52247.fb2
– Samochód. Ten twój, z rewolucją.
Tereska omal nie ucięła sobie palca.
– Co ty powiesz?! Gdzie stoi?!
– Rano nie, tylko pod wieczór. Na parkingu koło Filmu Polskiego. Wiesz, tam za bramą do parku.
– Jesteś pewien?
– Idiotyczne pytanie. Ja też sobie kupię samochód, ale trochę wcześniej niż na starość. Co ci się w ogóle stało, że jesteś głodna? Mówiłaś, że się odchudzasz, i cała rodzina doszła do wniosku, że zgłupiałaś i umrzesz. Mówiłem im, że każdy umrze, a czy prędzej, czy później, to już wszystko jedno, ale zrobili mi awanturę, nie wiem dlaczego. Teraz im powiem, że żresz jak wołoduch, jak nikt nie widzi, a to odchudzanie to jest zwyczajna propaganda.
Tereska nie słuchała monologu brata. Rozważania śledcze zajęły ją bez reszty. Jeżeli podejrzany samochód parkuje koło Filmu Polskiego, tak blisko Belgijskiej, to widocznie coś w tym jest. Do czegoś służy. Może wywożą nim utarg z meliny?
Krzysztof Cegna w eleganckim garniturze i ortalionowej kurtce z kołnierzem ze sztucznej wydry prezentował się nadzwyczaj korzystnie. Niepewny punktualności Tereski, przyszedł nieco za wcześnie i teraz stał w kiosku „Ruchu”, symulując zamiar nabycia jakiejś lektury. Nabył już papierosy, zapałki, krem do golenia, pastę do zębów, kopertę z papierem listowym, dwie karty pocztowe, wkład do długopisu i proszki od bólu głowy, przy czym na każdą z tych rzeczy decydował się oddzielnie, przy kremie, paście i kartach pocztowych wykazując wyrafinowany gust, grymasząc jak primadonna przy podpisywaniu kontraktu i budząc coraz większe zainteresowanie sprzedawczyni. Kiedy wreszcie spóźniona o cztery minuty Tereska wpadła do kiosku i przystojny, młody człowiek porzucił wydawnictwa, traktujące o tajnikach hodowli nierogacizny, spojrzała na nią z wyraźną niechęcią. Pomyślała sobie, że ta młodzież teraz jest nie do zniesienia, taka smarkata, a już randki, i to ze znacznie starszym od niej, dorosłym facetem. Co oni widzą w tych niewypierzonych podfruwajkach?
– Samochód też jest – powiedziała Tereska pośpiesznie i bez wstępów. – Mój brat widział, tu stoi, koło Filmu Polskiego. Możemy potem iść obejrzeć.
Krzysztof Cegna wyraźnie poczuł, jak jego sympatia do piegowatego młodzieńca z odstającymi uszami wzrosła. Postanowił sobie, że w razie czego daruje mu parę wybryków. Bardzo przejęty i pełen zapału ruszył powoli z Tereska w głąb ulicy.
– No i które to? – spytał cicho, usiłując patrzeć na domy po drugiej stronie bez odwracania głowy.
– To – odparła Tereska. – Na trzecim piętrze, zaraz, jeden dwa, trzy… czwarte od lewej rynny. Świeci się.
– To z tą kolorową firanką?
– Aha. A tu na dole chyba coś było.
– Ten dom jest przechodni, ma wyjście na podwórze i dalej można się wydostać na Puławską. Jeśli przychodzą, to tamtędy. Albo przez ten dom bliżej, bo też ma połączenie z podwórzem. Trzeba by postawić kogoś od tamtej strony, przynajmniej przez kilka wieczorów popilnować.
Krzysztof Cegna nie zamierzał uzgadniać posunięć śledczych z Tereską, ale do kogoś musiał mówić. Właściwie mówił do siebie. Fakt, że Tereska słuchała, i to uważnie, w jakiś sposób pomagał mu myśleć.
– Oni coś wymyślili z tym alarmem, ale nie wiem, co – powiedziała Tereska. – Wieczorem też mogę tu postać.
– Co, pani? Wykluczone! Ludzie postoją, niech panią ręka boska broni się wtrącić! To może być niebezpieczne i w ogóle pani się na tym nie zna.
– Ale ja widziałam tego czarnego i wiem, jak wygląda.
– My też wiemy – wyrwało się Krzysztofowi. – To jest właściciel tego samochodu. Znamy go. Jestem pewien, że to oni, i wreszcie będzie można do nich trafić…
Urwał, bo uświadomił sobie, że teraz trzeba będzie zawiadomić o najnowszych odkryciach wyższe władze, odpowiedni wydział zajmie się śledztwem i on sam straci szansę na wykazanie się zdobyczami. Zasępił się nieco, pośpiesznie zastanawiając się, jak by tu osiągnąć coś, zanim inni odbiorą mu możliwość działania.
– Chodźmy – powiedział stanowczo i pociągnął Tereskę na drugą stronę ulicy. – Obejrzyjmy to z bliska.
Skrajem okien szedł z góry cienki sznureczek, nylonowa linka, na dole przyczepiona do haka przy piwnicznym okienku. Krzysztof Cegna spojrzał w górę i ujął ją w palce.
– Ostrożnie – ostrzegła Tereska. – Niech pan nie ciągnie, znów co zleci.
– W ten sposób alarmują – odparł w zamyśleniu. – Ale musi ktoś pilnować… Aha, ten dozorca, co sprzątał. Chyba jest w środku. No trudno, idziemy. Niech pani…
Spojrzał na Tereskę i uprzytomnił sobie jej wiek. Propozycja udawania zakochanej pary nie przechodziła mu przez gardło. Tereska pojęła w lot.
– Mogę się do pana mizdrzyć – oświadczyła wspaniałomyślnie. – Nie lubię tego, ale trudno, przemogę się. Tylko bez przesady.
Krzysztof Cegna zaczerwienił się okropnie, zrezygnował z repliki i z godnością objął ją w pół. Tereska dość sztywno przytuliła mu się do ramienia, chociaż podobieństwo Cegny do jednej z jej ulubionych postaci literackich znacznie ułatwiało symulację. W hallu klatki schodowej było na szczęście dość ciemno i nie można było dostrzec wyrazu ich twarzy, który nader wyraźnie zaprzeczał romansowi.
– Nic nie widziałam – powiedziała z niezadowoleniem, przełażąc przez zakamarki podwórza. – Nikogo tam nie było.
– Owszem, był. Na półpiętrze siedział jakiś facet. Widział nas. Pewno pilnuje tylko tych, którzy wchodzą na górę. Cicho! Z bramy od strony Puławskiej wyłoniło się dwóch osobników, zmierzających pewnym krokiem wprost do interesującego budynku. Krzysztof Cegna gwałtownym ruchem chwycił Tereskę w objęcia, przy czym robiło to raczej wrażenie fragmentu walki zapaśniczej niż wybuchu uczuć, szczególnie że w pierwszym momencie Tereska odruchowo usiłowała się wyrwać.
– Niech mnie pan tak nie zaskakuje! – syknęła gniewnie. – Niech pan uprzedza…
Krzysztof Cegna przytrzymał ją siłą przez kilka chwil, po czym puścił.
– Pani tu zaczeka – szepnął. – Nie ruszać się!
Tereska posłusznie zastygła w bezruchu. Krzysztof Cegna cicho ruszył za facetami. Po długiej chwili, w czasie której nic się nie działo, ośmieliła się uczynić krok do tyłu i usiadła na jakichś skrzynkach. W padającym tam cieniu była zupełnie niewidoczna.
Z bramy na Puławską wyłoniło się dwóch następnych facetów. Z okien padało na nich światło i Tereska wstrzymała oddech. Jednego z nich nie znała, ale drugim z całą pewnością był zapamiętany dokładnie i na wieki ów przeraźliwie gościnny szaleniec. Mignęło jej w głowie niedorzeczne przypuszczenie, że jeśli ją ujrzy, przemocą zawlecze do owego budynku na górę. Tylko tu Okrętki brakuje – pomyślała i usiłowała nadal nie oddychać. Faceci rozmawiali półgłosem.
– Sam pan widzi, że miejsce idealnie bezpieczne – mówił ten nieznajomy. – Od tamtego czasu nic nie było…
– Cicho! – przerwał szaleniec niespokojnie. – Jakiś tu idzie…
Jakimś był wracający Krzysztof Cegna. Minął dwóch panów i rozejrzał się, nie widząc Tereski, która wyszła z mroku dopiero wtedy, kiedy tamci znikli jej z oczu.
– To jest jedna szajka – oświadczyła stanowczo, wyszedłszy na Puławską. – Nie wiem, dlaczego plączą się tu sami badylarze. Chyba dlatego, że bogaci. Wtedy widziałam jednego, a teraz drugiego.
– Chodźmy jeszcze zobaczyć ten samochód. Kogo pani widziała?
– Tego obłąkanego faceta z jakimś drugim. Mówili, że tu bezpiecznie.
Zacytowała usłyszany fragment rozmowy i Krzysztof Cegna poczuł, że bezwzględnie musi tę sprawę omówić z kimś i starannie przemyśleć. Coś mu się tu kojarzyło, ale nie wiedział, co.
Na parkingu Filmu Polskiego istotnie stał podejrzany Fiat. W środku nie było nikogo. W chwili, kiedy Tereska i Krzysztof Cegna oglądali go dookoła, sami nie wiedząc, co właściwie spodziewają się zobaczyć, przez wąską bramę przecisnęła się furgonetka.
– Nic tam nie ma – powiedziała Tereska, rozczarowana, zaglądając do wnętrza.
– A co pani myślała, że będzie? Otwarta walizka z dolarami?
– Nie wiem. Może zwłoki?
– Tacy nie lubią mokrej roboty.
Furgonetka przejechała przez bramę i kierowca dostrzegł Tereskę. Równocześnie Tereska obejrzała się i dostrzegła twarz kierowcy. Krzysztof Cegna dostrzegł jej radosny uśmiech.
– Dobry wieczór panu! – zawołała przyjaźnie.