52247.fb2
– A wszystko dzięki wam – oświadczył, z galanterią składając pocałunek na ich dłoniach. – Żebyście od początku nie zwróciły na to uwagi…
– Ale myśmy zwróciły uwagę na tego reżysera – przerwała Tereska samokrytycznie – nie na bandytów!
– Ale myśmy zwrócili uwagę na bandytów. Powiedziałyście, że ktoś za wami jeździ, i od tego się zaczęło. A potem, żeby nie ta heca w melinie i nie ten cały Sałakrzak, który w nerwach wszystko wysypał, toby nie poszło tak łatwo. I w ogóle wykryłyście najważniejsze rzeczy. Właściwie to nie ja powinienem iść do szkoły oficerskiej, tylko wy!
– Dziękujemy bardzo – powiedziała Okrętka z głębokim niesmakiem. – W zupełności mi wystarczy to, że zamknęłam w komórce milicjanta. Nikogo więcej wolę nie zamykać. I nie życzę sobie sama być zamykana ani kneblowana!
Ostatnia uwaga brała się stąd, że major przygotowawszy pułapkę na przemytniczą szajkę, świadomy konieczności utrzymania bezwzględnej tajemnicy, zaniepokoił się, że Tereska i Okrętka mogłyby go przedwcześnie zdradzić. Ujawnił nawet nikłą chęć zatrzymania ich obu aż do chwili rozwikłania afery.
– Czy panie w ogóle rozmawiają o tym z kimkolwiek? – spytał niespokojnie. – Może w szkole albo w rodzinie?
– Broń Boże! – wrzasnęły na to obydwie gwałtownie i niezwykle zgodnie. – I niech panu przypadkiem nie przyjdzie do głowy coś powiedzieć – dodała Tereska ostrzegawczo. – W szkole wykluczone, mieliby nas wszyscy za głupie i zatruliby nam życie. A w rodzinie jeszcze gorzej. Nikt nic nie wie i nie ma prawa wiedzieć. Musiałybyśmy uciec z domu.
Okrętka kiwała głową, a obecny przy tym Krzysztof Cegna uroczyście zaświadczył, że istotnie rodzina Tereski o niczym nie ma pojęcia, ona sama zaś starannie dochowuje sekretu. Major się uspokoił.
– Aleksander Wielki – powiedziała teraz z obrzydzeniem Okrętka, wpatrzona w róże. – Albigensi, Aaaaaa…
– Nie chcę cię martwić, ale Atyllę pobił w Galii niejaki Aecjusz – powiedziała niemiłosiernie Tereska. – Też na A. A potem było jeszcze paru Albrechtów, w tym ten jeden od hołdu pruskiego. Później zwariował, przypuszczalnie ze zmartwienia, że spotkała go taka hańba. Możliwe, że naigrawała się z niego królowa Bona.
– Na litość boską, jakim cudem te wszystkie rzeczy pamiętasz? Do tyłu i do przodu?! Gdzie Galia, a gdzie hołd pruski?!
– Muszę. Ona lata po wszystkich wiekach. Muszę mieć w zapasie rozmaite szczegóły, w razie gdybym zapomniała czegoś innego, bo inaczej z tego nie wybrnę. Co ty sobie wyobrażasz, że ja rzeczywiście mogę się nauczyć całej historii jak tabliczki mnożenia? Co ja jestem, encyklopedia? Muszę trochę pokręcić, ona swoje, ja swoje.
– W przyszłym roku wybij sobie z głowy te kryminalne rozrywki, a w każdym razie przyjmij do wiadomości, że ja stanowczo odmawiam. W przyszłym, roku będzie matura. Ja już teraz się boję.
– Toteż właśnie – powiedziała Tereska trochę bez związku. – Kajak trzeba kupić w tym roku, bo w przyszłym mogę nie dać rady. I w tym roku zrobić kartę pływacką. Na kartę pływacką ostatni raz skoczysz na głowę, a potem już będziesz mogła włazić do wody nogami. Niech cię to pocieszy, a teraz bierz się za robotę!
Okrętka pomyślała sobie, że po wszystkim, co dzięki Teresce przeżyła dotychczas, nic ją już właściwie nie przestraszy, a po zakończeniu tak potężnej afery przemytniczej drugiej podobnej chyba zbyt szybko nie będzie. Poza tym karierę Krzysztofa Cegny mają z głowy i nikomu na razie nie muszą pomagać. Na wspomnienie Krzysztofa Cegny zrobiło jej się nawet przyjemnie.
– A swoją drogą dobrze, że to się przynajmniej na coś przydało – powiedziała z satysfakcją. – Mnie się to podoba, że Skrzetuski tak ładnie wylądował. No i proszę. Dzięki nam!
– Mnie się też podoba. Aha, zapomniałam ci powiedzieć, że major załatwił nam basen…
Okrętka wzdrygnęła się lekko.
– Co?
– Basen. Możemy chodzić ekstra do Pałacu Kultury dwa razy w tygodniu o szóstej wieczorem na pół godziny dla pracowników milicji. Nie siedź taka spłoszona, nic więcej tam nie trzeba robić, tylko pływać, a za dwa miesiące możemy zdawać. Krystyna też będzie chodzić, załatwiłam i dla niej.
– Po co?
– Jak to po co? Żeby mogła chodzić!
– Nie! Po co ona chce chodzić? Skąd jej się to nagle wzięło, ona przecież nie lubi żadnych sportów!
– Mówi, że się okropnie upasła i musi schudnąć. Upasła się rzeczywiście, więc niech sobie chudnie. Poza tym ten jej chłopak pływa i ona też chce. Zdaje się, że znów się kłócą.
Okrętka kiwnęła głową potwierdzająco i pomyślała, że życie jest okropnie skomplikowane. Ona też kiedyś zapewne zdecyduje się na jakiegoś chłopaka i Bóg raczy wiedzieć, co on będzie robił i do czego będzie się musiała przystosować. Wiecznie jakieś trudności, kłopoty i wysiłki, a im dalej w przyszłość, tym gorzej. Zrobiło jej się nagle ciężko na sercu.
– Czy to nie można byłoby trochę pożyć spokojnie? – spytała z żalem. – Czy ten tam jakiś nie mógłby robić tego, co ja, a nie ja to, co on?
Tereska spojrzała na nią, spojrzała na róże, po czym utkwiła wzrok w gałęziach za oknem.
– To zależy, komu będzie bardziej zależało, czy tobie, czy jemu – odparła niezwykle rozsądnie. – Jak cię będzie uwielbiał nad życie, to się nawet nauczy tańczyć mazura i grać w ping-ponga.
Okrętka wzruszyła ramionami, bo stanęły jej nagle w oczach wszystkie naraz, dostrzegane od dzieciństwa, realia.
– Już widzę to uwielbianie nad życie – mruknęła niechętnie.
Tereska nadal patrzyła w okno w głębokiej zadumie.
– A niedługo będzie wiosna… – powiedziała z ciężkim westchnieniem, znów raczej bez związku.
Wiosna przerażała ją nieco. Na razie trwały wprawdzie jeszcze resztki zimy, ale wiadomo było, że wiosna niewątpliwie nadejdzie, i to wkrótce. Z wiosną zaś, jak zwykle, pachnące wieczory, bzy, te cholerne słowiki, o których się ciągle ględzi, śpiewa, pisze, których należy słuchać we dwoje w czułym uścisku… Pół roku temu mogła mieć nadzieję na wiosnę w uścisku Bogusia, a teraz co? Jedna wielka chała!
Interesująca, pochłaniająca czas, absorbująca myśli, wspaniała afera kryminalna skończyła się definitywnie i zadra w sercu odezwała się na nowo. Żadna wiosna dotychczas nie budziła w niej takiego żalu i niepokoju. Każda cieszyła ją i uszczęśliwiała niebotycznie i bezmyślnie. Żadnej wiosny nie czuła się tak samotna i nieszczęśliwa jak teraz…
Osamotnienie i nieszczęście były to uczucia, które Tereska miała niejako w zapasie, wiosna bowiem jeszcze nie nadeszła. Przewidywała, że wraz z jej nadejściem musi poczuć się samotna i nieszczęśliwa, było to nieuniknione, było to niezbędne, było to naturalną konsekwencją tej tragedii z Bogusiem. Sensacje przytłamsiły tragedię, a teraz sensacje uległy zakończeniu i cóż jej pozostało? Historia i korepetycje, zwyczajne życie…
Otóż nie! Zwyczajnemu życiu Tereska się nie podda! W nosie ma słowiki, wiosnę, upojne wieczory i bzy! Odwali tę przeklętą historię, która ją denerwuje do szaleństwa trzy razy na tydzień, i będzie miała wolną głowę, żeby wykombinować coś mniej zwyczajnego. Na razie jeszcze nie wiadomo co, na razie trzeba poczekać i pozwolić Okrętce nieco odetchnąć, na razie jest zima i ten basen, i ta karta pływacka, i te pieniądze, które trzeba zarobić…
– A właściwie to ja ci się dziwię – powiedziała Okrętka, również głęboko zamyślona. – Masz nadzwyczajne powodzenie, podrywają cię różni, gdzie popadnie, wszystkie dziewuchy latają z jakimiś i ty byś też mogła, więc właściwie dlaczego nie? Dlaczego się nie chcesz na żadnego zdecydować?
W jej głosie był wyraźny odcień ciężkiej pretensji. Uświadomiła sobie właśnie, co ją czeka, jeśli Tereska nie zajmie się jakimś facetem i nadmiar czasu, inwencji i siły zechce wyładowywać w jej towarzystwie. Wiedziała, że wbrew gorącemu pragnieniu spokoju, nie odmówi udziału, i włos jej się jeżył na głowie na myśl, w czym też będzie musiała uczestniczyć. Całkowite wyłączenie się nie wchodziło w rachubę. Nadmiar Tereski był wprawdzie męczący nie do zniesienia, ale brak Tereski zamieniłby świat w jałową pustynię. Jedynym wyjściem byłoby pewne ograniczenie, które dałoby się osiągnąć, gdyby na horyzoncie pojawił się odpowiednio absorbujący osobnik…
– Na kogo niby? – powiedziała Tereska wzgardliwie. – Te wszystkie bubki są nie do przyjęcia. Albo niedojdy, albo gbury, albo obłędnie zarozumiali. Kicham na nich. Wszyscy jednakowi.
– No dobrze, ale skoro wszyscy tak… To co ty byś właściwie chciała?
– Idiotyczne pytanie. Żeby on się we mnie uczciwie zakochał. Ale nie byle kto, pierwszy lepszy z brzegu, tylko taki, który… Taki, który by mi odpowiadał. Jakiś inny niż ci wszyscy.
– Boguś był taki sam jak wszyscy – mruknęła Okrętka ostrożnie, niepewna, jak Tereska zareaguje na to wspomnienie.
Tereska prychnęła gniewnie.
– Ale z początku wydawał się inny. Sama widziałaś, że był inny, sama to mówiłaś? Był taki… niewinny. I dobrze wychowany, i sympatyczny, i zakochany. Dopiero potem…
– To było na wakacjach. To były jego ostatnie wakacje po szkole, jeszcze takie młodzieżowe. A potem wszedł w życie.
– E tam, takie życie…
W głosie Tereski zadźwięczał ton rozgoryczenia. Znów jej to jakieś inne, prawdziwe, dorosłe życie wchodziło w paradę. Istniało dookoła i rysowało się w perspektywie, pociągało i odpychało, kusiło i broniło dostępu do siebie i z całą pewnością nie miało prawa być zwyczajne. Inni nim żyli, a ona jakoś ciągle nie…
Okrętka pokręciła głową, westchnęła ciężko i pomyślała, że przyjdzie chyba pogodzić się z nową serią urozmaiceń nie do przewidzenia. Na ratunek w postaci faceta jakoś się nie zanosiło…
– No dobrze – powiedziała z rezygnacją. – To chodźmy jutro na ten basen.