarzyło się nic szczególnego. Kiedy Jupiter miał właśnie iść spać do swojego pokoju, rozległo się ciche pukanie do drzwi. Byli to Hans i Konrad, mieszkający w domku na zapleczu.
– Chcieliśmy tylko powiedzieć, panie Jones – odezwał się cicho Hans – że zauważyliśmy Jakieś światła w składzie złomu i zajrzeliśmy przez płot. Ktoś tam chyba myszkuje. Może byśmy poszli razem to sprawdzić?
– Rany boskie, złodzieje! – jęknęła pani Jones.
– Zobaczymy co się dzieje, droga Matyldo – powiedział pan Jones.
Z Hansem i Konradem damy radę wszystkim włamywaczom. Podejdziemy cicho i zaskoczymy ich.
Pan Jones razem ze swoimi krzepkimi pomocnikami ruszył cicho w kierunku bramy złomowiska. Jupiter podążył za nimi. Nikt mu tego nie proponował, ale też nikt nie zabronił.
Przez szpary między sztachetami dojrzeli migotanie światła latarki. Poruszali się bezszelestnie. Nagle… katastrofa! Hans potknął się i z hałasem zwalił na ziemię, wydając okrzyk zdziwienia.
Nocni goście usłyszeli go. Rozległ się tupot i dwie ciemne postaci wybiegły frontową bramą, wskoczyły do zaparkowanego nie opodal samochodu i z rykiem silnika odjechały.
Pan Jones, Konrad i Jupiter puścili się biegiem. Brama wejściowa stała i dworem. Zamek wyłamano. Po złodziejach ani śladu. Nagle Jupiter, tknięty złym przeczuciem, pobiegł tam, gdzie zostawił kufer.
Tajemniczy kufer zniknął!