52247.fb2 Zwyczajne ?ycie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 41

Zwyczajne ?ycie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 41

– Może nie trzeba będzie się wyłgiwać – powiedział niepewnie Krzysztof Cegna, który w kwestii kradzieży paczki był stanowczo po stronie Tereski i Okrętki. W duchu błogosławił je za pomysł, którego sam nigdy w życiu nie ośmieliłby się zrealizować.

Dzielnicowy przeciął sznurek.

– Bez względu na to, co tam jest, czy ją zwrócimy, czy nie, do oglądania musimy się przyznać – powiedział stanowczo i zdjął papier.

Pod spodem był jeszcze jeden sznurek i jeszcze jeden papier. Następnie ukazało się duże, płaskie pudełko, bez zamka. Dzielnicowy podniósł wieko i ostrożnie usunął grubą warstwę bibułki.

Krzysztof Cegna nie zdążył się powstrzymać i gwizdnął. Tereska i Okrętka zdrętwiały i wytrzeszczyły oczy. Dzielnicowy filozoficznie wpatrzył się w tę jakąś przerażającą ilość ślicznie opakowanych, szwajcarskich zegarków.

– No tak – powiedział w zadumie po chwili milczenia. – Wątpię, czy znajdziemy właściciela, który się przyzna, że mu to zginęło. Źle się stało…

– Kto mógł przypuszczać? – mruknął Krzysztof Cegna, nieco zdenerwowany.

– A trzeba było przypuszczać. Skoroś już się uparł, synu, żeby się tym nadprogramowo zajmować, to trzeba było z tym się liczyć. Gdzie masz teraz dowód? Trzeba mu to było zostawić, jechać za nim, zobaczyć, co z tym zrobi…

– Już tyle razy jechali i nic…

– Nie wiadomo, czy co miał. A teraz miał. Sfotografować… Tego faceta z Opla rozpoznacie?

Tereska i Okrętka, w przerażeniu wpatrzone w zegarki, wzdrygnęły się zgodnie.

– My nie… Myśmy nie chciały… Nie to – wyjęczała Okrętka.

– Myślałyśmy, że to jest coś nielegalnego… – jęknęła równocześnie przygnębiona Tereska. – Daję panu słowo honoru! Myśmy nie chciały kraść zegarków!

Dzielnicowy zdziwił się trochę.

– A co, naprawdę myślicie, że to jest legalne? Rąbnęłyście facetom całkiem niezły kawałek przemytu, teraz to już nie ma co ukrywać. Będziecie świadkami, nie da rady inaczej. Jeżeli was nikt nie widział, to coś mi się zdaje, że u nich tam jest teraz niezłe zamieszanie. Krzysiu, synku, to by trzeba wykorzystać. Dzwoń do majora, o tej porze jeszcze nie śpi. I pisz raport. I od razu protokół, szanowne panie podpiszą. Poznacie tego faceta z Opla czy nie?

Tereska zaczęła się orientować, że ich kradzież jest traktowana jakoś oryginalnie i że istnieje szansa na pójście jutro do szkoły.

– Tak, oczywiście! – powiedziała pośpiesznie. – Możemy go zaraz dokładnie opisać, póki pamiętamy.

– Ja nie pamiętam – powiedziała Okrętka z rozpaczą. – Mnie się myli z tym pięknym, od tej nachalnej dziwy.

– Owszem, pamiętasz! Skup się i wytęż umysł! Był stary.

– Aha, tak – zgodziła się Okrętka. – Miał co najmniej czterdzieści lat. I rękawiczki.

– Aha. I szary garnitur.

– I pewno spodnie… – mruknął dzielnicowy, notując ich spostrzeżenia.

– Co? Tak, spodnie. I włosy. To znaczy, nie był łysy. Uczesany na jeża. I taką miał plackowatą gębę. Nie żeby zupełnie płaską, bo nos mu, owszem, wystawał, ale plackowatą. I ten nos był chyba szeroki, co? Jak myślisz?

– Szeroki – przyświadczyła Okrętka, w zamyśleniu marszcząc brwi. – Miał ucho…

Dzielnicowy przestał pisać.

– Jedno? – spytał podejrzliwie. Okrętka kiwnęła głową.

– Jedno. To znaczy nie, dwa! Ale jedno miał jakieś takie…

– Jakie?

– No nie wiem. To tak trudno określić. Jakieś takie…

– Nic nie zauważyłam – powiedziała Tereska nieufnie i jakby z niezadowoleniem.

– Ale ja zauważyłam. Ty też, na pewno! Przypomnij sobie! To ucho od naszej strony miał takie jakieś… chyba czerwone i trochę bezkształtne. Takie też plackowate.

– Rzeczywiście, masz rację! – ożywiła się Tereska. – Rozklepane! I tylko jedno!

– Które?

– To od naszej strony. Zaraz. Jak zaglądał do samochodu… Z tej strony… Prawe!

– Prawe. Lewe miał zwyczajne.

– A te włosy na jeża to miał jakie? Czarne, blond?

– Dokładnie w kolorze garnituru. Też szare.

– Musiał być chyba szpakowaty – oświadczyła Okrętka. – Czarny i szpakowaty, to razem będzie szare. Inaczej byłoby niemożliwe mieć takie włosy.

– Coś jeszcze? Oczy, zęby?

Tereska potrząsnęła głową.

– Niech pan nie wymaga za wiele. Myśmy go oglądały w takim dość nędznym oświetleniu. Oczu nie było widać, a zębów nie szczerzył. Wysoki był, prawie taki, jak Skrze… jak ten pan, średnio gruby.

– Co to znaczy „średnio gruby”?

Tereska z uwagą obejrzała jeszcze raz Krzysztofa Cegnę.

– Od tego pana grubszy o jedną trzecią – oświadczyła stanowczo.

– O jedną czwartą – poprawiła krytycznie Okrętka.

– Myślisz?

– No popatrz. Jak weźmiesz jedną czwartą, tyle… i przyłożysz dookoła… Nie, masz rację, o jedną trzecią!

Krzysztof Cegna stał nieruchomo, pozwalając się dzielić na części. Okrętka zrezygnowała z oderwania mu jednego ramienia i wykonała coś w rodzaju cięcia wzdłuż klapy marynarki. Dzielnicowy przyglądał się temu z zainteresowaniem.

– Więcej nic ciekawego nie udało się wam zauważyć?

– Niestety, nic – odparła Tereska z żalem, a Okrętka smętnie pokręciła głową. Dzielnicowy, zacząwszy protokół od rysopisu faceta z Opla, pisał go dalej w dziwnej kolejności. Krzysztof Cegna przystąpił do pisania raportu. W pokoju panowała cisza, przerywana niekiedy krótkimi, uzupełniającymi pytaniami. Tereska i Okrętka, uspokojone na chwilę, znów zaczęły się czuć nieswojo, szczególnie, że złodziejski łup leżał przed oczami.