63100.fb2
- spotykać się ze znajomymi,
- zazdrościć wygranym,
- pławić się w satysfakcji na widok przegranych, tych, którzy stracili wszelki umiar i wyrwali sobie z trzewi ostatnie szczątki fortuny,
- pluć sobie w brodę, że nie zagrał wcale albo że nie zagrał drożej,
- pluć jak wyżej, że zagrał niepotrzebnie,
- nic nie robić.
Jak widać, wachlarz - możliwości jest imponujący. A wszystko za jedne dwa złote!
Ostatnio na służewieckich wyścigach zaistniał wypadek, że przyszedł jakiś człowiek, o koniach nie mający najmniejszego pojęcia, (no, zapewne odróżniał je od kotów, psów, a przynajmniej bocianów), który zagrał piątkę, czyli pięć kolejnych koni na celowniku, za jedną złotówkę, przypadkiem trafił i dostał osiemnaście tysięcy. Zjawisko rzadkie, ale możliwe. To tak na marginesie...
ZAKOŃCZENIE (odrobinę dłuższe niż wstęp)
Jeszcze raz przypominam: przymus gry nie istnieje nigdzie!
Możemy sobie zwiedzać i oglądać sale, hale, tory, kasyna, wesołe miasteczka i wszelkie speluny, nie tracąc ani grosza, poza opłatą za wstęp. Możemy się przy tym robić na bóstwo (kobiety, kobiety... Zboczeńcami płci męskiej nie zajmujemy się tu w najmniejszym stopniu), stroić kusząco i napawać powodzeniem. Możemy zagrać, przeżyć chwile dzikiej emocji i czasem nawet wygrać. Możemy dać ujście namiętności i zmienić jej kierunek. Zamiast płakać w kącie pod piecem, bo ten jakiś nas porzucił, możemy się poderwać, uczesać, umalować i skoczyć do kasyna. Jeśli wyglądamy okropnie po dwóch tygodniach łez, mamy tę pociechę, że nikt na nas nie zwróci uwagi, skoro wszyscy są zajęci grą i nic nie będzie szkodziło, że przyjdziemy tam w charakterze pomietła.
I mamy niemal pewność, że nie spotkamy tam żadnej, zadowolonej z życia przyjaciółki...
Mężczyzn do hazardu zachęcać nie trzeba. Dość już złego narobili...
koniec