52243.fb2
Tego popołudnia nie wyszłam więcej i płakałam wieczorem, kiedy mama i Alka już spały. Rano nie chciało mi się wstać z łóżka, ale tym razem głowa bolała mnie naprawdę. Mama usiadła na brzegu mojego łóżka.
– Poleżysz sobie? – zapytała.
– Uhmmm… – burknęłam przytakująco. Sięgnęła po pilnik i wyrównała linię paznokcia. Co chwilę spoglądała na mnie z ukosa.
– Przykro mi, że tak ci się nie powiodło z Marcinem – powiedziała wreszcie.
– Miałaś mu wiele do zarzucenia!
– To ja miałam. Uczucie było twoje.
– Ale jeżeli miałaś mu coś do zarzucenia, musisz być zadowolona, że koniec jest taki, a nie inny! Myślisz, że ja się wyliżę z tego prędzej czy później! Więc chociaż nie mów, mamo, że jest ci przykro, bo to nieprawda!
– Owszem, jest mi przykro! Wyliżesz się czy nie wyliżesz, w tej chwili nie o to mi chodzi. Jest ci ciężko, dlatego do ciebie przyszłam…
– Ale ty, mamo, uprzedziłaś się w końcu do niego bez żadnych podstaw! – zaatakowałam.
– Niestety… mam już pewne podstawy do uprzedzeń! Nie mówiłam z tobą wczoraj, bo sądziłam, że nie jesteś w stanie przyjąć żadnego ostrzeżenia!
– Masz podstawy?
– Tak!
Moja stopa wysunięta spod koca wyglądała jak nie moja, poruszałam palcami, żeby ją poczuć. Cała byłam jakaś zdrętwiała.
– Sądziłam, że powtarzając ci to wszystko, czego się dowiedziałam, zrażę cię jedynie do siebie, nie do niego! Mówiła mi o nim jego matka… przestrzegła mnie… chciała być wobec nas lojalna!
Być może wysłuchałabym zarzutów pod adresem Marcina, gdyby nie ostatnie zdanie mamy.
– Matka Marcina mówiła ci rzeczy niepochlebne o nim! Mamo! I tyś jej wierzyła? Nie wyczułaś, że mówi to celowo?
– Wyczułam, oczywiście, ale cele mogą być różne!
– Och, mamo! Ten był zupełnie jasny! Chciała, abyś mnie nakłoniła do zerwania tej znajomości!
– Tak. To prawda.
– Nie znosiła mnie! Bała się o Marcina!
– Nie o niego się bała…
– Bała się o Marcina, mamo! Była zazdrosna jak wszystkie matki! Nie mogła znieść myśli, że Marcin może mnie pokochać i wtedy ona straci swoją wyłączność!
– Skąd ci to przyszło do głowy? – odrzuciła pilnik na stół. – Posłuchaj, co ci powiem! Jeśli chcesz wiedzieć…
Jaka obłuda! Mama przyszła tutaj po to, żeby pozornie okazać mi współczucie, a kończy się to mentorskim tonem i atakami na Marcina. Z Marcinem skończone, ale wszystko takie jeszcze świeże! Czułam, że narasta we mnie nieopanowana złość.
– Nie potrzebuję nic wiedzieć! Nie chcę! Nie ma Marcina! Nie obchodzą mnie żadne historie wymyślone przez jego matkę…!
– Nie histeryzuj! Przestań szarpać ten koc! Nie sądziłam, że jesteś do tego stopnia rozegzaltowana! Zachowujesz się jak aktorka w prowincjonalnym teatrze! Kiepska aktorka! Śmieszne! Przyszłam tu w najlepszych intencjach, ale intencje jednej strony to zbyt mało!
Wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Leżałam przez chwilę i trzęsłam się jak w febrze. Dopiero kiedy opadła ze mnie pierwsza złość, pomału zaczęłam uprzytamniać sobie, że mogło być w tym wszystkim jakieś ziarenko prawdy. Jeżeli tak, to jakie? Co w końcu zarzucano temu Marcinowi? Że oblał maturę? To jeszcze nie powód… W stosunku do mnie był przecież nieskazitelnie poprawny! No dobrze… a jaki stałby się, gdyby to wszystko -ułożyło się inaczej? Gdyby mnie kochał? A może właśnie umiałby wybronić naszą miłość przed tym, co mogło być w niej złe? Ale na to pytanie nie mogłam znaleźć odpowiedzi, bo Marcin nie kochał mnie przecież.
Spotkałam go wczesną jesienią. Podchodziłam do przystanku, na którym stał, i zauważyliśmy się niemal jednocześnie. Podniósł w górę rękę i zawołał:
– Mada! Jak się masz! – zupełnie jakby nie pamiętał fatalnego rosarium.
– Znakomicie, dzięki…
– Czekasz na autobus?
– Aha…
Stał teraz przy mnie i przyglądał mi się z wyraźnym rozbawieniem.
– A jednak spotkaliśmy się, Mada!
– Zauważyłam właśnie.
– Nie zawsze byłaś taka spostrzegawcza! Przegapiałaś wiele dobrych piłek. Pojedziesz setką?
– Setką.
– I co?
Wzruszyłam ramionami. Był to jedyny gest, na który mogłam się zdobyć.
– I nic.
Przechylił się, żeby zobaczyć numer nadjeżdżającego autobusu.
– Nic, to cholernie mało…
– Niewiele!
– Będziesz chyba najbardziej lakonicznym adwokatem świata!
– Rozmyśliłam się i nie idę na prawo!
– No?
– Tak. Zostanę prowincjonalną aktorką…
– To zdumiewające! Prowincjonalną, mówisz?
– Tak powiedziałam. Moja mama twierdzi, że mam do tego wybitne zdolności.