52243.fb2 Zapa?ka Na Zakr?cie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 28

Zapa?ka Na Zakr?cie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 28

– Chryste! Jak tego dokonałaś!

– Nie wiem! Nie było problemu!

– Jutro przestawiamy graty! – zdecydowała natychmiast Ala.

Jeżeli miałyśmy z Alusią jakieś wspólne hobby, było nim przestawianie mebli. Niekiedy robiłyśmy to z potrzeby, niekiedy z nudów, a spontanicznie – przed czyjąś wizytą.

– Ale ja ci nie będę mogła dużo pomóc! – martwiła się Ala. – Może się chociaż Olo napatoczy! Proponuję, żebyśmy postawiły regał w ten sposób… spójrz! o, tak…

– Czekaj, skończę wycierać i przyjdę, to wszystko ustalimy. Pomyśl tymczasem!

– Jestem zupełnie pewna – powiedziała mama, kiedy wróciłam do kuchni – że Ala już przesuwa tapczany…

– Prawie! – przyznałam. Mama roześmiała się.

– Niemożliwe jesteście! Niech ona tylko nie szaleje na tej jednej nodze! W jaki sposób zawiadomisz Marcina? Przecież dziś jest już piątek. Jutro?

– Tak. Zwykle spotykamy się w drodze do szkoły. On do swojej budy idzie tą samą ulicą… Mama pokręciła głową.

– Chyba na tej zasadzie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu… – zwątpiła.

W sobotę rano z obojętną miną zakomunikowałam Marcinowi: – Chciałabym, żebyś przyszedł do mnie jutro o piątej!

– Jak to do ciebie?

– Do mnie. Wiesz przecież, gdzie mieszkam?

– Mamy nie będzie?

– Mojej mamy często nie ma w domu, ale wtedy nie zapraszam cię, Marcin! Może zauważyłeś?

– Och, ty jędzo! Nie zauważyłem… Uszy odmroziłem przez te twoje zasady!

– Nie podobają ci się?

– Hm… – roześmiał się – podobają mi się… – powiedział cichutko i rozwlekle. Zawsze mówił cichutko i rozwlekle rzeczy szczególnie dla mnie miłe.

– Więc powiedziałaś mamie, że się spotykamy? – zapytał.

– Powiedzmy. To było inaczej. Najważniejsze, że możesz do mnie przyjść?

Wychodzimy z konspiracji, Marcin! Jeszcze została tylko twoja matka…

– Moja matka wie już od tygodni… – powiedział Marcin sucho.

– I ty mówisz mi o tym dopiero teraz?

Spojrzał w bok na jezdnię, po której przejeżdżał rozłożysty plymuth.

– Marcin! – nalegałam,

– Tak, kochanie!

– Była niezadowolona! Powiedz prawdę? Twoja matka mnie nie lubi, ja wiem…

– Mylisz się. Bardzo cię lubi. Och, Mada… nie morduj mnie! Wiesz… – westchnął z dziwną rezygnacją – wiesz, ja jestem bardzo zmęczony…

Przyjrzałam mu się uważniej i zauważyłam głębokie cienie pod oczyma i wyraźnie wychudłe policzki. Tak, jemu coś było…

– Masz przykrości w domu… rozumiem…

– I znowu się mylisz. W domu jest, jak było. Jestem zmęczony, bo zbyt wiele wziąłem na swój kark w budzie. Będę musiał zrezygnować z tego szeryfostwa i w ogóle…

– Ależ Marcin! Jeszcze tylko kilka miesięcy! Wytrzymasz przecież… – wzięłam go pod rękę – ja taka jestem dumna, że piastujesz ten urząd! Czuję się jak jakaś ministrowa albo żona premiera!

– Mada!

– Co? Nie podobał ci się ten żart? – zapytałam.

– To nie był żart – powiedział Marcin.

– Nie był. Rzeczywiście czuję się jak premierowa…

Zbliżyliśmy się do skrzyżowania, na którym rozdzielały się nasze drogi.

– O której chcesz, żebym przyszedł?

– O piątej.

– Będę, ciao!

Przemeblowałyśmy pokój gruntownie.

– No! Żaden grat nie stoi na swoim miejscu! – stwierdziła Alka z zadowoleniem. – Wystrzałowy numer! Znowu nie będziemy się mogły znaleźć w tym pokoju! Musimy jeszcze kiedyś przełamać konserwatyzm mamy i przenicować jej celę na wylot!

– Na to się nie zgadzam – zawołała mama z kuchni – nie ma mowy!

– Mama! Jakie ty masz długie uszy! Może ty jesteś wilk?

– Jestem wilk i macie się mnie bać!

– Toteż my się boimy! – zapewniałam ją solennie.

– Jak się mnie boisz, to chodź tu i szykuj kanapki dla swoich gości! Chłopaków sobie zaprosiły, a ja mam tyrać! Nie ma tak!

Olo przyszedł pierwszy. Oniemiał ze zdumienia, kiedy stanął w drzwiach naszego pokoju.

– Zmieniłyście mieszkanie?