52237.fb2 Wakacje Mko?ajka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 15

Wakacje Mko?ajka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 15

na zadowolonego. Myślę, że on też nie lubi leżakowania.

Tylko że znowu zrobiła się draka, bo Benon zasnął na dobre i za nic nie chciał wstać.

Kochanie,

Mamy nadzieję, że jesteś grzeczny, jesz wszystko, co ci dają, i dobrze się bawisz. Jeślichodzi o leżakowanie, pan Rateau ma. rację. Powinieneś wypoczywać i spać zarówno poobiedzie, jak po kolacji. Znamy Cię dobrze, kurczaczku, gdyby Ci pozostawić wolną rękę, ba-wiłbyś się nawet w nocy. Całe szczęście, że Twoi przełożeni są na miejscu i Cię pilnują —

powinieneś słuchać ich we wszystkim. Co do tamtego zadania z arytmetyki, tatuś mówi, żeznalazł rozwiązanie, ale chciał, żebyś sani do niego doszedł...

(Fragment listu rodziców do Mikołaja)

Nocna zabawa

Wczoraj wieczorem przy kolacji pan Rateau, kierownik obozu, rozmawiał z naszymi drużynowymi i szeptali sobie mnóstwo rzeczy spoglądając na nas od czasu do czasu. A potem, po deserze — konfitury z porzeczek, bardzo dobre — kazano nam szybko kłaść się spać.

Drużynowy zajrzał do nas do baraku, zapytał, czy jesteśmy w formie, i powiedział, żebyśmy prędko zasypiali, bo potrzebne nam będą siły.

— Do czego, druhu? — zapytał Kalikst.

— Zobaczycie — uśmiechnął się drużynowy, a potem powiedział nam dobranoc i zgasił światło.

Czułem, że ta noc będzie inna niż wszystkie i że nie będę mógł zasnąć. Zawsze tak jest, kiedy się zdenerwuję przed pójściem do łóżka.

Obudziłem się nagle słysząc krzyki i gwizdki.

— Nocna zabawa! Nocna zabawa! Zbiórka na nocną zabawę! — wołano na dworze.

Siedliśmy wszyscy na łóżkach, oprócz Gwalberta, który nic nie słyszał, bo spał, i Paulina, który się przestraszył i płakał pod kocem. Nie widzieliśmy go, tylko słyszeliśmy jakieś: „Mmmm, mmm, mmm", ale my go znamy i wiemy, że krzyczał i chciał wracać do domu, jak zawsze.

A potem otworzyły się drzwi do naszego baraku, wszedł drużynowy, zapalił światło i powiedział, żebyśmy się gazem ubierali i biegli na zbiórkę na nocną zabawę i żebyśmy włożyli ciepłe swetry. Wtedy Paulin wystawił głowę spod koca i zaczął krzyczeć, że on się boi wychodzić w nocy, a zresztą rodzice mu nie pozwalają i że nie wyjdzie.

— Dobrze — powiedział nasz drużynowy — w takim razie zostań.

Wtedy Paulin wyskoczył z łóżka, pierwszy się ubrał i wyszedł, bo mówił, że boi się zostać sam w baraku i że się poskarży swoim rodzicom.

Zbiórkę zrobiono na środku obozu, a ponieważ było już bardzo późno i na dworze było ciemno, zapalono światła, ale i tak niewiele było widać.

Pan Rateau na nas czekał.

— Drogie dzieci — powiedział — urządzimy sobie nocną zabawę. Pan Genou, nasz intendent, którego wszyscy bardzo lubimy, wyruszył gdzieś z proporczykiem. Chodzi o to, żebyście go odnaleźli i przynieśli proporczyk do obozu. Poszukiwania pro-8 wadzić będziecie drużynami i ta, która zdobędzie proporczyk,

dostanie dodatkową porcję czekolady. Pan Genou zostawił nam kilka wskazówek, które pozwolą wam łatwiej go odnaleźć, słuchajcie uważnie: „Poszedłem w stronę Chin, ale przed trzema dużymi białymi kamieniami..." Może byście przestali hałasować, kiedy mówię?

Benon schował do kieszeni gwizdek, a pan Rateau mówił dalej:

— „...ale przed trzema dużymi białymi kamieniami zmieniłem zdanie i poszedłem do lasu. Żeby nie zabłądzić, zrobiłem jak Tomcio Paluch i..." Ostatni raz powtarzam, przestańcie bawić się tym gwizdkiem!

— O, przepraszam, panie Rateau! — zawołał jakiś drużynowy. — Myślałem, że pan już skończył. Pan Rateau westchnął ciężko i powiedział:

— Dobrze. Macie już wskazówki, które pozwolą wam odnaleźć pana Genou i proporczyk, jeżeli wykażecie się pomysłowością, przenikliwością i inicjatywą. Trzymajcie się wszyscy swoich drużyn i niechaj najlepsza zwycięży. Zaczynamy!

I drużynowi zaczęli gwizdać, a myśmy rozbiegli się na wszystkie strony, ale nie wychodząc z obozu, bo nikt nie wiedział, gdzie iść.

Byliśmy strasznie zadowoleni: fantastyczna rzecz taka zabawa po nocy.

— Pójdę po latarkę! — krzyknął Kalikst. Ale nasz drużynowy kazał mu wrócić.

— Nie rozpraszajcie się — powiedział. — Naradźcie się między sobą, od czego zacząć poszukiwania. No i pospieszcie się, jeśli nie chcecie, żeby jakaś inna drużyna odnalazła przed wami pana Genou.

Tego, zdaje mi się, nie trzeba się było za bardzo obawiać, bo wszyscy biegali i krzyczeli, ale nikt jeszcze nie wyszedł z obozu.

— Słuchajcie — powiedział nasz drużynowy. — Pomyślcie trochę. Pan Genou powiedział, że idzie w stronę Chin. W jakiej stronie świata leży ten wschodni kraj?

— Ja mam atlas, w którym są Chiny — pochwalił się Krys-pin. — Dostałem od cioci Rozalii na urodziny. Ale wolałbym rower.

— Ja mam w domu fajny rower — powiedział Benon.

— Wyścigowy? — zapytałem.

— Nie słuchaj go — powiedział Kryspin — to wszystko bujda!

— A jak dostaniesz w łeb, to też będzie bujda? — spytał Benon.

— Chiny leżą na wschodzie! — krzyknął nasz drużynowy.

— A gdzie jest wschód? — zapytał jakiś chłopak.

— E, druhu — zawołał Kalikst — on nie jest od nas! To szpieg!

— Nie jestem żaden szpieg! — krzyknął chłopak. — Jestem z drużyny Orłów, najlepszej z całych kolonii!

— To wracaj do swojej drużyny — poradził mu nasz drużynowy.

— Ale ja nie wiem, gdzie ona jest — powiedział chłopak i zaczął płakać.

Głupi, ta jego drużyna nie mogła być daleko, bo nikt jeszcze nie wyszedł z obozu.

— Po której stronie — zapytał nasz drużynowy — wstaje słońce?

— Po stronie Gwalberta, który ma łóżko przy oknie! On nawet skarży się, że to go budzi -— powiedział Jonasz.

— E! Druhu! — zawołał Kryspin, —, Nie ma Gwalberta!

— To prawda — powiedział Benon — nawet się nie obudził. On strasznie mocno śpi.

Pójdę po niego.

— Tylko szybko! — krzyknął drużynowy. Benon poleciał do baraku i wrócił mówiąc, że Gwalbert jest śpiący i nie chce przyjść.