52237.fb2 Wakacje Mko?ajka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

Wakacje Mko?ajka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

— O jejku, chociaż raz niech pan będzie miły! — powiedział Błażej.

— O jejku! O jejku! — wołali inni, a ja zacząłem płakać i powiedziałem, że jak nie pogram sobie w małego golfa, to wypożyczę rower wodny i popłynę daleko, bardzo daleko, i więcej mnie nie zobaczą.

— Coś ty — powiedział Mamert (ale on jest głupi!) — żeby wypożyczyć rower, trzeba przyjść z kimś dorosłym.

— E tam — powiedział Kosma, który mnie denerwuje, bo zawsze chce zwrócić na siebie uwagę — ja nie potrzebuję roweru, mogę sobie popłynąć bardzo daleko crawlem.

Tak żeśmy stali dookoła taty i rozmawiali, aż w końcu tata zmiął gazetę, rzucił ją na piasek i powiedział:

— Dobrze już, dobrze, idziemy.

Mam najmilszego tatę na świecie! Powiedziałem mu o tym i pocałowałem go.

Kiedy właściciel małego golfa nas zobaczył, nie bardzo chciał pozwolić, żebyśmy grali. No to myśmy zaczęli krzyczeć:

— O jejku! O jejku! — i wtedy się zgodził, ale powiedział tacie, że ma nas dobrze pilnować.

Ustawiliśmy się przed pierwszym dołkiem, tym, co jest strasznie łatwy, i tata, który umie mnóstwo rzeczy, pokazał nam, jak trzymać kij.

— Ja wiem! — zawołał Kosma i chciał zacząć grać, ale Fa-brycy powiedział, że niby dlaczego miałby być pierwszy.

— No to w porządku alfabetycznym, jak w szkole, kiedy nas pani pyta — poradził

Błażej, ale na to ja się nie chciałem zgodzić, bo Mikołaj w alfabecie jest strasznie daleko i w szkole to fajne, ale przy małym golfie to niesprawiedliwe. A potem przyszedł właściciel małego golfa i powiedział tacie, że musimy zacząć wreszcie grać, bo ludzie czekają w kolejce.

— Zacznie Mamert, bo jest najgrzeczniejszy — powiedział tata.

Mamert podszedł i walnął kijem w piłkę, która wyleciała w powietrze, przeleciała nad parkanem i uderzyła w samochód stojący na drodze. Mamert zaczął płakać, a tata poszedł po piłkę.

Dosyć długo nie wracał, bo w samochodzie był jakiś pan i ten pan wysiadł z samochodu, i zaczął rozmawiać z tatą strasznie wymachując rękami, a ludzie przyszli, żeby na nich popatrzyć, i śmiali się.

Chcieliśmy grać dalej, ale Mamert siedział na dołku, płakał i mówił, że nie wstanie, dopóki mu nie oddamy piłki, i że wszyscy jesteśmy wstrętni. A potem przyszedł tata z piłką, ale nie wyglądał na zadowolonego.

— Postarajcie się trochę uważać — powiedział.

— Dobrze — zgodził się Mamert — niech mi pan da piłkę.

Ale tata nie chciał, powiedział Mamertowi, że na razie wystarczy, że będzie grał kiedy indziej. To się Mamertowi nie spodobało, zaczął wierzgać nogami na wszystkie slrony i krzyczeć, że wszyscy go wykorzystują i w takim razie on idzie po swojego tatę.

I poszedł.

— Teraz ja — oznajmił Ireneusz.

— Nie, mój drogi — powiedział Fortunat — teraz ja będę grał.

Więc Ireneusz przyłożył Fortunatowi kijem w głowę, Fortunat rąbnął Ireneusza w ucho i wtedy pędem przyleciał właściciel.

— No — zawołał do mojego taty — zabieraj pan te bachory, ale szybko, bo ludzie czekają!

— Tylko grzecznie — powiedział tata. — Te dzieci zapłaciły, żeby grać, i będą grały!

— Brawo! — zawołał do taty Fabrycy. — Niech pan mu powie!

I wszystkie chłopaki trzymały stronę taty oprócz Fortunata i Ireneusza, którzy zajęci byli walką na kij i na pięści.

— Ach tak — powiedział właściciel — a jeśli zawołam policjanta?

— Proszę, niech pan woła — powiedział tata — zobaczymy, komu przyzna rację.

No i właściciel zawołał policjanta, który stał na drodze.

— Lucjan! — krzyknął. I policjant przyszedł. — O co chodzi, Erneście? — zapytał.

— O to — odpowiedział właściciel — że ten osobnik nie daje innym grać.

— Tak — powiedział jakiś pan — od pół godziny czekam na pierwszy dołek!

— W pańskim wieku — zapytał tata — nie ma pan nic lepszego do roboty?

— Co proszę? — powiedział właściciel. — Jeśli mały golf się panu nie podoba, to nie powód, żeby zniechęcać innych!

— A właśnie — powiedział policjant — przed chwilą jakiś pan złożył skargę, bo piłka od małego golfa porysowała karoserię jego samochodu.

— To jak z tym pierwszym dołkiem, można grać czy nie? — zapytał pan, co stał w kolejce.

A potem przyszedł Mamert ze swoim tatą.

— To on — krzyknął Mamert do swojego taty pokazując na mojego tatę.

— Taaak... — powiedział tata Mamerta — słyszałem, że nie pozwala pan mojemu synowi bawić się z kolegami?

A potem tata zaczął krzyczeć, właściciel małego golfa zaczął krzyczeć, wszyscy zaczęli krzyczeć, policjant gwizdał i w końcu tata zabrał nas do domu. I tylko Kosma był

niezadowolony, mówił, że jak nikt na niego nie patrzył, wbił piłkę do pierwszego dołka jednym uderzeniem, ale ja jestem pewny, że to bujda.

W ogóle tośmy się fantastycznie bawili i postanowiliśmy przyjść jutro, żeby spróbować drugiego dołka.

Nie wiem tylko, czy tata zgodzi się iść razem z nami.

Nie, ojciec Mikołaja nie chciał nawet słyszeć o ponownym pójściu na małego golfa.

Zniechęcił się do tej gry niemal tak samo, jak do potrawki przyrządzanej w pensjonacie Rybitwa. Matka Mikołaja była zdania, że nie warto robić skandalu z powodu głupiej potrawki, natomiast ojciec Mikołaja twierdził, że przy cenie, jaką płacą, skandalem jest podawanie czegoś takiego do stołu. Fakt, że znowu zaczęło padać, nie wpłynął bynajmniej na poprawę sytuacji...

Bawiliśmy się w sklep

Z dziewczynami to jest tak, że nie umieją się bawić, bez przerwy płaczą i robią draki.

W naszym pensjonacie są trzy dziewczyny. Nazywają się Izabela, Michalina i Gizela. Gizela jest siostrą mojego kolegi Fabrycego, ale ciągle się biją i Fabrycy powiedział mi, że bardzo niedobrze jest mieć dziewczynę za siostrę i że jeśli tak dalej pójdzie, ucieknie z domu.