63100.fb2 Hazard - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 14

Hazard - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 14

Paweł, siedzący najbliżej, spełnił jej życzenie i chwycił spadający ponownie długopis przed Tadeuszem. Tadeusz nie usiłował mu go wyrwać.

- Myślałem, że człowiek potrafi przezwyciężyć prawa fizyki - usprawiedliwił się. - No dobrze, kto rzuca?

-Ty.

- A, ja... Rzucił.

- Dwie dwójki, trzy, cztery, sześć... Dwójki zapiszę. Mam czym?

- Masz.

Paweł oddał mu długopis i, kręcąc nosem, kazał sobie zapisać dwie trójki. Miał minus 7. Odpracowanie tego zaczynało być trudne. Ewa uzyskała dwie szóstki, jedynkę, trójkę i czwórkę. Zaczęła nad tym medytować.

- I po co ja zapisałam parę z piątek...? Jedynkę...? Nie. Rzucę jeszcze.

- Do czego? - zainteresował się Tadeusz.

- A co cię obchodzi? Co wyjdzie, to będzie. Odłożyła na skraj stołu dwie szóstki, rzuciła i zdobyła trzecią.

- Trójkę poproszę. I jeden płot mi ocalał.

Baśka zebrała kości, Paweł rozłożył ręce po jednej stronie stołu, ja po drugiej. Ewa zerwała się nagle, chwyciła z fotela koc, zrolowała go pośpiesznie i utknęła pod szafą biblioteczną.

- Pozwolisz? - powiedziała do mnie. - Tak będzie bezpieczniej.

Baśka z uznaniem kiwnęła głową, wykorzystując ten czas na turlanie kości w dłoniach.

- Jedyna rozumna osoba - pochwaliła i rzuciła. Przez chwilę oglądała rezultat. - Wszyscy widzą, że straszne świństwo mi wyszło. Nie chcę więcej minusów. Ile mam płotów?

- Cztery.

- To rzucam.

Rzuciła, zostawiając na boku jedną szóstkę. Wyszły jej dwie jedynki, trójka i czwórka.

- Cholera - skomentowała pod nosem i rzuciła po raz trzeci. Wyszły dwie dwójki, czwórka i szóstka.

- Masz dwie pary, jakby co - zauważył Paweł.

- Nie chcę. Jak już tracę, to niech wiem po co. Cztery płoty, mówisz? Możecie liczyć.

- Pierwszy - policzyliśmy chórem. Dwie jedynki i czwórka. - Drugi... Masz trzecią szóstkę...

- No to co, że mam? A może ja chcę więcej?

- Trzeci... Czwarty! Koniec!

- Trójkę z szóstek mi zapisz. Nie mam płotów. Już widzę, jak to odrobię!

Rzuciłam. Wyszła mi obrzydliwość. Dwie czwórki, jedynka, piątka i dwójka. Zgniewało mnie.

- Parę mi zapisz. Za osiem.

- Ja bym rzucał do małego - podsunął Paweł. - Tylko ci trójki brakuje.

- Już się rozpędziłam niszczyć płoty na tego parszywca. Wyjdzie sam albo nie wyjdzie wcale. I dwa płoty.

Tadeusz przełożył długopis do lewej ręki, a prawą zgarnął kości. Rzucił.

- Przestał walczyć z prawami fizyki - mruknęła pod nosem Ewa.

-I na złe mi wyszło - westchnął. - Co ja tu mam? Dwa, dwa, trzy, pięć, sześć... Co ja mam z tym zrobić... Wiem! Szansę! Ile to razem...? Osiemnaście. Szansa i dwa płoty.

Paweł pochuchał w dłonie i rzucił delikatnie, bez rozmachu. Wszyscy wpatrzyliśmy się w czarne kropki.

- Co on tu ma...? Jeden, dwa, trzy... Jest! Mały strit!

- Mówiłam, że sam wychodzi albo wcale! - wytknęłam.

- Zapisz mi - poprosił Paweł uroczyście. - Potrójnie, całe czterdzieści pięć. I dwie sztachetki.

- On gotów wygrać! - zwróciła nam uwagę Baśka, ostrzegawczo i z oburzeniem.

- Już go za to zabić czy za chwilę? - spytała zgryźliwie Ewa i zgarnęła tego małego strita.

- Za chwilę, niech jeszcze pogra. Ugryzłabym go w razie potrzeby, ale za daleko siedzę. Ewa rzuciła.

- Trzy szóstki, jedynka i dwójka. Trójkę już mam...? Na górze nic? To zapisz szóstki jako takie. I płoty.

Tadeusz wpisał krzyżyk w odpowiedniej rubryce, bo te górne szóstki wyszły jej na zero. Trzy, jak należy. Nie miała jeszcze żadnych minusów. Baśka rzuciła dość łagodnie i zdobyła dwie szóstki, dwie jedynki i dwójkę.

- Mam parę...? Nie mam. Bardzo dobrze, pisz parę i dwa płoty.

- Też bym chciała mieć parę - westchnęłam smętnie, rzucając. - No i chała. A, nie, parę już mam... Co tu jest? Jeden, cztery, sześć, trzy, trzy... Trójek nie mam? To zapisz, dwie sztuki. Paweł ma minus siedem, to i ja mogę. I płoty.

Tadeusz uznał nagle, że walka z prawami fizyki przynosi mu fart, i znów wycelował długopisem w półeczkę pod lampą. Półeczka była szklana, śliska i nie trzymała poziomu idealnie, musiała być nawet nieco zwichrowana, bo okrągły długopis bez skuwki w żadnej pozycji nie chciał na niej leżeć, tyle że turlał się raz wolniej, raz szybciej. Zerwałam się z krzesła, popędziłam do kuchni i przyniosłam tackę ze styropianu, pozostałą po jakimś produkcie spożywczym. Postawiłam ją na półeczce.

- Masz. Z dwojga złego łatwiej walczyć z prawami fizyki niż z tobą. Kładź go teraz, jak chcesz.

- To nie to samo - zaprotestował Tadeusz, ale pogodził się z tacką i sięgnął po kości.

Wyszły mu dwie szóstki i jakieś śmieci. Zapisał parę, wahając się, czy ma to uważać za dobry omen, czy też wręcz przeciwnie. Paweł przystąpił do potrząsania.

- Sześć, sześć, dwa, dwa... No dobrze, niech będzie para.

- Ja jestem zacięta - powiadomiła nas nagle Ewa. - Nie chcę minusów na górze. Będę rzucała nawet do jedynek!

- Daj ci Boże zdrowie, ciekawe, na ile ci te płoty wystarczą...