63100.fb2 Hazard - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

Hazard - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

Paweł westchnął ciężko, rzucając do dwóch par. Nawet je dostał i nie najgorsze, dwie piątki, dwie trójki. Ewa zdobyła jeszcze lepsze, dwie trójki i dwie szóstki, Baśka dwie piątki i dwie czwórki, na punkty tyle samo co Ewa. Mnie tak świetnie nie poszło, dwie czwórki i dwie jedynki.

- Trudno, pisz. I tak się dziwię, że dwie pary wychodzą...

- Też się dziwię - przyświadczył Tadeusz, uzyskawszy dwie piątki i dwie trójki.

Paweł rozpoczął następną kombinację, trójkę. Od razu dostał mieszaninę.

- Jak mam rzucać, to chociaż do tych większych - oświadczył, odsuwając na bok jedną szóstkę.

Po dwóch rzutach wciąż miał tylko tę jedną. Ruszył płoty. Już pierwszym zdobył drugą szóstkę i trzy jedynki.

- No masz trójkę. Nie chcesz takiej?

- Nie chcę. Równie dobrze mógłbym skreślić od razu. Drugi płot dał mu nadmiar, następne dwie szóstki.

- Nie można by tego zapisać do karety? - spytał, zmartwiony.

- Nie można - odparła stanowczo Ewa. - Każdy by tak chciał.

Byliśmy już przy szansie, po dokładnym poskreślaniu obu stritów, kiedy Tadeusz ponownie nadstawił ucha w kierunku przedpokoju.

- Mam wrażenie, że twój czajnik znów strzela - powiedział niepewnie, zanim Paweł wziął kości do ręki.

Podniosłam się i udałam do kuchni znacznie spokojniej niż poprzednio, zdziwiona nieco, bo nalałam bardzo dużo wody i on jeszcze nie miał prawa się wygotować. Jednakże to uczynił. Znów był rozpalony, cała woda zaś znajdowała się na płycie kuchenki i na podłodze. Odgadłam przyczynę.

- Pękł cholernik. Żeby go szlag trafił...

- Nie musisz mu życzyć, masz to już jak w banku - pocieszyła mnie Baśka, znów przybyła tuż za mną. - To co? Iść do łazienki po ten drugi?

- Iść. Też go trzeba będzie wygotować, bo dawno nie był używany...

Postawiwszy na gazie prawie pięć litrów wody, uznałam, że na długą chwilę będzie spokój i wróciłam do pokoju, wodę na podłodze pozostawiając własnemu losowi. Paweł przestał potrząsać kośćmi, co czynił cały czas, i rzucił do karety. Dostał ją z ręki.

- No wiecie, że to jest nie do zniesienia! - wykrzyknęła Baśka. - Nawet jak przegrywa, to też wygrywa! Jak on to robi?

- Prawie odpracował górę - rzekł z podziwem Tadeusz, zapisując te 72. - Gdyby nie miał na górze minusów, moglibyśmy już wchodzić pod stół i płakać.

- Jeżeli rzucisz z ręki jeszcze i pokera, nie dam ci w domu nic do jedzenia. Będę ci z ust wyrywać...

- Mam dwie piątki - zawiadomiła Ewa. - Ile płotów?

- Jedenaście.

- Jeden w normie... Jest jedna. Drugi... Liczcie płoty! Pierwszy... drugi... Cholera.

Za drugim przyszły jej jeszcze dwie piątki. Poker. Teraz, przy karecie...!

- To z pokerem mogę się z góry pożegnać - powiedziała ponuro.

- Bardzo cię przepraszam - powiedział Tadeusz. - Pomyliłem się, policzyłem Pawła, to on ma jedenaście. Ty miałaś płotów tylko sześć. Zostało ci cztery.

- Nadzwyczajnie mnie pocieszyłeś...!

- Cicho bądźcie! - zażądała Baśka. - Mam dwie piątki. Tych sztachet ile...? Tylko porządnie, bez pomyłki!

- Jedenaście.

- Jesteś pewien, że nie liczysz znów Pawła?

- Pewien. I nie siebie...

- No dobrze. Jest trzecia... Jeszcze raz w normie... Jest! Oczywiście wyszło mi najgorzej, jedna piątka. Zgniewało mnie, zgarnęłam wszystkie. Jedna szóstka. Żadnej...

- Ile mam płotów? Już widzę, sześć. Niech je diabli wezmą, liczcie!

Drugim przyszła czwarta szóstka, cztery płoty zostały mi na pokera. Tadeusz łypnął okiem na Pawła.

- Długie potrząsanie daje doskonałe rezultaty...

- Ale nie do jutra - poprosiła Ewa po dłuższej chwili.

- Komu daje, komu nie - zauważył Paweł, widząc efekt rzutu Tadeusza. - Chociaż... Jedynków jak mrówków.

- Kareta z jedynek - powiedział Tadeusz. - A jednak. Trzy razy cztery, dwanaście. Zapisuję!

- Jezus Mario, ile on ma tych płotów...?!

- Osiemnaście - policzył Tadeusz. - I mam strasznie złe przeczucia. Rekord przy pokerze był dwadzieścia siedem.

- Wyszedł...?

- Nie. Ta osoba wyrzuciła go dwudziestym ósmym, już nieważnym. Nie pamiętam, kto to był.

- Jakiś biedny niefarciarz - zaopiniował Paweł i rzucił. Westchnął, odsunął na bok jedną szóstkę i zaczął rzucać dalej. W normie zdobył trzy.

- No to teraz te jedenaście płotów...

- Pierwszy... drugi... trzeci... - zaczęliśmy. - Jest czwarta! Czwarty... piąty... szósty...

Za siódmym piąta szóstka przyszła.

- Mówiłam, że tych płotów masz za dużo! - wytknęła Baśka.

Ewa dostała trzy szóstki od razu. Kiedy zaczęła płoty, miała ich już cztery.

- Pierwszy... - zaczął chór. - Drugi... Trzeci... Jest!

- Powinna być jakaś premia za ocalałe płoty - mruknął Paweł.